Nieważne, że jego pomysł wywołał konsternację na Zachodzie i w Ukrainie, że prezes PiS z nikim go nie konsultował i mało kto wiedział, o co w nim faktycznie chodziło. W PiS natychmiast ruszyło zachwalanie, forsowanie i obrona w takiej skali, jakby pomysł Kaczyńskiego był sprawą wagi państwowej. Sprawa misji pokojowej pokazała jakim kultem, mimo krytyki, darzony jest w PiS Kaczyński.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pokazał, że jest szefem wszystkich szefów, ale tylko na swoim podwórku. Jemu się wydaje, że tylko on ma zawsze rację" – ocenił Jarosława Kaczyńskiego w blogu naTemat senator Wadim Tyszkiewicz.
– Mam wrażenie, że Kaczyński chciał zaistnieć. Uważa się za męża stanu, który ma ogląd strategiczny całego świata – komentuje były szef MSZ Dariusz Rosati.
W PiS bronią jednak koncepcji prezesa o misji NATO w Ukrainie. – Bo chodzi o autorytet prezesa, a prezes nie może się okazać omylny – ocenił Tomasz Siemoniak.
Pomysłem z misją NATO i tym, w jaki sposób i gdzie go zakomunikował Jarosław Kaczyński objawił się niczym jedyny zbawca świata, który najlepiej wie, jak zatrzymać rosyjską inwazję. Totalnie nieomylny, wszystkowiedzący, nieuznający ani krytyki, ani porażki.
Takim pewnie chciałby być postrzegany, do takiej wizji swojej osoby siebie i nas przyzwyczaił. Tyle że rzeczywistość jest dziś nieco inna.
"Pokazał, że jest szefem wszystkich szefów, ale tylko na swoim podwórku. Jemu się wydaje, że tylko on ma zawsze rację" – ocenił w blogu naTemat senator Wadim Tyszkiewicz. Stwierdził też, że "ukraiński 'wyskok' Kaczyńskiego, to dowód na poczucie jego własnej boskości i ciągotek do rządów autorytarnych". "Kaczyńskiemu już mało roli 'emerytowanego zbawcy narodu', on chce zostać zbawcą Europy, a może i całego świata. Ale to nie ta liga, panie prezesie" – napisał.
– Mam wrażenie, że Kaczyński chciał zaistnieć. Uważa się za męża stanu, który ma ogląd strategiczny całego świata i jest jedyny, który jest w stanie zaproponować jakieś wyjście z sytuacji – powiedział.
Kaczyński w ostatnich miesiącach
Tyle że Kaczyński, dotychczasowy strateg numer 1, coraz częściej postrzegany jest inaczej.
Przede wszystkim w ogóle rzadko go widać. Pół Polski w ważnych momentach nie raz dopytywało, gdzie jest wicepremier ds. bezpieczeństwa – czy to podczas kryzysu uchodźczego na granicy z Białorusią, czy teraz w sprawie Ukrainy i wojennego zagrożenia. Oprócz słynnego wyjazdu do Kijowa, na temat Ukrainy wcześniej rzadko zabierał głos.
Poza tym media co jakiś czas wychwytują inne jego wpadki – a to z butami, a to zegarkiem. Podczas jesiennej konferencji prasowej dotyczącej ustawy o obronie ojczyzny, walczył ze znużeniem i przysypiał. W marcu, gdy Sejm zajmował się ustawą, wygłosił mowę, którą publicysta Jakub Majmurek nazwał słabą i jak komentował w wp.pl "wyraźnie brakowało mu energii, siły, charyzmy, nie sprawiał wrażenia przywódcy, któremu gotowi jesteśmy zaufać w sytuacji około-wojennej".
Stwierdził także, że to Jarosław Kaczyński był najsłabszym ogniwem obozu władzy w ostatnich tygodniach. Sprawa z misją NATO przelała czarę.
"To najwyższy czas, żeby Jarosław Kaczyński odszedł na emeryturę. Po prostu szkodzi Polsce" – ocenił teraz na Twitterze Jan Grabiec z PO.
Kult Kaczyńskiego w PiS
Ale to jedna strona medalu. Druga to ta, z jakim namaszczeniem nawet najbardziej absurdalny pomysł prezesa czy jego zachowanie jest przyjmowane w PiS. I jaką pozycję mimo wpadek Jarosław Kaczyński nieustannie ma w swojej partii.
– Każdy ma taki moment w życiu, że się nie wyspał. To nie jest nic strasznego. Każdemu może się to zdarzyć. Może był zmęczony? A może znudzony? Nic się nie dzieje, jest w świetnej formie – mówili nam politycy PiS, gdy prezes przymykał oczy na konferencji prasowej.
Teraz dobitnie pokazała to akcja z misją pokojową NATO.
Kaczyński, najważniejsza osoba w państwie, praktycznie nigdy nie wyjeżdża za granicę i trudno w ostatnich latach doszukiwać się licznych jego spotkań z przywódcami choćby innych partii w Europie, poza m.in. Orbanem, czy Le Penn. Raczej nie utrzymuje kontaktów z zachodnimi przywódcami i w sprawach zagranicznych w ogóle raczej rzadko zabiera głos. A jednak, jak zobaczyliśmy, chce wpływać na sprawy międzynarodowe jak wytrwany dyplomata. I w PiS biją mu za to brawo.
Ostro punktują to internauci.
A także opozycja.
– Kult Jarosława Kaczyńskiego jest posunięty do tak absurdalnych rozmiarów, że teraz wszyscy poczuwają się do obowiązku, by bronić tej inicjatywy, mówić, że to świetny pomysł. Albo, że Zachód jej nie chce, że jest za miękki – ocenił w rozmowie z naTemat Dariusz Rosati.
Również Tomasz Siemoniak, były szef MON, wspomniał o amatorskim podejściu Kaczyńskiego do polityki – że zgłasza pomysł, nie patrząc na konsekwencję, ale też forsowaniu go przez PiS. – Bo chodzi o autorytet prezesa, a prezes nie może się okazać omylny – powiedział naTemat.
To, jak mu biją brawo, było widać w Sejmie 3 marca podczas czytania ustawy o obronie Ojczyzny (patrz zdjęcie na górze tekstu). Nie obeszło się to bez dosadnych komentarzy, w tym właśnie odniesień do kultu jednostki.
Jak to wyglądało teraz?
W PiS forsują pomysł prezesa
Gdy w połowie marca zachodni świat pierwszy raz usłyszał o tej propozycji, osłupiał. Osłupiały, jak się potem okazało, także władze Ukrainy. Odkąd prezydent Wołodymyr Zełenski wymownie i krytycznie ocenił pomysł prezesa PiS, opozycja nie zostawia na Kaczyńskim suchej nitki. Jest śmiech, kpiny, ale też niepokój, że tak skompromitowała się polska dyplomacja. Zewsząd płyną takie głosy.
Tymczasem niezrażeni politycy PiS jednogłośnie, chórem, od samego początku gdzie się da forsują pomysł Jarosława Kaczyńskiego, jakby był najlepszy na świecie. Premier Morawiecki przedstawił go na szczycie NATO, minister Błaszczak – na spotkaniu z natowskimi ministrami obrony, a politycy PiS w różnych miejscach przekonywali, że to rozsądna propozycja, jedno z najlepszych rozwiązań albo po prostu – jak stwierdził Marek Suski – "nikt na to nie wpadł, jedynie Jarosław Kaczyński".
Od dwóch tygodni w PiS nie przyjmują żadnej krytyki, bronią pomysłu Kaczyńskiego własną piersią i tłumaczą, co prezes miał na myśli.
– Chodzi o to, aby znaleźć jakiś sposób, żeby wesprzeć Ukrainę w tej sytuacji, w jakiej się znalazła. Żeby nie była pozostawiona sama sobie. To jedna z koncepcji, które mają pomóc Ukrainie – tak tłumaczył go jeszcze wczoraj wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, gdy krytyka lała się strumieniami.
Ten kult prezesa i jego nieomyślności był oczywiście od zawsze.
Ale dziś, gdy słowa prezesa ocierają się o międzynarodową kompromitację, gdy na Polskę wskazują palcem i zastanawiają się, o co jej chodzi, może powinny być jakieś granice? I zdrowy, dyplomatyczny rozsądek?