Wypowiedź Mateusza Morawieckiego była związana z rzezią cywilów w Buczy i apelem o więcej sankcji dla Rosji. Personalnie dostało się nie tylko prezydentowi Francji, ale też przywódcom Niemiec. Jednak to słowa wypowiedziane pod adresem Emmanuela Macrona odbiły się największym echem nie tylko w Polsce. Na tydzień przed wyborami we Francji wielu odebrało je jednoznacznie. – Nie mam żadnych wątpliwości, że Morawiecki robi to ze względu na panią Le Pen – komentuje Cezary Tomczyk, poseł KO.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem. Czy osiągnął coś pan? Ze zbrodniarzami nie ma co negocjować – zwrócił się do prezydenta Francji premier Morawiecki.
Wielu internautów odebrało tę krytykę jako wsparcie dla Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji.
Jak oceniają to polscy politycy? Jakie szanse w wyborach ma Le Pen?
W poniedziałek KO otrzymała z Francji "paczkę informacyjną" na temat wyborów prezydenckich, które odbędą się już 10 kwietnia. Były w niej ostatnie sondaże i ich podsumowania, cytaty z wypowiedzi polityków, ale też przegląd mediów z wczoraj.
– Jak przekazali nam nasi europejscy politycy, słowa Morawieckiego były szeroko komentowane we Francji, podobno pojawiły się właściwie we wszystkich programach informacyjnych i były raczej wyśmiewane. Morawieckiego pokazywano jako człowieka, który niewiele rozumie, jego wypowiedź odebrano raczej z politowaniem. Cytowano też panią Le Pen, która powiedziała, że po zakończonej wojnie w Ukrainie Putin będzie najbliższym sojusznikiem Francji – mówi w rozmowie z naTemat Cezary Tomczyk, poseł KO, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji ds. UE.
Przypomnijmy, w reakcji na rzeź cywilów w ukraińskiej Buczy, premier Morawiecki zwrócił się w poniedziałek do Emmanuela Macrona, a także do kanclerza Niemiec Olafa Scholza i byłej kanclerz Angeli Merkel, by przestali grać na zwłokę.
– Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem. Czy osiągnął coś pan? Ze zbrodniarzami nie ma co negocjować – powiedział do prezydenta Francji.
Słowa u jednych wywołały aplauz, że Morawiecki nazywa rzeczy po imieniu (tak jak wtedy, gdy na początku rosyjskiej inwazji w Berlinie beształ Niemcy za brak reakcji), ale u innych wręcz przeciwnie. Szybko przypomniano, że wybory we Francji odbywają się już w niedzielę, a premier RP ostatnio rozwijał sojusz z główną rywalką Macrona – proputinowską Marine Le Pen, która – jak wszystko na to wskazuje – zmierzy się z Macronem w drugiej turze wyborów.
– Nie mam żadnych wątpliwości, że Morawiecki robi to ze względu na panią Le Pen. W PiS postanowili utrzymać dotychczasowe sojusz z nią, z Orbánem i Salvinim. Nie mam wątpliwości, że jego słowa były po to – komentuje Cezary Tomczyk.
Podkreśla: – To jest jasna deklaracja ze strony PiS, że utrzymują sojusze z drużyną Putina i będą prowadzili schizofreniczną politykę – z jednej strony udowadniając, że są przeciwko Putinowi, a z drugiej wspierając tych, którzy Putina wspierają. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że można być jednocześnie sojusznikiem Orbána, który mówi, że jego przeciwnikiem w wyborach był prezydent Ukrainy i jednocześnie być zwolennikiem Zełenskiego i przeciwnikiem Putina.
– To, co zrobił Morawiecki, to próba uderzenia w Macrona, w ceniącego demokrację prezydenta Republiki Francuskiej, po to, by wspierać Le Pen, która jest jawnie proputinowskim politykiem. Gdyby wygrała, byłoby to absolutnie dla Europy katastrofą. – podkreśla Cezary Tomczyk.
Jakie szanse ma Marine Le Pen
Ostatnie sondaże pokazują, że dystans między Macronem, a liderką partii Zjednoczenie Narodowe znacznie się zmniejszył. W badaniu Harris Interactive dla tygodnika "Challanges" Marine Le Pen uzyskała najlepszy wynik w swoim politycznym życiu: 48,5 proc.
Eksperci są ostrożniejsi. – Uważam, że jest prawie pewne, że Marine Le Pen wejdzie do drugiej tury. Éric Zemmour, który mógłby jej zagrozić, wyraźnie traci, a pani Valérie Pécresse prowadzi bardzo nieudolną kampanię i też nie ma szans – komentuje w rozmowie z naTemat prof. dr hab. Jacek Wódz, politolog, który od lat śledzi francuską scenę polityczną.
Co do drugiej tury też w zasadzie jest pewny i raczej nie przewiduje zaskakujących zwrotów akcji. Tłumaczy, że we Francji zawsze jest tak, że w drugiej turze następuje coś a'la zjednoczenie republikańskie.
– A ponieważ pani Le Pen jest skojarzona z nurtem antyrepublikańskim, to w zasadzie wszyscy zagłosują przeciw niej albo nie pójdą na wybory. W moim przekonaniu Macron wygra, aczkolwiek wielu ludziom już się nie podoba, jest przedstawiany jako taki reprezentant bogatej Francji, szczególnie nie interesował się np. wsią, a elektorat wiejski zawsze miał we Francji dużo do powiedzenia. Uważam, że Macron wygra, ale mając ok. 51-52 proc. głosów, a Le Pen w granicach 46-47 proc. – ocenia.
Cezary Tomczyk dodaje, że podobne informacje o nastrojach przedwyborczych docierają do nich z Francji: – Na razie sytuacja jest stabilna. Macron w większości sondaży ma między 53-55 proc. poparcia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa Macron wygra te wybory, ale trzeba patrzeć, co będzie się działo w czasie debaty i w ciągu kolejnych dni. Wszyscy czekają na debatę. I jest to trochę smutne, że ktoś taki jak Le Pen nie tylko właściwie na 100 proc. będzie w drugiej turze, ale jest w stanie zbliżyć się do 50 proc.
Co chciał przekazać Morawiecki
Stąd słowa Morawieckiego krytykujące Macrona szczególnie w mediach społecznościowych padły na podatny grunt.
"Rozumiem, że w ten sposób chce wzmocnić LePen. Zabrakło odwagi, żeby jawnie wspierać sojuszniczkę Putina", "Ostro atakuje Macrona kłamliwie zarzucając mu prorosyjskość, żeby zwiększyć szanse wyborcze przyjaciółki PiS i Putina, Le Pen", "Morawiecki wspiera przyjaciółkę Putina, Le Pen, w wyborach we Francji" – to tylko kilka komentarzy z Twittera.
Ale nie tylko w Polsce te słowa wywołały burzliwe dyskusje. Choć, jak zaznacza prof. Jacek Wódz, to co mówi premier Morawiecki, dla francuskiego elektoratu w ogóle się nie liczy i nie ma znaczenia.
– Ja nie wiem dokładnie, jaki był jego cel, żeby coś podobnego powiedzieć. Ale w PiS nie umieją wycofać się z porozumienia z Le Pen, Salvinim i Orbánem i teraz mają kłopot. Jest słabym graczem na tej szachownicy pisowskiej, może gra w tej chwili, żeby się przypodobać i jednym i drugim? – mówi o Morawieckim.
W każdym razie w internecie dobrze widać, jak wielu ludzi jednoznacznie odebrało słowa Morawieckiego. Oto mała dawka zagranicznej wymiany zdań:
– "Jesteś idiotą? Polski rząd jest najbardziej proukraińskim i antyputinowskim w całej Europie".
– "Ty idioto, Morawiecki to skrajna prawica, która popiera Le Pen".
Odbiór skojarzenia Morawieckiego z Le Pen za granicą wcale nie należy do rzadkości. Przypomina się spotkania Morawieckiego ze skrajną prawicą. Francuski polityk Frédéric Petit pyta: "Gdzie był Morawiecki, by krytykować prokremlowskie stanowiska Orbána, Le Pen i Salviniego, kiedy chciał stworzyć z nimi dużą partię europejską?".
Padają też pytania, dlaczego Morawiecki krytykuje Macrona na kilka dni przed wyborami i jaki miał w tym cel. Zadał je m.in. były wicepremier Janusz Piechociński.
Jak by odpowiedział na swoje pytanie? Janusz Piechociński przypomina wyjazd Morawieckiego do Madrytu tuż przed wybuchem wojny, gdzie spotkał się z Le Pen, Salvinim, Orbánem i innymi antyunijnymi politykami.
– Spotkał się z ludźmi takimi, jak pani Le Pen, wychwalającymi Putina i opowiadającymi o tym, że Ukraina to jest przestrzeń rosyjska i tego nie wolno kwestionować. Stąd było moje pytanie. Po co na nie odpowiadać, skoro fakty już na nie odpowiadają? – reaguje w rozmowie z naTemat.
– I nagle po wyborach na Węgrzech okazuje się, że premier Orbán, którego krytykowano, do którego na spotkanie Grupy Wyszehradzkiej nie pojechał minister obrony, jest cenny. A dziś PiS życzy Polsce i Europie, także głosem premiera Morawieckiego, żeby na czele państwa francuskiego stanęła mało propolska w swoich działaniach i poglądach, pani Le Pen. Jaki z tego interes ma Polska? Żeby na czele dużego państwa europejskiego stanęli wrogowie trudno negocjowanej jednolitości europejskiej? Że dla NATO, UE i polskiego bezpieczeństwa lepiej będzie, kiedy tak skrajny polityk, jak Le Pen, której kampanię finansowano via Budapeszt, zostanie prezydentem? – analizuje.
Jaki jest interes Polski
Paweł Kowal, poseł KO, były wiceminister spraw zagranicznych, podsumowuje w rozmowie z naTemat, że jeśli ktokolwiek w jakikolwiek sposób wspiera Le Pen to jego zdaniem ostro działa przeciwko polskiemu interesowi.
– Ja od dawna atakuję sojusz z Le Pen i uważam, że w polskim interesie jest jej przegrana. W przypadku Le Pen nie chodzi o to, że ona popełnia błędy, tylko politycznie opowiada się za rosyjskimi strefami wpływów w Europie, czyli jest dużo bardziej niebezpieczna od Macrona – mówi w rozmowie z naTemat.
Ale podkreśla też, że w obecnej sytuacji, premier powinien jasno nazywać rzeczywistość.
– Można to czytać tak, że Morawiecki w pewnym sensie dowartościowuje Le Pen kosztem Macrona, ale po pierwsze – na zdrowy rozum – trudno powiedzieć, czy to we Francji ma jakiekolwiek znaczenie. A po drugie ja się domagam, żeby wszyscy mówili prawdę, więc cieszę się, że mówi prawdę o telefonach Macrona. Uważam też, że każdy z nas, polityków, powinien być sprawiedliwy w ocenach, zarówno w stosunku do Macrona, Scholza i innych partnerów, jak również do Orbána – podkreśla.
To potępienie zbrodni jest dziś bardzo ważne a może najważniejsze. Gdy cała Europa żyje sprawą Buczy i zapewne innych podobnych miejsc, z ust Orbána, czy Le Pen, potępienia nie słychać. Tym bardziej że – jak wskazuje Paweł Kowal – w przeciwieństwie do zbrodni z II wojny światowej, gdy Jan Karski próbował przekazać prawdę na Zachód, dziś ludzie mają social media i tyle zdjęć, relacji, filmików, ile tylko chcą.
– I ciągle się wahają, żeby powiedzieć: Potępiam Rosję za te zbrodnie. I nie rozumieją tego, czy to Le Pen, czy Orbán, że brak tych słów jest przyzwoleniem, kosztuje kolejne życia, ponieważ otwiera drogę do podobnych akcji. A Le Pen nie tylko nie potępia zbrodni, ale jest w nami w strukturalnym konflikcie politycznym. Ona pakuje nas w rosyjskie ręce, jest dla mnie niepojęte, jak polscy politycy mogą to tolerować – podkreśla polityk.
Tym Orbán, czy Le Pen różnią się od tych zachodnich polityków, którzy układali się z Putinem i dziś znajdują się na celowniku.
Pamiętajmy tylko, że jeśli Morawiecki zarzuca Macronowi rozmowy z Putinem, to Le Pen jest 600 lat świetlnych dalej, jeśli chodzi o kontakty z Rosją. Ona jest wprost putinowska, ma udowodnione koneksje z Rosją, wychwala Putina pod niebiosa, mówi, że będzie najbliższym sojusznikiem po wojnie. To jest nieprawdopodobne. Nie wiem, czy o zbrodniarzach wojennych można powiedzieć coś bardziej niemieszczącego się w głowie niż to, co powiedziała pani Le Pen.
Cezary Tomczyk
Poseł KO
Chciałbym, żeby tym bardziej proporcjonalnie ostrzej premier skrytykował Orbána. Bo on robi coś znacznie gorszego – politycznie uchyla się od potępienia zbrodni.