Fabuła "X" skupia się na grupie początkujących filmowców, którzy wybierają się na teksańskie odludzie, by nakręcić swoje pierwsze sekretne dzieło. Wynajmujący im dom gospodarze szybko zaczynają się dziwnie zachowywać i wykazywać mordercze skłonności...
Reżyserem slashera, a zarazem jego scenarzystą jest Ti West, twórca doskonale znany fanom horrorów z takich filmów, jak "Dom diabła" czy "Następny jesteś ty". West pracował również przy takich serialach grozy, jak "Outcast: Opętani" czy "Egzorcysta".
W obsadzie filmu znaleźli się m.in. Mia Goth ("Suspiria", "Emma."), Jenna Ortega ("Krzyk", "Ty"), Brittany Snow ("Pitch Perfect", "Bal maturalny") oraz Kid Cudi ("Nie patrz w górę", "Tacy właśnie jesteśmy").
Za produkcją "X" stoi studio A24, znane m.in. z tak zwanych art-horrorów, takich jak "Midsommar. W biały dzień", "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii" czy "To przychodzi po zmroku". Polskim dystrybutorem filmu jest M2. Polska premiera horroru zapowiedziana jest na 29 kwietnia.
Slasher to specyficzny podgatunek horroru, którego fabuła z reguły opiera się na tym, że morderca lub grupa zabójców po kolei zabija kolejnych bohaterów filmu. Taki typ kina grozy najpopularniejszy był w latach 80., jednak na przestrzeni ostanich lat, a w szczególności mijającego roku, można zaobserwować, że przeżywa on swojaki renesans, czego efektem są lepsze i gorsze produkcje.
Do tej pierwszej kategorii należy debiutujący na ekranach kin w styczniu "Krzyk", będący piątą kontynuacją cyklu o tym samym tytule. Tegoroczny slasher był pierwszym filmem w serii, którego nie wyreżyserował legendarny twórca horrorów Wes Craven.
"Bettinelliemu-Olpinowi i Gillettowi udała się trudna sztuka: utrzymali ducha poprzednich części, jednocześnie nie zapominając, że tym, co zawsze wyróżniało cykl była innowacyjność i element zaskoczenia widzów – nie tylko rozwiązaniem kryminalnej intrygi" – pisaliśmy w naszej recenzji.
Do mniej udanych przedsięwzięć należał z kolei netflixowy cykl "Ulica strachu", który zadebiutował na platformie w lecie ubiegłego roku.
"Pomimo pewnych zalet, nie ma w trylogii Janiak ani ikry, ani świeżości. To odtwórcze laurki zrobione w hołdzie ulubionym filmom, którymi reżyserka macha widzom przed oczami. Na chwilę faktycznie mogą przyciągnąć wzrok, ale na dłuższą metę ich wykonanie nie zachwyca" – możecie przeczytać w opublikowanej w naTemat recenzji.
Może Cię zainteresować również: