Jaka jest prawda o odwiecznej rywalizacji pomiędzy Warszawą, a Krakowem? Czy naprawdę mieszkańcy Warszawy i Krakowa są tak różni od siebie? A może to tylko stereotyp? Spytaliśmy o to trzy osoby prowadzące swoje firmy w obu miastach – Justynę Kosmalę z Charlotte, Tomasza Brzozowskiego z Czułego Barbarzyńcy i Justynę Kozak z GaliLu.
Warszawskie knajpy na eksport – pisaliśmy pół roku temu. Po takim czasie sprawdzamy jak poradziły sobie w innym mieście, czy ich formuła sprawdziła się i na ile krakusi różnią się od warszawiaków. Czy uprzedzenia mają odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Charlotte – wspólny stół
– Zauważam więcej cech wspólnych niż różnic – mówi Justyna Kosmala, szefowa Charlotte. Kultowe warszawskie bistro istnieje na placu Zbawiciela od kwietnia ubiegłego roku, w tym otworzyło swój drugi lokal w Krakowie, na placu Szczepańskim.
Charlotte szybko stało się hitem w stolicy, podobnie było z lokalem na placu Szczepańskim. Sława tego miejsca wykroczyła poza obręb miasta, tworząc markę, do której zwyczajnie chce się chodzić. Justyna Kosmala wyraźnie odczuła zainteresowanie i sympatię Krakowian.
– Widzę różnicę w tempie życia naszych gości – mówi właścicielka. – W Warszawie jest większy pęd i duża rotacja ludzi, w Krakowie spędza się czas spokojniej – dodaje. Zauważa też, że przekłada się to na wybór potraw. W Warszawie nie ma zależności między porami dnia, a posiłkami. W Krakowie zauważam je: zupy i ciepłe posiłki dominują w porze obiadowej. Poza tym je się spokojniej i o regularnych porach.
Szefowa Charlotte zaznacza, że tempo nie wpływa na jakość pracy. – Jadąc do Krakowa zawsze zmieniam bieg z piątego na drugi. Chodzi o inny stosunek do świata, w Krakowie nie czuję rodzącego stres napięcia, które towarzyszy nam w Warszawie. Coraz bardziej przekonuję się, że ono nas spala, niewiele dając w zamian. Goście w Charlotte są z góry „skazani” na wspólne biesiadowanie, co skłania do integracji - zarówno w Krakowie, jak i Warszawie. – Nasz duży stół, przy którym siedzą często obcy sobie ludzie, rodzi wzajemną otwartość. To się świetnie sprawdza.
Są też inne różnice wynikające ze specyfiki miasta. – W Warszawie to zwykle biznesmeni, ludzie zajmujący się reklamą, aktorzy, dziennikarze, studenci, w Krakowie pojawia się też wielu turystów – mówi właścicielka Charlotte.
Tę różnicę zauważa także Tomasz Brzozowski, szef Czułego Barbarzyńcy. Popularna księgarnio – kawiarnia w Warszawie istnieje już przeszło dziesięć lat, a od pół roku urzęduje również w Krakowie. – Nasza warszawska księgarnia jest położona blisko uniwersytetu i biblioteki uniwersyteckiej, co sprawia, że często odwiedzają nas młodzi ludzie i studenci – tłumaczy Brzozowski. – Krakowski „Czuły” znajduje się w bardziej ustronnym miejscu, dzięki czemu nasza klientela to ludzie dojrzalsi, często rodziny z dziećmi.
Właściciel „Czułego Barbarzyńcy” zauważa też, że zarówno w Krakowie, jak i Warszawie w weekendy możemy spotkać częściej rodziny i pary, a w tygodniu przedstawicieli wolnych zawodów. – Specyfika „Czułego” nakazuje zwolnienie tempa, przystanek z książką czy kawą i chwilę skupienia. Nie jesteśmy gwarnym sklepem, a przytulną księgarnią – mówi.
Wylicza też rzeczy, które odróżniają krakowski lokal od warszawskiego: karta win, sekcja muzyczna oraz... specyficzne tempo pracy pracowników. – Podczas jednego z krakowskich wieczorów autorskich zdarzyło mi się ponaglić pracownika. Ten spojrzał na mnie ze zdumieniem i powiedział: „Może w Warszawie tak się pracuje, ale nie w Krakowie” – śmieje się Brzozowski.
Klimat pracy w Krakowie i w Warszawie zna bardzo dobrze Justyna Kozak, która pracowała w krakowskim sklepie GaliLu, a obecnie dołączyła do warszawskiego zespołu. – Z moich obserwacji wynika, że rynek krakowski jest zdecydowanie trudniejszy. Klienci są bardziej powściągliwi. Ich zakupy są rozważne, przemyślane, "wychodzone" – mówi Kozak.
GaliLu jest sklepem specyficznym, więc i zakupy tam są specyficzne. Ta wyjątkowa perfumeria oferująca też zróżnicowane i kompleksowe zabiegi relaksacyjne i masaże. Warszawscy klienci GaliLu mają przyjemność obcowania z neoperfumerią od 2006 roku, cztery lata dłużej niż Krakusi, więc wydają się bardziej konkretni w zakupach. – Rynek warszawski jest płynniejszy, klienci są najczęściej zorientowani w niszy, poszukują produktów oryginalnych, a ich decyzje co do zakupu bywają szybsze – komentuje Justyna Kozak.
Pytanie o preferencje klientów nie należy do najłatwiejszych. – Jeżeli chodzi o gusta to trudno mówić o różnicach. Wybory są tak zróżnicowane, jak sami poszukujący. Aczkolwiek klienci krakowscy wykazują chyba jednak większą tendencję do zapachowych klasyków – mówi Kozak.
Czy tradycyjne różnice między miastami są wciąż żywe? Powyższe przykłady zdają się zaprzeczać tym stereotypom. – Chyba coraz więcej podróżujemy, poznajemy inne obyczaje, inne środowiska – mówi Justyna Kosmala. – Różnice między miastami zacierają się, przestają mieć znaczenie – dodaje. Wygląda na to, że krakowianie i warszawiacy potrafią jednak dogadać się. Przy wspólnym stole.