
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
"Nie chciałem już tego oglądać. A jednak wciąż wracałem"
Podczas rosyjskiej inwazji Mariupol został niemalże doszczętnie zniszczony. Rosjanie rozpoczęli oblężenie portowego miasta 1 marca. Lokalne władze szacują, że z rąk rosyjskich okupantów zginęło co najmniej 20 tys. cywilów. Ponadto wraz ze wzrostem temperatur rośnie ryzyko wybuchu epidemii, bowiem w mieście leży wiele ciał niepochowanych.
Mychajło Puryszew postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zaczął ratować tych, których jeszcze uratować się da. Mężczyzna wywoził Ukraińców z Mariupola poza zagrożony rejon, do swojego rodzinnego miasta prywatnym vanem. Natomiast do klubu nocnego, który przekształcił w schron, przywoził jedzenie.
Dzielny mieszkaniec Mariupola nie wstrzymał swoich działań, nawet gdy podczas jednej z wypraw został zaatakowany przez rosyjskich żołnierzy, którzy poważnie uszkodzili jego samochód.
– Oni wszyscy po prostu walczyli. Podczas jednego wyjazdu prawie przewrócili mojego vana, to była walka o przetrwanie. Patrzyłem na to i rozumiałem, że walka o przetrwanie toczy się w pobliżu naszego vana, który przyjechał z pomocą humanitarną, i to był absolutnie przerażający widok – powiedział podczas rozmowy z CNN.
Puryszew przyznał również, że nie obyło się bez chwil zwątpienia. – Szczerze mówiąc, kilka razy złapałem się na myśli, że nie chcę tam wracać. Nie chciałem już tego oglądać. A jednak wciąż wracałem, bo zrozumiałem, że nikt inny tego nie zrobi – stwierdził.
Wspomniał także o pojawiających się obawach, że nie zobaczy więcej własnych dzieci. Nie pozwoliły mu one jednak na zapomnienie o ludziach, którzy potrzebowali jego pomocy. Przyznał, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest dla niego bolesna. – To bolesne, że w XXI wieku coś takiego dzieje się w naszym kraju. To się dzieje mojemu miastu. To jest ból, ból naszego kraju – stwierdził Mychajło Puryszew.
Dramatyczna sytuacja w Mariupolu
"Rosyjscy okupanci nie potrafią zapewnić mieszkańcom jedzenia, wody i lekarstw albo po prostu nie są tym zainteresowani. Blokują wszelkie próby ewakuacji, dlatego ludzie będą umierać. W zrujnowanym Mariupolu panują średniowieczne warunki życia. Potrzebna jest natychmiastowa i całkowita ewakuacja miasta" – przekazał mer miasta Wadym Bojczenko.
"Blisko 100 tys. mieszkańców Mariupola cierpi nie tylko z powodu rosyjskich działań, ale też z powodu zagrożenia wybuchem epidemii cholery, dyzenterii lub zakażeń pałeczkami okrężnicy" – poinformowano w komunikacie wydanym przez lokalne władze.