nt_logo

Lewicka: Ziobro, czyli jak zero może trząść całym krajem. Historia tragiczna

Karolina Lewicka

09 maja 2022, 10:12 · 4 minuty czytania
Pan jest zerem – te słowa padły z ust Leszka Millera  pod adresem Zbigniewa Ziobry pod koniec kwietnia 2003 roku. Z perspektywy czasu były niczym klątwa, bo minęły nam niemal dwie dekady, a „zero” wciąż przylega do obecnego ministra sprawiedliwości niczym druga skóra, aktualnie materializując się w najnowszym sondażu IBRiS dla Radia Zet. Solidarna Polska, której Ziobro lideruje, uzyskuje tu samodzielny wynik w granicach błędu statystycznego: 0,7%. 


Lewicka: Ziobro, czyli jak zero może trząść całym krajem. Historia tragiczna

Karolina Lewicka
09 maja 2022, 10:12 • 1 minuta czytania
Pan jest zerem – te słowa padły z ust Leszka Millera  pod adresem Zbigniewa Ziobry pod koniec kwietnia 2003 roku. Z perspektywy czasu były niczym klątwa, bo minęły nam niemal dwie dekady, a „zero” wciąż przylega do obecnego ministra sprawiedliwości niczym druga skóra, aktualnie materializując się w najnowszym sondażu IBRiS dla Radia Zet. Solidarna Polska, której Ziobro lideruje, uzyskuje tu samodzielny wynik w granicach błędu statystycznego: 0,7%. 
Zbigniew Ziobro fot Jacek Dominski/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Partia Ziobry jest zatem siłą – z punktu widzenia wyborców – kompletnie nieistotną. Partią, która nie tylko nie ma szansy rządzić, ale też, kolejno, obniżając poprzeczkę oczekiwań, nie ma też żadnych widoków na przekroczenie pięcioprocentowego wyborczego progu i choć kilkanaście mandatów przy Wiejskiej, czy wreszcie szans na budżetowy strumień pieniędzy, który płynie wyłącznie do tych partii, które w wyborach uzyskują co najmniej 3%. Jest po prostu ugrupowaniem, którego wyborcy nie chcą, nie potrzebują, nie zauważają, mają w nosie.


Tymczasem ta, powtórzmy, nieistotna społecznie siła polityczna dokonuje właśnie tego, czego 75 lat temu dopuścił się Stalin, blokując Polsce gigantyczne środki na odbudowę: wtedy na odbudowę po wojnie, teraz po pandemii.

Czytaj także: Lewicka: Teraz to PiS powie nam, ile mamy prawo zarabiać. Na pewno nie tyle, ile ludzie władzy

Różnica jest tylko taka, że polskie, komunistyczne władze tych pieniędzy chciały, kraj był wszak w ruinie, zatem po amerykańskie dolary obie ręce wyciągał premier Józef Cyrankiewicz. To jednak Moskwa zmusiła Warszawę czy Pragę do rezygnacji z tych funduszy.

Miała siłę przekonywania, bo dominacja Sowietów w Europie Środkowo-Wschodniej była pewna i dokonana, gdzie wojska radzieckie postawiły swój but w 1945, tam już zostały.

Jan Masaryk, szef czechosłowackiej dyplomacji, zanotował po paryskiej konferencji na temat Planu, z której musiał wrócić z kwitkiem: Pojechałem tam jako minister spraw zagranicznych Czechosłowacji, a wróciłem jako sowiecki lokaj.

Radziecka delegacja na czele z Mołotowem, gdy już ustawiła kraje satelickie, opuściła stolicę Francji z nagła, o trzeciej nad ranem, bez oficjalnego pożegnania, co szef francuskiego MSZ skomentował krótko: Mołotow wybrał jedyną drogę, aby przegrać na pewno.

Nic z 13 mld dolarów (równowartość współczesnych 140 mld) nie trafiło za żelazną kurtynę. Skutki tego odczuwamy do dziś. 

Historia, jak wiemy, lubi się powtarzać jako farsa. Postulowałem Plan Marshalla dla Europy od wielu miesięcy – chwalił się Mateusz Morawiecki 27 maja zeszłego roku w Brukseli, po domknięciu uzgodnień państw członkowskich dotyczących Funduszu Odbudowy. Morawiecki, w swoim własnym mniemaniu, był tegoż funduszu pomysłodawcą i twarzą.

PiS rozwiesił po kraju billboardy, żeby uzmysłowić narodowi, ileż pieniędzy doń trafi za sprawą operatywności szefa polskiego rządu. A potem zaczęły się schody. To historia doskonale Państwu znanej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która powinna być zlikwidowana, jeśli chcemy uzyskać dostęp do miliardów euro. Ale Zbigniew Ziobro mówi „nie”, więc cały kraj zastygł w bezruchu.

Czytaj także: Lewicka: PiS jako "sumienie Europy", czyli o billboardach Mateusza Morawieckiego

Przez ostatnie dwa lata Solidarna Polska usiłowała się rozpędzić na dwóch silnikach. 

Pierwszym była kontestacja pandemicznych obostrzeń, podbijanie bębenka spiskowych teorii, wspieranie foliarzy. Ale ten silnik już się zatarł, bo pandemia została odwołana, a restrykcje zniesione.

Drugi silnik, wiecznych awantur z Unią Europejską, musi być zatem eksploatowany jeszcze mocniej, Ziobro, najwyżej jak potrafi, unosi swój sztandar z antyunijnymi hasłami. To jego być lub nie być, bo kalkuluje tak: pod tym sztandarem zbiorę procent lub dwa, których Jarosław Kaczyński nie będzie chciał wypuścić z rąk i da mi parę biorących miejsc na listach wyborczych w 2023 roku.

Wprawdzie krążą po Sejmie plotki, że Kaczyński już zapowiedział Ziobrze, że nic z tego, że PiS pójdzie samodzielnie, ale to pewny scenariusz tylko wtedy, jeśli PiS nie będzie miał żadnych widoków na trzecią kadencję.

Wówczas strata procenta czy dwóch będzie dla Kaczyńskiego bez znaczenia, zaś zysk w postaci spójnego, zwartego klubu, bez stale fikających „koalicjantów” – bezcenny. Prezes PiS-u czeka zapewne z ostatecznymi decyzjami i konfiguracjami na czas tuż przedwyborczy, a Ziobro nadaktywnie usiłuje zdestabilizować do reszty pozycję Polski w UE i do cna wytępić resztki liberalnej demokracji.

Że przypomnę tutaj tylko wniosek o zaprzestanie płacenia składek do budżetu Unii czy projekt ustawy o zaostrzeniu kar za obrazę uczuć religijnych. Tyle Ziobrze zostało w jego dziwacznym, konserwatywnym, antydemokratycznym i rewolucyjnym repertuarze.

Jednocześnie Solidarna Polska ma w klubie parlamentarnym PiS-u 19 posłów. To oni dziś gwarantują Kaczyńskiemu większość w Sejmie, czyli utrzymanie władzy. Rząd większościowy jest dla prezesa PiS-u istotniejszą sprawą niż miliardy dla obywateli.

Zapewne wielu z was zginie, ale to poświęcenie, na które jestem gotów – mówi Lord Farquaad w „Shreku”, zamieńmy „zginie” na „straci” lub „zubożeje” i mamy polityczną filozofię Nowogrodzkiej.

Przecież jeśli tych pieniędzy nie będzie, to nie tłuste koty z PiS-u to odczują. Liczy się utrzymanie władzy, wyłącznie. Ten chocholi taniec wokół Izby Dyscyplinarnej jest już i śmieszny, i straszny. Bo właściwie ta sytuacja powinna przekraczać granice naszej wyobraźni.

Czytaj także: Lewicka: "Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem". To motto rządów Kaczyńskiego

To się po prostu w głowie nie mieści, że jedna, dysponująca śladowym poparciem społecznym, figura polityczna, bierze Polskę na zakładnika swoich obsesji i frustracji. Że od wielu miesięcy społeczeństwo milcząco się z tym godzi. Protesty w tej sprawie są właściwie nie do pomyślenia. Inne kraje pobrały już w zeszłym roku zaliczki, w tym zaraz będą słały do Brukseli swoje faktury za zrealizowane projekty, a my śledzimy sobie kolejne odcinki politycznej telenoweli i czekamy na cud. 

Może Kaczyński przekupi w końcu Ziobrę? 

Może pozwoli mu rozwalić sądownictwo powszechne albo obsadzić swoimi ludźmi kolejną państwową spółkę? I Ziobro wówczas, w zamian, wspaniałomyślnie, pozwoli zmienić Izbie Dyscyplinarnej nazwę. A może, skoro sytuacja jest, jaka jest, PiS-owi nie spada, opozycji nie rośnie, protestów nie ma i raczej nie będzie, to zasługujemy na nasz los? Co Państwo na to?

Czytaj także: https://natemat.pl/387275,karolina-lewicka-kurtyna-w-gore-wiemy-co-pis-mysli-o-pis-ie