Lewicka: PiS jako "sumienie Europy", czyli o billboardach Mateusza Morawieckiego
Karolina Lewicka
25 kwietnia 2022, 10:25·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 kwietnia 2022, 10:25
Na billboardach PiS szczuł już na sędziów. Na jednym z nich napisał, że sąd w Świdnicy "wypuścił na wolność pedofila", co było kłamstwem: żaden świdnicki sąd nie podjął tego typu decyzji. Na innym wykorzystano zmarłego dwa lata wcześniej sędziego, który jeszcze za życia ukradł kiełbasę. Kampania, która – jak przekonywał ówczesny marszałek Senatu Stanisław Karczewski – miała być "dbaniem o dobre imię Polski i Polaków" (?!), kosztowała 19 mln zł.
Reklama.
Reklama.
Na billboardach PiS szczuł już na Komisję Europejską. Na początku tego roku przez miesiąc kłamano na nich, że unijna polityka klimatyczna odpowiada za 60 proc. kosztów produkcji energii. KE odpowiedziała niemal natychmiast: "Unijny system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za około 20 proc. rachunków za energię. Pieniądze z tych aukcji pozostają w Polsce”" Banery z żarówką nie zostały zdjęte, twardo wisiały do końca lutego. Koszt? Ponad 12 mln zł.
Teraz billboardami PiS chce "budzić sumienia zachodniej Europy". W weekend szef polskiego rządu zainicjował kampanię "Stop Russia Now", która ma pokazać rosyjskie ludobójstwo w Ukrainie i nie pozwolić o tym zapomnieć Berlinowi czy Paryżowi, także: zachęcić polityczne elity Europy Zachodniej do większego wysiłku na rzecz Kijowa i nakładania kolejnych sankcji na Rosję.
Billboardy będą wkrótce obecne na ulicach zachodnioeuropejskich miast. Zatem PiS chce się obsadzić w roli "ostatniego sprawiedliwego" i "głosu sumienia". Co najmniej paradne.
Po pierwsze, zbyt łatwo zapomnieliśmy o wydarzeniach na granicy polsko-białoruskiej. Los tamtych ludzi w ciemnym i zimnym lesie, ludzi o ciemniejszym kolorze skóry, wyznających inną religię i z odmiennego kręgu kulturowego – nie leżał PiS-owi na sercu i sumieniu. Można ich było wypychać na pewną śmierć. PiS był zadowolony, że Unia, po migracyjnym kryzysie roku 2015, nie występuje z pogadankami o moralności, tylko kibicuje stawianiu muru.
Teraz PiS chce pouczać Unię, jak powinna się zachowywać w obliczu rosyjskich zbrodni w Ukrainie, choć nie ma na to papierów. Bo przy granicy z Białorusią też byli ludzie. Też były małe dzieci. A Polskę, którą stać na przyjęcie trzech milionów uchodźców z Ukrainy, tym bardziej stać było na humanitarne procedury wobec kilkudziesięciu tysięcy Irakijek czy Syryjczyków.
Po drugie, pisałam już Państwu o tym, jak PiS nie prowadził przed wojną żadnej polityki wschodniej, nie wspierał Kijowa w aspiracjach europejskich, tylko stawiał wzajemne relacje na ostrzu noża z powodu polityki historycznej. Tymczasem pamięć o ludobójstwie na polskich obywatelach popełnionym przez oddziały UPA nie powinna przysłaniać żywotnych interesów tu i teraz.
A w interesie naszego kraju była, jest i będzie realizacja doktryny Jerzego Giedroycia, zasadzającej się na wspieraniu niepodległości naszych wschodnich sąsiadów, dbaniu, by nie wpadli ponownie w orbitę Kremla. PiS przypomniał sobie o tym trochę późno, już po wybuchu wojny.
Po trzecie, billboardy ruszają w trasę dokładnie dziesięć dni po tym, jak sejmowa większość, czyli PiS, odrzuciła poprawkę Senatu o zakazie importu gazu LPG z Rosji. Tą samą ustawą wprowadzono jednak embargo na rosyjski węgiel. Dlaczego jeden surowiec można od Rosji brać, a drugi nie? Czy pieniądze za ten drugi nie zasilają wojennego budżetu Putina? I owszem, zasilają, tyle, że PiS rozgrywa tę sprawę zgodnie z własnym interesem partyjnym.
Zakaz importu węgla jest mu na rękę, bo ucieszył polskich górników, którzy mogą PiS-owi okazać wdzięczność przy urnie wyborczej. Zaś, jak się właśnie okazało, we władzach firmy zajmującej się przeładunkiem gazu LPG na polsko-białoruskiej granicy, zasiadają ni mniej, ni więcej, tylko politycy PiS-u, np. asystent polityczny Jarosława Kaczyńskiego.
Poza tym z pewnością wielu wyborców tej partii ma auta, których paliwem jest gaz LPG. I oni też by mogli Kaczyńskiemu podziękować podczas wyborów za wprowadzenie takiego zakazu, tyle że inaczej niż górnicy.
Rząd dokonał zatem przy nakładaniu sankcji na Rosję prostej kalkulacji potencjalnych zysków i strat wyborczych. Ale jednocześnie będzie billboardami wzywał Berlin, Paryż i innych do bezkompromisowego zakręcenia kurka, odcięcia się od wszystkich surowców z Rosji. Niech PiS da im przykład. Z nałożeniem embarga na rosyjski węgiel też jakoś czekał na decyzję UE.
Zachodnia Europa ma sporo grzechów na sumieniu, zresztą niektórzy politycy, jak choćby niemiecki prezydent, biją się w piersi i przepraszają, że – tu akurat pasuje cytat z prof. Marcina Króla – „byli głupi”. Ale PiS na pewno nie jest tym, który ma moralne prawo pouczać innych, łajać ich, strofować, przemawiać doń ex cathedra. Niech wpierw dostrzeże belkę w swoim oku.
Poza tym śmiem przypuszczać, że ta retoryka PiS-u to po prostu kolejny etap zohydzania Zachodu, procesu, jaki Jarosław Kaczyński prowadzi niestrudzenie od lat. Upodabnia się w tym zresztą do Władimira Putina. Tak samo jak władca Kremla PiS oskarża Zachód o słabość, o degrengoladę moralną (te wszystkie ruchy gender i LGBT, które niszczą tradycyjną rodzinę), o dekadencję, schyłkowość projektu unijnego.
Teraz dochodzi do tego opowieść, że Zachód to barbarzyńcy, którzy odwracają głowę, gdy Rosjanie dokonują zagłady Ukrainy. Gdyby PiS naprawdę chciał działać na rzecz Kijowa i "budzić sumienie Europy", to powinien uruchomić skuteczną dyplomację. Takie sprawy wykuwają się w zaciszu gabinetów, a nie po publicznych połajankach.
I jeszcze jedno – na początek PiS mógłby zadbać o własną wiarygodność: zerwać przyjaźń z węgierskim premierem czy zrealizować wyroki unijnego Trybunału. Niech premier Morawiecki przestanie swoją polityką odrywać nas od Zachodu i przepychać w stronę Moskwy, dopiero wówczas jego billboardy mogą się przysłużyć dobrej sprawie.