Na przemyt papierosów panuje ciche przyzwolenie - mówi naTemat proboszcz greckokatolickiej parafii w Lublinie dr Stefan Batruch. Opisuje, jak służby nie są w stanie poradzić sobie z tym procederem, opowiada jak głęboko przesiąkł on w nadgraniczne życie. Ksiądz Batruch szczerze przyznaje, że nikt nie przyszedł do niego do spowiedzi z tym grzechem. Podejrzewa, że wierni go wypierają z sumienia.
Przemyt papierosów bez akcyzy budzi prawdziwy niepokój – w Polsce pochodzi z niego nawet co piąty wypalany papieros. Jako zaangażowany w dialog polsko – ukraiński często przekracza ksiądz granicę między tymi krajami, jest świadkiem niepokojących sytuacji. Jak problem wygląda z księdza perspektywy? Co dzieje się na przejściach granicznych?
Kontrabanda uprawiana przez tzw. mrówki, czyli ludzi regularnie przekraczających granice w celu przemytu towarów, to z mojego punktu widzenia zaledwie wierzchołek góry lodowej. To nie jest tylko problem tych ludzi - to zjawisko rozlewające się na szerszą skalę, dotykające służb celnych i granicznych.
Tych samych, których obowiązkiem jest zapobieganie procederowi?
Służby nie potrafią sobie z nim do końca poradzić, panuje ciche przyzwolenie na pobieranie „opłat” za przepuszczanie mrówek bez kontroli. Na przejściach granicznych, które pokonuję od wielu lat, to jest jasne, regularni bywalcy wiedzą, komu i ile trzeba zapłacić, by nie stać w kolejce, nie narazić się na dogłębną kontrolę i utratę towaru. Wiem również, że nowicjusz, który przychodzi do pracy w urzędzie celnym na granicy, jest zobowiązany do tego, by w tej grze uczestniczyć. Oczekuje się od niego, że się podporządkuje.
Moim zdaniem brakuje jednoznacznej woli w naszych służbach, by ten proceder ukrócić. I to wszystko dzieje się przy pełnej świadomości, że kontrabanda jest przestępstwem.
Rozmawia ksiądz z mrówkami? Kim są ci ludzie? Mają świadomość, że regularnie łamią prawo?
Ci ludzie są ostatnim trybikiem w tej maszynie – zrzucanie na nich całej odpowiedzialności za problem przemytu jest okrutne. Mają świadomość tego, że robią źle, ale nie potrafią się z tego wyplątać. Są uwikłani w szereg zobowiązań, zależności, napiętnowani przez opinię publiczną. Mało tego – to często ludzie o zaburzonych już osobowościach, ze zniszczoną psychiką, nie potrafiący ułożyć swojego życia inaczej. Należy pamiętać, że są to zwykle osoby z biednych rodzin, dla których kontrabanda jest szansą na wykarmienie dzieci. Trudno jednoznacznie takich ludzi potępić, trzeba zrozumieć ich sytuację.
To jak z alkoholem wśród młodzieży – wprawdzie mówi się o tym, że to nielegalne, ale stwarza się klimat do tego, by ten alkohol jednak to młodych ludzi docierał. To zbyt dobry interes dla wielu, by z tego rezygnować.
Czy przemytników gryzie sumienie? Wschód Polski uchodzi za bardzo religijną część kraju. Przychodzą z tym do księdza do spowiedzi? Pogadać o moralnym dylemacie?
Nie przypominam sobie sytuacji, w której ktoś przyszedłby do mnie, by zwierzyć się z takiego problemu. Jestem przekonany, że to nie dlatego, że tego problemu wśród osób wierzących nie ma. Po prostu boją się napiętnowania. Wolą przemilczeć temat.
A jak jest postrzegany przemyt z punktu widzenia wiary?
To pogwałcenie praw wiary na wielu frontach. Po pierwsze, jako chrześcijanie, obywatele państwa, jesteśmy zobowiązani do przestrzeganie prawa, które to państwo stanowi. Po drugie, używki takie jak tytoń, alkohol czy narkotyki są susbtancjami szkodliwymi. Używając ich, świadomie zagrażamy własnemu zdrowiu, a tym samym popełniamy grzech przeciwko sobie. Rozpowszechniając papierosy - szczególnie w sytuacji, gdy ich atrakcyjna cena rodzi pokusę, by sięgnąć po więcej – godzimy w zdrowie innych ludzi. To jest chyba największe przewinienie – grzech przeciwko sobie i drugiemu człowiekowi.
Jak Kościół grekokatolicki próbuje pomóc w rozwiązaniu tego problemu? Czy kościoły w Polsce w ogóle poruszają ten temat? Starają się jakoś pomóc w zwalczaniu przestępczych procederów, odwołując się do ludzkich sumień?
Temat celników jest tematem biblijnym, co świadczy o tym, że problem pobierania myta przewija się od dawna i ma charakter etyczno-moralny. Wymaga zatem kościołów zaangażowania i współpracy w zapobieganiu przemytowi i korupcji. Więc tak, to temat dla kościołów adekwatny, a pojedyncze ewangeliczne przykłady nawróceń wśród celników dają nawet nadzieję, że z pomocą wiary udaje się zwyciężać zło na granicach i wśród poborców.
Na pewno trzeba na to zwracać uwagę, mówić o tym w kościołach. Jako duchowni możemy wesprzeć walkę z przemytem, ale na pewno nie posiadamy narzędzi, by go całkowicie zniwelować. Te narzędzia posiada administracja państwowa. Rozwiązań jest wiele – jednym z pomysłów jest ograniczenie barier celnych i granicznych, dzięki czemu problem mógłby zostać rozwiązany u podstaw. Kolejną sprawą jest bezrobocie wśród osób, które zajmują się przemytem – trzeba im zaproponować jakąś alternatywę, stworzyć miejsca legalnej pracy i zarobku. Jak wspomniałem, ci ludzie niejednokrotnie mają zaburzoną osobowość, potrzebują zatem opieki terapeutycznej i psychologicznej. Jak widać - potrzebna jest ścisła współpraca na wielu szczeblach administracyjnych, a kościoły na pewno mogą i powinny w tym uczestniczyć.
----------------------------
Ks. dr Stefan Batruch –doktor teologii, proboszcz greckokatolickiej parafii w Lublinie, prezes Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza, członek sekretariatu Kapituły Nagrody Pojednania Polsko-Ukraińskiego.