Narzeczeni, którzy organizują ślub w tym roku albo planują w następnych latach, łapią się za głowę, gdy widzą nowe ceny. Domy weselne tłumaczą, że muszą podnosić stawki, aby zapewnić dawny standard usług i po prostu utrzymać się na rynku. Przedsiębiorcy mówią jednym głosem, że inflacja jest dla nich gorsza niż pandemia.
Branża ślubna w ostatnich latach musiała stawiać czoła kolejnym kryzysom. Najpierw przez pandemię organizowanie ślubów i wesel było bardzo utrudnione, a w pewnym okresie wręcz niemożliwe.
Po ponad dwóch latach od wykrycia pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce przeszkodą jest historycznie wysoka inflacja. W kwietniu inflacja była najwyższa od 1998 roku. Ceny dóbr i usług były średnio o 12,4 proc. wyższe niż rok wcześniej.
Do tego dochodzą podwyżki cen ropy, gazu i energii. To się nie mogło nie odbić na branży ślubnej.
Inflacja gorsza niż pandemia
Zadzwoniliśmy do kilku losowo wybranych domów weselnych z pytaniem, czy udało im się stanąć na nogi po pandemii i jak radzą sobie ze wzrostem cen. Odpowiedź była ta sama: inflacja jest dla nich gorsza niż pandemia.
– Chyba nie ma takiej rzeczy, której cena by nie wzrosła. Nie dość, że bardzo podrożała żywność, produkty, prąd i dowóz, to teraz każdy pracownik ma oczekiwania wobec swojej stawki godzinowej, bo przecież wszystko idzie w górę - mówi w rozmowie z naTemat.pl Anna Szewczyk, managerka domu weselnego Akacjowy Dwór w Krakowie.
– Czekamy na gości, którzy zdecydują się zorganizować u nas przyjęcie. W pandemii wesela były, co prawda mniejsze i skromniejsze, ale teraz inflacja bardziej w nas uderza. Co z tego, że już nie mamy ograniczeń co do liczby osób, skoro mamy poważne ograniczenie finansowe? - pyta z kolei manager domu weselnego pod Warszawą.
Jego zdaniem inflacja odciśnie jeszcze większe piętno na branży ślubnej niż pandemia. – Bardzo odczuwamy wpływ inflacji na nasz biznes. Musieliśmy podnieść cenę za osobę, dlatego klientów jest mniej. Znalezienie chętnych na nasze usługi po pandemii jest bardzo ciężkie przy obecnych cenach -mówi.
Zauważa też, że wiele par podpisało umowę jeszcze przed rokiem czy dwoma laty. Zorganizowanie wesela na przyjętych wówczas warunkach będzie bardzo trudne. – Ciężko powiedzieć, jak będziemy wychodzić na przyjęciach, które były umawiane dwa lub półtora roku temu. My musimy wyjść z twarzą jako obiekt i organizować przyjęcia, tak aby goście byli zadowoleni - mówi nam manager.
– Większość par, które miały rezerwację w dobie pandemii przełożyło ślub i wesele na ten okres, kiedy dało się zorganizować przyjęcia. Zatem mniej par odwołało rezerwację, a były one bardziej ściśnięte w okresie czerwiec-wrzesień. Natomiast teraz widzimy znaczny spadek rezerwacji przez wzrost cen. Ludzie po prostu nie mają pieniędzy i nie chcą rezerwować sal - tłumaczy zaś Anna Szewczyk z domu weselnego Akacjowy Dwór w Krakowie.
Wedding plannerka o problemach w branży
O wpływie wysokiej inflacji na branżę ślubną rozmawialiśmy również z wedding plannerką Joanną Geryń, która podkreśliła, że podniesienie cen było konieczne, aby zwyczajnie opłacało się pracować w tej branży.
– Branża ślubna jest wypadkową kilku innych branż, na które inflacja wpływa znacząco. Są to między innymi branża gastronomiczna, spożywcza, florystyczna, drzewna. Wszelkie materiały, z których szyje się stroje lub paliwo, które umożliwia nam transport, również drożeją. Siłą rzeczy niestety my również musimy podnosić ceny, aby samemu być w stanie cokolwiek zarobić.
Nasza rozmówczyni zaobserwowała największe podwyżki w cenach za tzw. "talerzyk" (jest to opłata za jednego gościa) W drugiej kolejności najbardziej w górę poszły dekoracje.
– Sale weselne muszą dostarczać prąd, wywozić śmieci oraz często również przygotowywać posiłki. Jak wiemy ceny za podstawowe opłaty znacząco wzrosły przez ostatnie miesiące, ceny za żywność także i, co najgorsze, nie przestają wzrastać - tłumaczy.
Joanna Geryń zauważyła, że wiele par z powodu wzrostu kosztów rezygnuje z organizowania wesela. – Na szczęście jednak większość dalej chce się pobierać, lecz robią stosowne zmiany w koncepcji wesela, ograniczając pewne wydatki- dodaje.
Mniej rezerwacji, wyższe koszty
Przez lata było tak, że narzeczeni musieli zarezerwować termin wesela z dużym wyprzedzeniem, bo brakowało wolnych miejsc. W niektórych domach weselnych czas oczekiwania wynosił nawet trzy lata, a standardem był rok lub dwa. Pandemia i inflacja sporo zmieniły.
– Ludzie mają mniej pieniędzy i nie organizują dużych przyjęć, a wręcz rezygnują z nich. Wcześniej też zdarzały się sytuacje, że ktoś zmieniał datę albo przesuwał wydarzenie, ale teraz takich przypadków jest zdecydowanie więcej – mówi nam właściciel domu weselnego pod Warszawą.
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że w ich lokalach są jeszcze wolne miejsca na ten rok.
Umowy z klauzulą inflacyjną
Na wysokiej inflacji tracą dwie strony – narzeczeni, którzy koniec końców muszą za swoje przyjęcie zapłacić więcej, ale też domy weselne, którym koszty zorganizowania przyjęcia drastycznie wzrosły.
– Niektórzy zastrzegają sobie możliwość podwyżki cen w umowach w zależności od sytuacji gospodarczej. Inni na przykład przyjmują zapytania dopiero na pół roku przed sezonem, aby wyliczyć ceny adekwatnie do sytuacji rynkowej - tłumaczy wedding plannerka Joanna Geryń.
Julia, która bierze ślub w przyszłym roku, wspomina, że kwestia potencjalnego wzrostu cen jest kluczowa w rozmowach z przedstawicielami domów weselnych. – Rozmowa o wzroście ceny za "talerzyk" to była jedna z pierwszych rzeczy, które usłyszeliśmy. Uzasadnione to było oczywiście inflacją - wspomina przyszła panna młoda.
Managerka Akacjowego Dworu mówi nam, że do tej pory nie stosowano u nich w zapisie umowy klauzuli inflacyjnej, jednak w tym roku musieli to zmienić.
- Dla nowych par mamy zapis w umowie, że zostawiamy sobie możliwość 15-procentowego wzrostu ceny. Obecna oferta na ten rok i przyszły dla nowo podpisujących umowę również wzrosła. W poprzednich latach zawsze dawaliśmy gwarancję niezmiennej stawki, bo nigdy się nie zdarzyło, żeby aż tak ceny szybowały w górę. Wszystkich nas to zaskoczyło- mówi Anna Szewczyk.
- Jednak trzymamy się zasady, że rezerwacje, które zostały dokonane z rocznym lub dwuletnim wyprzedzeniem miały w umowie gwarancję niezmienności ceny - zaznacza.
Małgorzata, która w tym roku organizuje własne wesele, mówi nam, że w umowie, którą popisywała z domem weselnym w ubiegłym roku, jeszcze nie znalazła się klauzula o możliwym wzroście cen, ale wkrótce właściciel lokalu zdecydował się na taki ruch.
– To był pierwszy raz, kiedy ten dom weselny wprowadził taką regułę. Wtedy wydawało się, że te 10 proc. to maksimum i raczej ta podwyżka nie będzie aż tak wysoka. Pamiętam, że właściciel powiedział, że musieli to wprowadzić, bo w poprzednim roku ponieśli stratę ze względu na ogólny wzrost cen. Kiedy podpisywałam umowę obowiązywała jeszcze stara cena. Także miałam jeszcze szczęście, że się załapałam.
Historia Andżeliki
Jednak jak pokazuje życie, nie wszystkie domy weselne przestrzegają zapisanych reguł. Na jednej z grup na Facebooku dla przyszłych Panien Młodych post zmieściła 23-letnia Andżelika z Zabrza, która planuje ślub w lipcu przyszłego rok. Jak sama przyznaje, nie wie, czy jej plany dojdą do realizacji, bo kilka dni temu zadzwonił do niej manager lokalu, w którym razem z narzeczonym wynajęła salę, z informacją o koszty "talerzyka" znacznie wzrosną.
Skontaktowaliśmy się z Andżeliką, która przyznała, że czuje się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji. – Sytuacja z salą weselną jest dla mnie po prostu parodią. Naprawdę rozumiem, że wszystko idzie w górę, sama robię zamówienia (Andżelika pracuje w branży gastronomicznej- przyp.red.), więc wiem, ile co kosztuje, ale jeśli podpisałam umowę dwa lata przed przyjęciem to po to, by mieć gwarancje ceny, a nie podwyższania jej.
Andżelika planuje zorganizować wesele na ok. 150 osób, zatem ogólny wzrost cen za całe przyjęcie będzie znaczny. – Te 40 zł od osoby to dla mnie strasznie duża różnica - mówi nam. Dodaje też, że w związku z tą sytuacją zastanawia się nad zrezygnowaniem z oferty.
Większe zainteresowanie ślubami plenerowymi
Obserwując obecną kondycję branży ślubno-weselnej zauważalny jest jeszcze jeden trend. Coraz więcej par decyduje się na uroczystości plenerowe. W teorii można je zorganizować dość szybko, nie wymagają wysokich opłat, a procedury nie są tak skomplikowane, jak w przypadku ślubu kościelnego.
Śluby plenerowestały się popularne podczas pandemii, bo uroczystość na świeżym powietrzu była bezpieczniejsza niż w zamkniętym pomieszczeniu. Ich popularność nie spada. Małgorzata, która bierze ślub latem roku, wymarzyła sobie plenerowy ślub cywilny, jednak okazało się, że w Warszawie i okolicach nie ma wolnych terminów do października.
– Nie udało zarezerwować terminu na ślub. Opierałam się na informacji, że datę w urzędzie rezerwuje się od sześciu do jednego miesiąca. Jednak okazało się, że już nie ma wolnych terminów. Zdziwiłam się bardzo, że po pierwsze nie mogę zrobić ślubu plenerowego, po drugie nie mogę też zrobić ślubu tego samego dnia, w którym mam wesele - mówi nam. - Obdzwoniłam wszystkie urzędy w Warszawie i okolicy, żeby umówić się na ten ślub cywilny innego dnia, ale nic nie dało się zrobić - dodaje.
Popularność ślubów i wesel plenerowych może wynikać też z tego, że z reguły są to mniejsze uroczystości. Automatycznie odchodzą koszty wynajęcia tradycyjnej sali. Jak podkreśla Joanna Geryń od pandemii utrzymuje się trend małych, skromniejszych uroczystości.
– Pary decydują się często na mniejsze, bardziej kameralne uroczystości tylko dla bliskich im osób. Trend mikro wesel w pandemii był piękny i pokazał, że nie potrzeba wcale hucznego wesela, aby świetnie się bawić i mieć piękne wspomnienia. Obecnie troszkę się to zmieniło i Pary organizują wesela średnio na ok. 120 osób. Coraz rzadziej można już spotkać wesela na 200-250 osób - dodaje.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Jest to dla nas bardzo ciężki okres, ledwo wyszliśmy z pandemii, która mocno odcisnęła piętno na naszej działalności, teraz mierzymy się z okresem inflacji i podwyżek cen. Bardzo to w nas uderzyło, ale mam nadzieję, że wkrótce to się wyrówna i przyjdą nowe rezerwacje, które nadrobią straty.
Anna Szewczyk
managerka domu weselnego Akacjowy Dwór w Krakowie.
Mamy wolne terminy. W Krakowie jest taka tendencja, że zazwyczaj mieliśmy rezerwacje rok, półtora roku wcześniej. Natomiast na tę chwilę na rok 2023 nawet na w ⅓ nie mamy wyrobionego planu sprzedażowego, dlatego bardzo się obawiamy.
Anna Szewczyk
managerka domu weselnego Akacjowy Dwór w Krakowie
Naprawdę myślimy, czy nie zrezygnować albo wziąć pożyczkę, bo żaden legalnie pracujący człowiek nie jest w stanie uzbierać 100 tys. w rok czy dwa.