Z nowej korespondencji ujawnionej w ramach tzw. afery mailowej wynika, że premier Mateusz Morawiecki wiedział i akceptował, że dostawcą "słynnych respiratorów" będzie właściciel firmy handlującej bronią, który jest obecnie poszukiwany listem gończym. Do dziś nie udało się odzyskać ponad 40 milionów za sprzęt medyczny, który nigdy nie dotarł do Polski.
Mateusz Morawiecki miał wiedzieć, że dostawcą "słynnych" respiratorów będzie Andrzej Izdebski, właściciel firmy handlującej bronią
Jako wiarygodnego kontrahenta miał go polecić prezes KGHM Marcin Chludziński
Kancelaria Premiera jak dotąd nie odniosła się do tych informacji
Afera respiratorowa wybuchła w czerwcu 2020 roku, gdy do kraju w terminie nie dotarł zakupiony sprzęt medyczny. Ministerstwo Zdrowia kupiło wówczas 1,2 tys. respiratorów za 200 mln zł od spółki E&K (należącej do Andrzeja Izdebskiego), która nigdy wcześniej nie zajmowała się handlem sprzętem medycznym. Firma specjalizowała się w branży lotniczej, Izdebski był też związany z handlem bronią.
Jak informowaliśmy w naTemat, firma ta otrzymała z ministerstwa 154 miliony złotych zaliczki. Nie wywiązała się jednak ze zobowiązań. Z 1 241 zamówionych respiratorów dostarczono jedynie 200. Nadeszły one z opóźnieniem, w dodatku były niekompletne, bez gwarancji, bez serwisu i bez części zamiennych.
Warto zauważyć, że resort kierowany wówczas przez Łukasza Szumowskiego mógł zamówić urządzenia prosto od producentów w ramach unijnego przetargu. Wybrano jednak pośrednika z Lublina. W efekcie nie było ani respiratorów, ani pieniędzy.
Premier odpisał "OK" na ofertę Izdebskiego
20 maja w ramach afery mailowej opublikowano w internecie wiadomosći, które dotyczą głośnych zakupów respiratorów. Korespondencja, w której aktywny udział wzięli premier Mateusz Morawiecki, ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński i prezes miedziowego giganta KGHM Marcin Chludziński, miała być prowadzona między 4 a 6 kwietnia 2020 roku.
"Poniżej oferta od Pana Andrzeja Izdebskiego. Dziękuję Marcin za namiary" - napisał 6 kwietnia wiceminister Cieszyński, który nadzorował wówczas zakupy resortu zdrowia związane z epidemią COVID-19.
W cytowanej ofercie Izdebskiego ponformowano, że firma oferuje dostawę 1000 sztuk respiratorów SH-300 w cenie 51 tys. zł za sztukę. Sprzęt medyczny miał być sprowadzany z Chin.
"Formalną ofertę prześlemy jutro z rana po potwierdzeniu przez Chińczyków. W przypadku nie potwierdzenia tego typu respiratorów zaproponujemy model alternatywny o podobnej charakterystyce i krótkim terminem dostawy. Warunki płatności 50 proc. przedpłata, pozostałe 50 proc. za każdą partię po dostarczeniu na lotnisko w Chinach" – brzmiała oferta.
Cieszyńskiemu odpowiedział prezes KGHM: "Proszę. Te chińskie [respiratory - red.] są o tyle ciekawe, że mają koncentrator tlenu" – napisał Marcin Chludziński. Wymianę maili zakończył Mateusz Morawiecki krótkim "OK".
– To kolejny dowód, że premier Mateusz Morawiecki wiedział i akceptował jako dostawcę respiratorów Andrzeja Izdebskiego – skomentował w rozmowie z TVN24 poseł KO Michał Szczerba, który wraz z Dariuszem Jońskim śledzą sprawę afery respiratorowej.
Czytaj także: Finał afery respiratorowej. Po cichu zapadła decyzja prokuratury
Dodajmy, że premier już wielokrotnie odnosił się publicznie do tych kontrowersyjnych zakupów. Ostatnio zdecydował się pochwalić "odważną decyzję" ówczesnego ministra zdrowia, "aby wszędzie na świecie i natychmiast szukać respiratorów, żeby ratowały życie". Jak wiemy, respiratory do szpitali nie dotarły, więc nie mogły ratować życia.
Na ten moment Andrzej Izdebski winny jest Skarbowi Państwa jeszcze ponad 40 milionów złotych. On sam poszukiwany jest listem gończym przez Prokuraturę Regionalną w Lublinie.
– Handlarz bronią uciekł z Polski. Nie dostarczył respiratorów, a na dzisiaj jest winien 40 mln zł, ale część majątku na szczęście została zachowana. Za 605 tys. zł wylicytowano siedzibę, z której robił słynne interesy przez ostatnie lata – relacjonował w kwietniu tego roku poseł Joński. Obecnie trwają także licytacje komornicze majątku spółki Izdebskiego.
NIK prześwietliła aferę respiratorową
Jak informowaliśmy w naTemat, szczegóły afrey respiratorowej prześwietliła już także Najwyższa Izba Kontroli, która skierowała do prokuratury dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie. Dotyczą one m.in. Janusza Cieszyńskiego.
Wśród wielu nieprawidłowości wytkniętych przy zawarciu umowy znalazł się m.in. fakt, że "umowa ramowa" została podpisana z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych.
Ministerstwo - w tym sam Cieszyński - nawet nie sprawdziło, jakie ceny oferują działający na rynku dostawcy za te same lub podobne respiratory. W efekcie przepłacali za nie przynajmniej dwukrotnie.
Afera mailowa. Rząd nie komentuje ujawnianych wiadomości
Przypomnijmy, że obecnie domniemane rozmowy polityków PiS w ramach tzw. afery mailowej zamieszczane są głównie na stronie poufnarozmowa.com. Rzecznik rządu Piotr Müller pod koniec września ubiegłego roku oznajmił, że zgodnie z zaleceniami ekspertów "konsekwentnie nie będzie komentować informacji", które pojawiają się na kanałach wykorzystywanych przez grupę hakerską.
Jak wskazywał, publikowane przez hakerów treści są przedmiotem walki dezinformacyjnej prowadzonej z terenu Federacji Rosyjskiej. Polski rząd nie potwierdza więc i nie zaprzecza prawdziwości e-maili, jednak część z nich została potwierdzona przez ich nadawców lub adresatów.