Byliście już dziś zażenowani? Wstydziliście się za kogoś? Nie? Nic straconego. Poznajcie arcybiskupa Jana Romeo-Pawłowskiego, dumnego cheerleadera PiS-u.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie było pomponów i brokatu. Nie było drużyny sportowej – jest partia rządząca. Nie było też skakania w krótkiej spódniczce – biskup nosi przecież długą. Ale cała reszta się zgadza. Biskup Romeo-Pawłowski został animatorem poparcia dla PiS wśród katolików.
Podczas pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich hierarcha nazwał premiera Mateusza Morawieckiego"pielgrzymem pokoju". I gdy już wydawało się, że podlizywanie się osiągnęło szczyt (albo, jeśli ktoś woli, brown-nosing swoją głębię), rzymskokatolicki duchowny zaczął znieważać opozycję po to, by nawet tym średnio bystrym barankom utrwaliło się, na kogo mają głosować, a na kogo nie.
A wszystko to pod pretekstem modłów do sympatycznego lewaka nazywanego Jezusem (a swoją drogą: gdzie są katolicy i ich podatne na urażenie uczucia, gdy hierarcha zmienia mszę w wiec partyjny?). Biskup Romeo-Pawłowski retorycznie rozdzierał szaty z powodu postulatu rozdziału Państwa od Kościoła i wygrażał, co się stanie, jeśli ten toksyczny związek się skończy.
"Uważaj, uważaj panie polityku, bo jak zaczniesz wiarę i Kościół katolicki, który przecież tworzą ludzie, katolicy tej ziemi, oddzielać od Państwa, od społeczeństwa, to możesz sobie na głowę ściągnąć brak pokoju, nieszczęście jakieś" – straszył duchowny, czytelnie nawiązując do niedawnych słów Tuska (bo przecież nie Lewicy, która mówi o tym od lat).
Można by powiedzieć, że w swojej oratorskiej pasji Romeo-Pawłowski cierpiał za miliony, ale przecież byłaby to nieprawda. Wszyscy wiemy, że chodzi o miliardy złotych z kasy Państwa, które koledzy z PiS pompują na konto kolegów z episkopatu. Tak, żeby biskupi nie byli zależni od tego, czy i ilu Polaków chce kupować to, co sprzedają. Spolier alert: jest ich coraz mniej.
Ale przecież wolna wola to tylko taki teoretyczny koncept ze świętej książki, bo w praktyce portfele biskupów nie mogą być zależne od takich głupot, jak zdanie ludzi płacących podatki.
Na wszelki wypadek zblatowana z hierarchami władza uruchomiła złotociąg ponad głowami społeczeństwa. Ludzie odchodzą od Kościoła? Nie szkodzi, pieniądze na konto episkopatu nadal płyną szerokim strumieniem.
A jeśli ktoś – w tym przypadku Tusk – opowie się za końcem przywilejów i początkiem równego traktowania, biskupi postraszą owieczki wybuchem wojny i innymi plagami. Jaki związek ma jedno z drugim? To pewnie kolejna tajemnica wiary, podobnie jak złoto i dolary.
Ten układ finansowo–propagandowy między władzą a biskupami to klerosystem z długą tradycją. Nie zaczął się razem z PiS-em – jest budowany od ponad 30 lat za nasze pieniądze. Tych brakuje na wszystko – od posiłków w szpitalach po wspomaganie polskiej kultury, ale przecież nie może zabraknąć na to, by powsadzać księży na fikcyjne etaty do szkół, urzędów i wszelkiego rodzaju instytucji państwowych.
Firma Episokpat SA ma być niezależna od popytu i podaży, więc stała się spółką skarbu Państwa. Choć i to brzmi zbyt optymistycznie. Rzeczywistości bardziej odpowiada teza, że to Państwo stało się spółką skarbu Kościoła.
Nie dziwi więc hołd pisowski i rant na opozycję w wykonaniu biskupa Romeo–Pawłowskiego. Hierarchowie są śmiertelnie przerażeni tym, że rumakowanie za pieniądze wyrwane Polakom się skończy. Podobnie przecież wydarzyło się w innych europejskich krajach. Kierunek jest jasny, pytanie, kiedy tam dojdziemy.
To, co nieznane, budzi niepokój, a nawet lęk. Brak przywilejów może się jawić biskupom jako najgorsze prześladowanie, choć z zewnątrz taka interpretacja może wywoływać wzruszenie ramionami i zdziwione spojrzenia. Gdy ktoś uważa, że jest lepszy od innych, równe traktowanie jest dla niego straszliwą zniewagą. Kasta nie może – nawet symbolicznie – mieszać się z pospólstwem. Inaczej przestanie być kastą.
Występ biskupa Romeo–Pawłowskiego to nie wypadek przy pracy, tylko typowy przykład zaangażowania politycznego episkopatu po stronie PiS. To też kolejna ważna lekcja dla opozycji. Nie, nie chodzi o to, by przejmować się słowami hierarchy, który podburzał tłum, by się jej wstydzić. Chodzi o to, by te słowa zapamiętać.
Biskupi rzymskokatoliccy to nieoficjalni członkowie PiS, którzy po zmianie władzy zrobią dwie rzeczy: po pierwsze bez żenady nadal będą wyciągać ręce po pieniądze Polek i Polaków, po drugie będą wykorzystywać tysiące swoich świątyń, by obalić nowo wybraną władzę i znowu wynieść na szczyt Kaczyńskiego. Nie łudźmy się. Na tym polega układ. Opozycja powinna wyciągnąć z tego wnioski.