
Na dopingu przyłapano już wielu wybitnych sportowców. Kiedyś Ben Johnson, niedawno Lance Armstrong. W Polsce nie tak dawno temu głośno było o wpadce biegaczki narciarskiej Kornelii Marek. Wczoraj usłyszeliśmy, że doping brał Mariusz Wach, bokser. Jest taki głos, który słyszy się od lat. Kiedyś cichy, teraz coraz głośniejszy. Głos pytający: - A może by tak ten doping zalegalizować? Ludzie, którzy pytają, nie są oszołomami. Mają swoje argumenty. Podobnie jak ich przeciwnicy.
Powiedział te słowa? W rozmowie z naTemat Saleta mówi, że jego słowa wyrwano z kontekstu, a zamiast całej wypowiedzi zamieszczono tylko fragmenty. Potem kontynuuje: - Niech pan wyraźnie zaznaczy, że wcale nie jestem za stosowaniem dopingu. Jestem przeciwko, ale jako że doping był, jest i będzie, to jestem za jego legalizacją.
Nawoływania do legalizacji dopingu mamy w sporcie od lat. Tylko argumenty różnią się między sobą. Paweł Januszewski był niegdyś czołowym polskim płotkarzem. Oto jego wypowiedź jeszcze z 2003 roku: "Jestem za legalizacją dopingu. To hipokryzja wymagać rekordów i wielkiego show, a równocześnie oburzać się na słowo doping."
Nie da się temu zapobiec
Z kolei na początku ubiegłego roku głos zabrał amerykański kolarz Floyd Landis, zwycięzca Tour de France 2006, który następnie został zdyskwalifikowany, bo wykryto u niego zbyt wysoki poziom testosteronu. - Organizacje zwalczające doping pozostają tak daleko w tyle, że nie sposób jest temu zapobiec - powiedział. A potem dodał: - Doping był, rozwija się i coraz trudniej będzie go wykryć. Za dziesięć lat cztery razy trudniej niż obecnie.
WADA jest jak peleton, który próbuje nadążyć, za uciekinierami. Najczęściej bez powodzenia. Saleta jako ciekawy przykład podaje Chiny. - W sporcie jest tak, że na dojście do formy potrzeba całych lat, tak? A ich gwiazdy potrzebują na to czasami tylko roku czy dwóch. To bogate państwo, mają swoje prężne laboratoria, w których pracują nad środkami, których jeszcze nie ma na liście. i teraz taki ktoś wygrywa, zdobywa na olimpiadzie złoto, a gdyby to zrobił rok później, to już by wpadł - opowiada Saleta.
Wyścig szczurów, groźny dla homo sapiens
Saleta doping by raczej zalegalizował, Chmura już niekoniecznie. - Nie mogę się zgodzić z ludźmi, którzy chcą na to pozwalać. To byłaby błędna decyzja - mówi stanowczo. Pytam Saletę, czy nie boi się, że legalizacja doprowadziłaby do totalnego wyścigu zbrojeń. Odpowiada: - Ale przecież taki wyścig trwa już w najlepsze. Nie sądzę, by taki chiński rząd przejmował się przepisami.
"Współczesny doping jest dzieckiem 4 fenomenów" - powiedziała prelegentka. Pierwszym z nich - tłumaczyła - było użycie - podczas I i II wojny światowej - narkotyków i środków psychotropowych dla pobudzenia żołnierzy i lotników. Kolejnym etapem w rozwoju dopingu był okres "zimnej wojny w sporcie". Od lat 50. do 70. XX w. ZSRR i USA w zasadzie podkradały sobie różne substancje mające zwiększyć wydolność zawodników. Apogeum sportowej "zimnej wojny" to jednak realizowany między 1974 a 1989 rokiem "Plan 14.25". Był to proces "hodowli" medalistów olimpijskich, przy akceptacji władz NRD. Hodowla olimpijczyków zaczynała się już w dzieciństwie. "Po kilku latach przyszłym medalistom, którzy zaczynali wchodzić w regularne treningi, podawano różnego rodzaju środki dopingujące; hitem wśród nich był Turinabol" - mówiła dr Różyńska. CZYTAJ WIĘCEJ
Biorą co popadnie albo nie mają wiedzy
Spór trwa od lat, a argumenty są różne. Wielu mówi, że po zalegalizowaniu dopingu i tak wygrywać będą najlepsi. Ale tak twierdzą ci, którzy niewiele wiedzą o sporcie. Przede wszystkim, ich pogląd zakłada, że każdy będzie miał dostęp do identycznych substancji, co przecież jest fikcją. Bo dzisiaj jest tak, że jeden ryzykuje bardziej, a drugi nie ryzykuje w ogóle. Często uważa się, że ofiarami wpadek są dwa typy sportowców. Ci, którzy przesadzają, biorą co popadnie. I ci, którzy nie mogą korzystać z fachowej wiedzy sportowców. Wspominani przez Saletę Chińczycy mają spokój. Wiedzą, że musiałby stać się cud, by wpadli.
Co więcej, ponieważ obrót lekami, które często są jeszcze np. w fazie badań klinicznych (jak nowsze generacje epo: „Dynepo” i „Mircera”) jest ograniczony lub nielegalny. Zatem wygrywa ten, który lepiej radzi sobie z omijaniem prawa, lepiej przekupuje celników, przemyca, lepiej zdobywa „koks” na czarnym rynku. Idąc dalej można stwierdzić, że niektóre ćwiczenia czy metody treningowe planowane są (lub były) układane nie pod optymalny rozwój organizmu, a w kontekście jak najlepszego wykorzystania działania środków dopingujących. CZYTAJ WIĘCEJ
9,35 na setkę
Doping nie jest tematem jasnym i jednoznacznym. Gdy pytasz o niego, mało kto mówi ci, że coś trzeba postanowić zdecydowanie, na pewno. Częściej używany jest wyraz "raczej". Także Chmura, przy całym swoim sprzeciwie, między wierszami przyznaje, że legalizacja miałaby też swoje dobre strony. Jedna z nich? Proszę bardzo - ostatnio co jakiś czas słyszymy o śmiertelnych wypadkach, na przykład na boisku piłkarskim. Przeciążenia? Po części tak, ale w wielu przypadkach tragedie te wynikają z przedawkowania środków dopingujących. - Pozwolenie na doping być może w wielu przypadkach te szanse by wyrównało. Ale niech pan wyraźnie zaakcentuje te słowa: "być może" - mówi profesor.
Takie szprycowanie się jest jednak niebezpieczne. Wyjątkowo niebezpieczne. Mięśnie tak kształtowanego zawodnika będą nieprawdopodobnie mocne, co może spowodować, że nie wytrzymają przyczepy. I będą pękać, zrywać. To przykład skrajny, straszny, brutalny, ale zarazem pokazujący, w jaką stronę możemy niedługo pójść. Zdaniem Chmury dopuszczenie dopingu doprowadzi do pogorszenia się zdrowia sportowca.
Czy tak jednak być musi? Saleta wie, co mówi, bo jako pięściarz doszedł bardzo wysoko. - Zdrowie? Przecież sport wyczynowy w ogóle nie jest zdrowy. Dla mnie to bardziej kwestia etyki. Odpowiedzi na pytanie, czy dla wyniki, sukcesu człowiek jest gotowy złamać pewne zasady - przekonuje w rozmowie z naTemat.
