Nikt nie kwestionuje, że polscy politycy pojechali do oblężonego Kijowa. Że prezydent Andrzej Duda zaprzyjaźnił się z prezydentem Ukrainy i jest z nim w ciągłym kontakcie. Ani tego jak bardzo Polska i rząd działają na rzecz Ukrainy. Ale to, że Polski zabrakło wśród europejskich przywódców w Kijowie, ma jednak inny wymiar. – Powinniśmy być także przy rozmowach z naszymi zachodnimi partnerami – podkreśla w rozmowie z naTemat poseł Paweł Kowal.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czwartkowa wizyta czterech europejskich przywódców w Kijowie wywołała polityczną burzę w kraju. Wielu komentujących i przedstawicieli opozycji pyta, dlaczego nie było wśród nich przedstawiciela Polski
– Polska ma tytuł, jak mało kto, żeby siedzieć przy stole, gdzie zapadają jakieś ustalenia. To jest oczywiste i poza dyskusją – komentuje w rozmowie z naTemat Paweł Kowal, poseł KO
– Niepoważna – ocenia reakcję premiera na burzę wokół nieobcności przedstawiciela RP w Kijowie
Czwartkowa wizyta czterech europejskich przywódców w Kijowie wywołała polityczną burzę w kraju. Wielu komentujących i przedstawicieli opozycji pyta, dlaczego nie było wśród nich przedstawiciela Polski i na rządzących nie zostawiają suchej nitki.
Inni odpowiadają, że przecież i premier, i prezydent byli w Kijowie na długo przez innymi przywódcami Zachodu. Oliwy do ognia dolała PAP, cytując Ukraińców, którzy zapewniali, że wiedzą, iż wizyta liderów Zachodu ma tylko charakter wizerunkowy.
Przepychanka słowna zdaje się nie mieć końca. Zwolennicy rządu wytykają teraz opozycji, że wcześniej krytykowała wizytę Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie.
W takim duchu zreagował premier Mateusz Morawiecki. "Gdy trzy miesiące po naszej wizycie pojechali inni pytają dlaczego nas nie ma. Nasza kochana opozycja znów przegrała w walce z logiką" – napisał na Twitterze.
Paweł Kowal, poseł KO, były wiceszef MSZ, krótko ocenia jego reakcję. – Niepoważna. I nieprawdziwa. Większość osób z opozycji wcale nie twierdziła, że jego wizyta w Kijowie była czymś złym. Jestem wiceszefem Komisji Spraw Zagranicznych, gdzie reprezentuję największą frakcję opozycyjną, i jednego złego słowa nie powiedziałem o tej wizycie. Jemu po prostu teraz tak pasuje, dlatego że jest nieskuteczny w polityce – komentuje w rozmowie z naTemat.
Podkreśla: "Chodzi po prostu o interesy narodowe Polski. O bezpieczeństwo naszego kraju. I premier zamiast zajmować się swoimi urażonymi ambicjami powinien po prostu skupić się na kwestii bezpieczeństwa. Bo Polska dużo może na tym stracić, jeżeli ustalenia w sprawie tej wojny pójdą poza Polską".
A zatem dlaczego? – Dla mnie sytuacja jest dość prosta. Uważałem, iż dobrze, że Kaczyński z Morawieckim pojchali do Kijowa w trakcie oblężenia miasta. Nie jestem przekonany do ich propozycji politycznej, szczególnie, że dziś widać, że nic za nią nie szło. Ale dobrze, że pojechali i wykonali ten gest. Dobrze, że było wspólne posiedzenie rządu polskiego i ukraińskiego. I powinniśmy być także przy rozmowach z naszymi zachodnimi partnerami – podkreśla polityk KO.
Paweł Kowal zaznacza, że Polska dużo włożyła w rozwiązywanie konfliktu w Ukrainie, i to nie tylko rząd, ale wszyscy w kraju. – Polska ma tytuł, jak mało kto, żeby siedzieć przy stole, gdzie zapadają jakieś ustalenia. To jest oczywiste i poza dyskusją. Śmieszą mnie wszelkie porównania, że Stanów czy papieża nie było. Po prostu Polska powinna przy tym być. To element twardego naszego narodowego interesu – uważa.
Dlaczego jednak Polski w Kijowie nie było i co to pokazuje? – To proste. Wciąż nie udało się, i na razie pewnie się nie uda, odbudować pozycji Polski wśród rządów europejskich. To jest zadanie dla Morawieckiego, bo inaczej zmarnujemy kapitał, który wynika z zaangażowania Polski w rozwiązywanie tego konfliktu. Żadne państwo na świecie nie przyjęło 4 mln uchodźców w tak krótkim czasie – podkreśla.
Paweł Kowal tłumaczy, dlaczego obecność Polski obok przywódców Francji i Niemiec byłaby ważna. Choć pojawiły się głosy, że skoro Macron i Scholz mają bardziej ugodową postawę wobec Putina, to lepiej, że Polski przy tych rozmowach nie było.
– To właśnie dlatego powinniśmy tam być. I nie wiem, czy ta postawa jest taka kapitulancka. Ona jest polityczna i nastawiona na realizację interesów niemieckich czy francuskich. A my powinniśmy dbać o swoje, a nie siedzieć i płakać. Niech nikt nie odbiera tego w kategoriach emocjonalnych, tylko politycznych. To porażka, że te rozmowy toczą się bez Polski. Rząd natychmiast powinien zrobić wszystko, żeby w nich uczestniczyć jak partner – zaznacza.
Na koniec można zapytać, jak w takim razie idealnie powinno to wszystko wyglądać.
– Idelanie powinno wyglądać tak, że Polska jest wśród państw, które biorą udział w rozmowach, jeżeli w tych rozmowach biorą udział państwa trzecie. Nie może być tak, że bierze w nich udział Francja, Niemcy, a Polski nie ma. Premier tego nie rozumie? W praktyce powinien prowadzić taką politykę zagraniczną i mieć tak sprawną dyplomację, żeby tam się znaleźć, a nie płakać, że go nie zaprosili. To jest żenujące – uważa Paweł Kowal.
Boję się, że ustalenia kijowskie idą w tym kierunku, że Francja i Niemcy obiecują Ukraińcom zasypać ich górą pieniędzy i dać status kandydacki, jednak gdzieś w tle jest "ale ustąpcie w sprawie granic". I mnie to wciąż niepokoi. Wzywanie do tego, żeby zmienić granice pod naciskiem siły, jest burzeniem porządku europejskiego w całości. I to jest kolejny powód, dla którego polscy politycy powinni być przy tych rozmowach i wyraźnie to powiedzieć.