logo
Donald Tusk nie będzie zadowolony z deklaracji Adriana Zandberga. Fot. Zbyszek Kaczmarek / REPORTER
Reklama.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • Od kilku miesięcy obserwatorzy polskiej sceny politycznej spekulują, czy opozycja pójdzie do przyszłorocznych wyborów zjednoczona na jednej liście
  • Zdaniem Adriana Zandberga z partii Razem taki pomysł ma małe szanse na realizację
  • Wcześniej wyraźną deklarację ws. wspólnej listy opozycji złożył lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz
  • – Myślę, że nikt nie ma złudzeń, że raczej do tego nie dojdzie. Pomysł ma skromne szanse na realizację – powiedział w sobotę na antenie RMF FM Adrian Zandberg.

    Lider partii Razem uważa, że "zamiast rozmów o listach wyborczych trzeba rozmawiać o tym, jaka ma być Polska po wyborach, po PiS".

    – Chcemy Polski, która nie cofa się do przeszłości, tam, gdzie PiS ją przejęło w 2015 roku – stwierdził Zandberg.

    W dalszej części rozmowy polityk Razem dużo mówił na temat polskiej polityki skarbowej. Jego zdaniem w Polsce powinno się skończyć z systemem, w którym ten, kto zdobywa władzę, traktuje spółki Skarbu Państwa jak swój łup.

    – Uważam, że możemy zbudować taki chiński mur pomiędzy politykami z jednej strony a ludźmi, którzy zarządzają spółkami z drugiej. I taki system trzeba w końcu w Polsce zbudować, bo Polacy z niesmakiem patrzą na to, jak wygląda karuzela kadrowa, w której co miesiąc albo co dwa zmieniają się prezesi w różnych spółkach i spółeczkach – powiedział Zandberg.

    Twarda deklaracja Kosiniaka-Kamysza

    Lider Razem nie był jedynym politykiem opozycji, który w ciągu kilku ostatnich dni wypowiedział się krytycznie na temat wspólnej listy opozycji.

    – Nie będzie jednej listy, bo ona nie służy wygraniu wyborów i możliwości rządzenia - wyjaśnił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Władysław Kosiniak-Kamysz.

    Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego uważa, że między nim a Donaldem Tuskiem jest zbyt mało wspólnych punktów.

    - Wierzę, że ci, którzy mają dość podobny program, są w stanie się dogadać, choć może tej chęci jeszcze nie widać - dodał. - Ale Platforma nie tylko światopoglądowo, lecz również gospodarczo idzie w sukurs Lewicy i tak ją chce przyciągnąć - zauważył.

    Co ciekawe, ludowiec stwierdził, że opinii publicznej nie interesuje to, ile list wyborczych wystawią ugrupowania opozycyjne. - Ludzie chcą, żebyśmy po prostu te wybory wygrali. I oni mówią: to wy macie zaproponować taki scenariusz, który będzie zwycięski - przytoczył.

    Jak pisaliśmy w naTemat, w czerwcowym sondażu CBOS koalicja Jarosława Gowina, Szymona Hołownia i Władysława Kosiniaka-Kamysza mogłaby liczyć nawet na 16,7 proc. Równolegle, Kantar Public wykazał, że Polskie Stronnictwo Ludowe, startując osobno, może liczyć na jedynie... 4 proc. poparcia.

    Porozumienie Jarosława Gowina poparłoby zaledwie 1 proc. wyborców. Polskę 2050 wskazało zaś 11,9 proc. ankietowanych.

    Czytaj także: