8 proc. – tylu Polaków w kwietniu 2011 roku deklarowało wiarę w teorię o zamachu pod Smoleńskiem. Dziś taką wersję dopuszcza już co czwarty z nas. Co się zmieniło? Kto odpowiada za taką zmianę? Nasi rozmówcy twierdzą, że bardziej media niż politycy.
Z listopadowego sondażu przeprowadzonego przez CBOS wynika, że 26 proc. Polaków wierzy w zamach w Smoleńsku, a w porównaniu do podobnego badania z października, zmniejszyła się liczba tych, którzy podobny scenariusz wykluczają (z 56 do 50 proc.). Jeszcze bardziej wymowne jest porównanie do sondażu z kwietnia ubiegłego roku, kiedy obchodzono pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wtedy nawet co dziesiąty z nas nie deklarował przywiązania do zamachowej teorii.
"Trotyl na wraku tupolewa" – tytuł słynnego artykułu z "Rzeczpospolitej" to najprostsza odpowiedź. Tyle że nie jedyna. W rozmowach o wierze i niewierze w zamach pod Smoleńskiem padają także inne przyczyny. A właściwie oskarżenia. Media, politycy, paranoidalna natura Polaka – oto, w różnych wariantach i sytuacjach - winni wyjątkowej popularności tezy o zamachu.
Epidemia myślenia spiskowego
Jeśli zapytać psychologa, można oczekiwać odpowiedzi, że teoria o zamachu to w gruncie rzeczy tropienie spisku, który nosi oznaki paranoi. Wielu ekspertów od początku, czyli od 10 kwietnia 2010 roku, tak właśnie tłumaczy przywiązanie sporej części Polaków do "drugiego dna" katastrofy smoleńskiej.
Jego zdaniem ludzie generalnie mają skłonność do przypuszczeń, że "wielkie rzeczy" - a taką była bez wątpienia katastrofa smoleńska - mają równie poważne przyczyny. Stąd też błąd pilotów po jednej, a niedopatrzenia i niechlujstwo po drugiej stronie, są niewystarczającym wytłumaczeniem tej tragedii.
Popularność teorii o zamachu na karb polskiej "epidemii myślenia spiskowego" zrzucił też w tygodniku "Polityka" prof. Mirosław Kofta, jeden z najlepszych polskich psychologów.
Wszystko układa się w zamach?
Hipoteza, która każe szukać przyczyny w głowach Polaków, nie tłumaczy jednak, dlaczego z miesiąca na miesiąc zamachowa teoria zyskuje coraz większe uznanie.
Prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówi naTemat, że przez ostatni rok w śledztwie dotyczącym Smoleńska wyszło na jaw tyle pomyłek, że koncepcja zamachu po prostu pasuje do tej "układanki". – Podmienione ciała, błędy w ich identyfikacji, utrudnienia we współpracy z Rosją, sprawa wraku prezydenckiego samolotu – to wszystko kreuje wyjątkową podejrzaną atmosferę – zaznacza ekspert.
Tyle że to media, według prof. Nęckiego, są głównym winowajcą. – Media, w tych wspomnianych pomyłkach, bardzo często doszukują się drugiego dna. A taki negatywny przekaz jest od razu upowszechniany w społeczeństwie. Afera z trotylem udowodniła, że wystarczy bąknąć coś w telewizji czy gazecie i natychmiast jest to podchwycone. Potem to wszystko krąży w postaci plotek, pomówień i domysłów – analizuje.
Prof. Nęcki dodaje, że takie wrażenie potęguje wciąż trwające zamieszanie wokół trotylu. Ludzie słyszą bowiem w przekazach medialnych, że urządzenia wskazały trotyl na paście do butów, szynce i dezodorantach, co brzmi absurdalnie. – Ludzie już sami nie wiedzą, o co chodzi, a media nie spełniają funkcji segregacji i odsiewu informacji – mówi.
Szum informacji
Podobnego zdania jest socjolog, prof. Andrzej Zybertowicz. – Dominująca część mediów świadomie lansowała nieprawdziwe odczyty stenogramów czy na przykład tezę o kłótni na lotnisku przed odlotem do smoleńska. Szum informacyjny wytworzył reakcje nieracjonalne – stwierdza w rozmowie z naTemat.
Prof. Zybertowicz podkreśla, że spora część tych, którzy deklarują wiarę w zamach pod Smoleńskiem, jest po prostu zmęczona informacjami i przechodzą z "trybu analitycznego na tryb emocjonalny". – Teraz rozważają to w kategoriach 'wierzę, nie wierzę', a nie 'wiem, nie wiem' – dodaje.
Polityka jest tłem
A co z politykami? Paradoksalnie, według ekspertów, mają niewielki wpływ na wzrost popularności tezy o zamachu. – Uważamy ich za tło, a prawdziwą rolę odgrywają dla nas media, które co rusz donoszą, że politycy coś ukrywają w sprawie Smoleńska – zaznacza prof. Nęcki.
Pytając ich o zamachową tezę można zaś z łatwością odgadnąć odpowiedź. Dobrym przykładem jest tutaj Andrzej Halicki z PO. – To Jarosław Kaczyński miesza w głowach Polakom – powiedział naTemat.
38 proc. Polaków w wieku 18-24 lat wierzy, że w Smoleńsku mógł mieć miejsce zamach. To liczba szokująca. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Mirosław Kofta
psycholog
Skłonność do takiego myślenia po części wynika ze względnie stałych cech osobowości człowieka, a po części z jego doświadczeń. Ludzie tworzą teorie spiskowe dwojakiego rodzaju. Niektóre dotyczą jednorazowych tragicznych wydarzeń i polegają na doszukiwaniu się tajnego porozumienia grupy ludzi, którzy do tych wydarzeń rzekomo doprowadzili. Przykładów dostarczają teorie związane ze śmiercią księżnej Diany czy właśnie z katastrofą smoleńską, ale też np. 30–40 proc. mieszkańców USA uważa, że rząd ukrywa dowody lądowania kosmitów na Ziemi. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Polityka"
Prof. Zbigniew Nęcki
psycholog społeczny
Media, w tych wspomnianych pomyłkach, bardzo często doszukują się drugiego dna. A taki negatywny przekaz jest od razu upowszechniany w społeczeństwie. Afera z trotylem udowodniła, że wystarczy bąknąć coś w telewizji czy gazecie i natychmiast jest to podchwycone.
Prof. Andrzej Zybertowicz
socjolog
Część Polaków myśli tak:"gdyby to była standardowa katastrofa, to dlaczego nie przeprowadzono uczciwego, pełnego śledztwa. Najwyraźniej istnieje jakieś drugie dno." To jest naturalna reakcja. Byłoby tak w każdym innym kraju.