logo
Wakacje i obozy odchudzające dla dzieci cieszą się ogromną popularnością Fot. BURGER / PHANIE
Reklama.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • Otyłość i nadwaga jest problemem 30 proc. dzieci w wieku wczesnoszkolnym i 22 proc. nastolatków - podaje Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej PZH
  • Wakacyjne obozy odchudzające mają pełne obłożenie, bez względu na liczbę zorganizowanych turnusów
  • Wśród dzieci, które przyjeżdżają walczyć z kilogramami, są byli niedoszli samobójcy, dzieci z depresjami i epizodami związanymi z autoagresją
  • Anna Tarnowska-Person organizuje obozy odchudzające od 18 lat. Pierwszy raz zrobiła to dlatego, że problem dotknął ją samą. A w zasadzie jej córkę, która jako nastolatka bardzo przytyła.

    - Ja tego nie zauważyłam, bo przebywałam z nią codziennie. Dopiero kiedy lekarka kazała jej wejść na wagę, uświadomiłam sobie skalę problemu. Moja córka miała bardzo dużą nadwagę i bałam się tego, co może iść z tym w parze - mówi właścicielka firmy Amitur, dodając, że choć od tego czasu minęło wiele lat, a jej córka problem ma już za sobą, dzieci takich jak wówczas ona jest bardzo wiele.

    - Za każdym dzieckiem stoi indywidualna historia. Przyjeżdżają do nas dzieci z ogromnymi problemami i bagażem doświadczeń większym, niż niesie niejedna dorosła osoba. Dzieci są przezywane i wyszydzane, a problem z nadwagą mają przez to, że na przykład zajadają stres, rozwód rodziców czy samotność. Ocenić jest łatwo, pomóc trudniej - tłumaczy organizatorka.

    Depresja, próba samobójcza i autoagresja

    - Dzieci "poharatanych", czyli z epizodami związanymi z autoagresją, jest cała masa. Tną się, bo wydaje im się, że ból jest najlepszą metodą na odreagowanie stresu, która nie wymaga zaangażowania w nią osób trzech - mówi Ola Dąbrowska, która jest wychowawczynią na obozach w Karpaczu już szósty turnus. Wcześniej, sześć lat z rzędu, sama była uczestniczką.

    - Nie byłam bardzo gruba, ale miałam duże problemy z samooceną, bo w gimnazjum codziennie byłam gnębiona przez jedną dziewczynę. Dzięki tym przykrym doświadczeniom wiem, z czym mierzą się moi podopieczni i mogę im pomóc - mówi Ola. Dodaje, że sporo dzieci na obozie ma także epizody depresyjne.

    Ola nie trafiła na niedoszłych samobójców, ale inni wychowawcy potwierdzają, że są na obozach dzieci, którym zdarzyło się w przeszłości targnąć na swoje życie. Nie były w stanie znieść codziennych drwin i poniżania, z powodu swojego wyglądu. Są też bulimicy i nastolatki, które przez lata leczą się na depresję, a także spora grupa dzieci zapracowanych rodziców.

    logo
    obóz odchudzający w Karpaczu 2021 Fot. www.odchudzamydzieci.pl/

    - One mają "przywilej" samodzielnego szykowania sobie jedzenia z lodówki, nad którą nie ma kontroli, za to w której jest wszystko. Jedzą więc z nudów, to, na co mają ochotę. Rodzice zostawiają im wolny wybór, bo nie mają czasu zająć się przygotowaniem pełnowartościowych posiłków. Nagle okazuje się, że dziecko ma 20 kilogramów nadwagi i cukrzycę - opowiada jedna z wychowawczyń i dodaje, że dopiero na wakacjach, w gronie "innych takich samych" mają możliwość prawdziwie się otworzyć.

    - Kiedy jednak dzieci zobaczą, że nie są ze swoim problemem same i sporo ich rówieśników boryka się z tym samym, łatwiej jest im pokonać strach i zmotywować się do walki - dodaje Inga - wychowawczyni z Amituru.

    Inga jest córką Anny. To z jej powodu 18 lat temu, został zorganizowany pierwszy obóz odchudzający dla dzieci.

    - Nie ma się co oszukiwać. Jako nastolatka bardzo przytyłam. Obóz był dla mnie motywacją i impulsem, żeby coś zmienić. Mnie się udało, a teraz udaje się setkom dzieciaków, które są z nami przez wiele lat - tłumaczy Inga i dodaje, że wcześniej mama uzgodniła z nią, czy chciałaby podjąć takie działanie.

    Tajemniczy obóz

    Ale nie każdy rodzic tak robi. Są dzieci, które nie wiedzą, że wakacje, na które jadą, to wczasy odchudzające i z tymi jest największy problem.

    - Mieliśmy chłopca, który celowo wsadził nogę pod nadjeżdżający rower, żeby się kontuzjować i żeby rodzice musieli zabrać go do domu. Są też dzieci, które za wszelką cenę próbują oszukać wychowawców, na przykład przekupując innych. Dają pieniądze innym dzieciom z ośrodka albo dorosłym w sklepie i proszą o kupienie im słodyczy - mówi Anna i dodaje, że dzieci muszą wiedzieć gdzie i po co jadą.

    - Zawsze namawiamy rodziców, żeby nie ukrywali przed nimi celów i założenia obozu. Większość to robi, ale raz na kilka turnusów zdarza się dziecko, któremu rodzice nie powiedzieli, co wydarzy się na miejscu. To potwierdzają także inni organizatorzy.

    - Kilka dni temu miałam nawet taką sytuację, że wraz z nowym turnusem pojawił się wycofany chłopiec. Z nikim zbytnio nie rozmawiał, nie dojadał. Wzięłam go na rozmowę i okazało się, że nie wiedział, że jedzie na obóz odchudzający. Czuł się oszukany, a ilość aktywności fizycznej kompletnie go przytłoczyła - mówi Ola. W takich sytuacjach wychowawcy starają się reagować, na przykład wprowadzając inne aktywności, jak taniec, które nie przypominają klasycznych treningów. - Ale nie ma opcji, że codziennie będzie oglądał telewizję czy leżał pół dnia w pokoju - dodaje.

    To nie wczasy all inclusive

    Organizatorzy na żadnym etapie nie ukrywają, że obóz odchudzający daleki jest od wczasów all inclusive. To problem głównie dla dzieci, które przyzwyczajone są do zwykłych kolonii, a na miejscu okazuje się, że jest inaczej. - Tu nie leży się przez pół dnia na plaży, a drugie pół w pokoju. Jest bardzo dużo ruchu, nie ma kupowania słodyczy, jest ważenie i pomiary i zdrowe posiłki. To dla dzieci, zwłaszcza w typie "kanapowca", jest szokiem - mówi Inga.

    Plan dnia składa się z codziennej aktywności fizycznej, wycieczek górskich, pływania, i szeregu innych aktywności, w czasie których dzieci nie mają czasu myśleć o tym, że nie spędzają czasu na jedzeniu, do czego wiele z nich przywykło.

    - Stawiamy na ruch. Chcemy, żeby zajęcia były atrakcyjne, więc jest basen, park trampolin, taniec czy spływy kajakowe, ale to wszystko jest męczące i tego nie da się ukryć. Dzieci dużo chodzą, po pierwszych dniach mają zakwasy, a zorganizowana jest im niemal każda minuta. Mimo to, chętnych przybywa, a dzieci przyjeżdżają na kilka turnusów z rzędu i wyjeżdżają z uśmiechem na ustach oraz przyjaźniami na całe życie - mówi Małgorzata Leniewicz.

    Chętnych coraz więcej

    - Kiedyś organizowaliśmy po dwa turnusy na całe wakacje i to wystarczało. Teraz mamy po osiem i jest pełne obłożenie. Gdybyśmy organizowali więcej, też byliby chętni, ale nie mamy już sił i mocy przerobowych - mówi Anna Tarnowska-Person.

    Tak samo jest w przypadku innych organizatorów. - W marcu uruchomiliśmy zapisy. Miejsca wyprzedały się w dwa tygodnie - mówi Małgorzata Leniewicz, która wczasy odchudzające dla dzieci organizuje już 14 lat. - Mamy też długą listę rezerwową, w razie, gdyby ktoś się rozchorował, albo wypadł z przyczyn losowych. Nie ma możliwości, żeby jakieś miejsce zostało puste, bo za dużo jest chętnych. Dzieci proszą rodziców, żeby pozwolili im jechać na kilka turnusów z rzędu - dodaje organizatorka.

    Rodziców nie przerażają ceny, bo te nie są wiele wyższe od standardowych kolonii. Odchudzanie na obozie to koszt między 2200 a 3000 złotych.

    Jedni jadą już kolejny raz, bo dzięki odchudzającym wakacjom zmieniło się ich życie. Są też tacy, którzy dopiero tam, wśród "swoich", czyli dzieci z tym samym problemem, czują się akceptowani i mogą prawdziwie odpocząć.

    Strefa akceptacji

    Podstawowym założeniem organizatorów wczasów odchudzających dla dzieci, jak mówią, wbrew pozorom nie jest walka o jak największą utratę kilogramów.

    - Dzieci mają nauczyć się zdrowej relacji z jedzeniem i aktywnością fizyczną, która może być fajna, tego, że prawidłowa waga musi być utrzymana po to, żeby nie doprowadzić się do chorób oraz tego, że nie muszą wyglądać zgodnie z jakimś chorym modelem. Bo to, że ktoś nie wygląda jak z Instagrama, nie warunkuje tego, jaką ma wartość - mówi Ola i tłumaczy, że codziennie przeprowadza z obozowiczami szeregi rozmów i wysłuchuje mnóstwa historii, które dotąd dzieci, latami, dusiły w sobie.

    Słodycze w poszewce

    Organizatorzy zgodnie podkreślają jednak, że obóz to tylko impuls, który może coś zacząć, ale reszta jest w rękach dzieci. - I ich rodziców, oczywiście. Bo zdarzają się sytuacje, że mamusie witają dzieci po zakończonej ciężkiej pracy zestawem z McDonalda. Albo pytają przez telefon, jakie ciasto przygotować na powitanie obozowicza - mówi Inga. I dodaje, że pamięta paczkę od rodziców, w której batoniki schowane były w poszewce od poduszki.

    Pomysłowe są również same dzieci. Ponieważ sklepowe zakupy są monitorowane przez wychowawcę, który stoi przy kasie i patrzy, co dzieci kupują, obozowiczom zdarza się przekupstwo dorosłych. Są tacy, którzy proszą o zakup "nielegalnych" towarów innych klientów, a także tacy, którzy "zlecają przemyt" innym wczasowiczom. Inga tłumaczy jednak, że takie historie zawsze kończą się tak samo - wpadką przemytników.

    "Body positive nie może opierać się na ryzyku utraty życia"

    Zapytałam Ingę, czy jako organizator wakacji odchudzających dla dzieci, w erze promowania idei body positive, nie skazują się na ostracyzm. Inga śmieje się jednak i dodaje, że jej samej, jako osobie z "wagową przeszłością", nurt body positive jest bardzo bliski.

    - Oczywiście, że akceptacja siebie jest bardzo ważna. Odchudzanie się dla idei zupełnie nie ma sensu, stąd namawiamy rodziców, żeby nie wysyłali dzieci w ciemno, ale wzbudzili w nich najpierw chęć zmiany - tłumaczy wychowawczyni i dodaje, że nie można mówić o akceptowaniu poważnej, ciężkiej choroby, która ciągnie za sobą kolejne.

    - Otyłość jest chorobą, z którą należy sobie poradzić, zanim doprowadzi tych młodych ludzi do śmierci. Wiem z doświadczenia, że samemu jest bardzo trudno. Trudno jest nawet, żeby w towarzystwie szczupłych założyć dres i wyjść pobiegać - mówi Inga i dodaje, że na obozie dzieci mają na to szansę.

    To potwierdza również Ola, mówiąc, że nie ma gorszego stereotypu niż ten, że "gruby to na bramkę".

    I dodaje: - Tutaj, dzieciaki mogą wyjść ze schematu, w którym reszta jest piękna, a oni grubi. Tu mogą poczuć, że ktoś ocenia ich za osobowość, a jak założą dres i będą ćwiczyć, to nikt nie spojrzy na nich dziwnie. Tu nikt się z nich nie śmieje. Tutaj mogą prawdziwie być sobą. Tutaj mogą otworzyć nowy rozdział i skosztować życia pełną piersią.

    Czytaj także: