Napisałem, że wstyd mi za część aktywistów. Że nie popieram happeningów pod domem Jarosława Kaczyńskiego. Że nie akceptuję wulgarnych i obraźliwych zwrotów pod adresem policji. Osoby, które chciałby pokazać mi, jak bardzo się mylę, jedynie potwierdziły opinię zawartą w moim felietonie.
No i zaczęło się. Liczyłem się, że wywołam dyskusję, a wywołałem III wojnę światową. Oto, co napisała mi część osób, które się ze mną nie zgadzają.
"Napiszę krótko. Alan Wysocki jest debilem", "Autor artykułu jest chyba jednym z głównych PiSSowskich trolli", "Wczoraj o tym pisałem. Niech spie***la frajer". "TVPiS czeka" - czytam w komentarzach pod wpisem jednego z aktywistów.
"Postanowił lizać cztery litery władzuni", "Typowy Alanek, niczym nie odstaje od PiS" - czytam dalej. A te komentarze odstają od trolli PiS?
"Mamy od kilku lat wojnę. Mówisz, że ma prawo? Działa na naszą szkodę i słusznie mu się obrywa", "Zostawiłeś przyzwoitość na ulicy" - napisał mi człowiek, który odsiedział wyrok za bycie członkiem pruszkowskiej mafii.
"Nie wiem, co to za pajac", "Następne pisowskie ści**wo" - napisali kolejni. "Żałosna gimbazo. Mam nadzieję, że w 'naTemat' długo nie popracujesz, ale zapewne chętnie przyjmą cię siostry Karnowskie" - przeczytałem w wiadomości prywatnej.
"Powinien dostać solidne lanie - nie fizyczne, ale ostry opie***l" – napisała osoba, która przyznała, że nie przeczytała całego tekstu. Klasyk.
Działacz Lotnej Brygady Opozycji wyjaśnił w komentarzu, że czuł się urażony tym, że został zestawiony z osobami, które sięgają po wulgarne hasła, bo sam tego nie robi. Równolegle nazwał mnie "zadufanym gnojem" i sam zasugerował, że szukam furtki do prorządowych mediów.
No to tu cytuję jego reakcję na wulgarne komentarze skierowane pod moim adresem. "A jak sam rzyga na innych to niech się nie żali potem, jak dzieciak". Żalić się nie żalę. Mogłem się domyślić, co się stanie.
Ale to nie ja bronię autorów wyzwisk, żeby potem skarżyć się na bycie zestawionym z osobami, które po nie sięgają. "Proponuję, żebyś się nie pogrążał, wszak mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Czasami naprawdę lepiej milczeć" – napisała inna społeczniczka.
Jednak ja właśnie napisałem ten tekst, bo mam dość milczenia. Od 2019 roku milczę. Nie komentowałem publicznie zachowania "babci" Kasi. Nie komentowałem Marty Lempart mówiącej "zamknij ryj, psie".
Zagryzłem zęby, gdy oglądałem happeningi pod domem Kaczyńskiego. Dlaczego? Bo myślałem, że wróg jest jeden i trzeba schować swoje przemyślenia, swoje emocje, swoje spojrzenie do kieszeni. Teraz okazało się, że wróg faktycznie jest jeden, ale że jestem nim ja.
Kolejny społecznik jako merytorycznego argumentu w dyskusji użył pytania, czy napisałem o zaatakowaniu prodemokratycznych aktywistek, które prowadziły pikietę przy słynnych namiotach pod KPRM.
To wydarzenie sprzed 2020 roku. Miałem wtedy 18 lat i zaczynałem pracę w mediach. Czy o tym napisałem? Nie pamiętam. Może tak, może nie. Jeśli nie, możliwe, że w chwili, gdy o tym pisano, miałem wolne. Tekst mógł zostać zlecony innej osobie.
Swoją drogą, ciekawe, co robił autor tego pytania, kiedy 24 czerwca 972 roku w bitwie pod Cedynią ważyły się losy Polski?
Nawet tak skandaliczny zwrot jak "ty stara k**wo", czy też "p**ałem jesteś?" nie usprawiedliwia funkcjonariusza do bicia, ciągnięcia po ziemi czy szarpania. Co nie zmienia faktu, że korzystanie z takich zwrotów mnie brzydzi.
Jeśli któryś z antybohaterów tekstu nie prowokował policji, nie zarzucałem mu tego.
Co więcej, jeszcze raz podkreślę. Nie miałem na myśli, że wstydzę się za radykalne hasła rzucane na protestach czy odważne blokowanie manifestacji ruchów faszystowskich. Miałem na myśli personalne, wulgarne zwroty.
Niejednokrotnie zarzucono mi nierzetelność. Zadaniem dziennikarza nie jest szukanie prawdy pośrodku czy też opowiadanie się po którejś ze stron. To nie jest tak, że albo wy, albo oni. Moim obowiązkiem jest właśnie przetwarzać informacje, podważać, kontestować, skłaniać do dyskusji, ale również prowokować.
Tak, wciąż nie widzę sensu we wchodzeniu na pomnik smoleński, robieniu happeningów pod domem Jarosława Kaczyńskiego. Nie podoba mi się ta estetyka protestu. Uważam, że przekaz wielu ulicznych przedsięwzięć jest medialnie nieczytelny i niezrozumiały dla odbiorcy spoza bańki.
Czy trzeba się ze mną zgadzać? Nie. Czy ja zabroniłem komuś protestować według własnych zasad? Nie. Ale wy nie zabraniajcie mi tego oceniać. A jeśli już chcecie odpowiedzieć, to wykażcie się dojrzałością, którą podobno wyróżniacie się, walcząc o "wolność, demokrację i Konstytucję".
Trzy osoby napisały do mnie prywatne wiadomości, w których kulturalnie, bez wyzwisk przedstawiły swoje racje. Z jedną z nich spotkałem się kawę. Każde z nas, bez wrzasków, bez wyzwisk, wymieniło poglądy. Ba, na pożegnanie nawet się wyściskaliśmy. Da się normalnie? No da się.
Ktoś napisał "Niech każdy sam się wstydzi za siebie". I z tym się w pełni zgodzę. Już się za was nie wstydzę. Sami wstydźcie się za siebie.
Sami sobie zrobiliście krzywdę, bo nawet jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, to nie miał szansy na przedstawienie swoich argumentów. Zostały tylko wasze obraźliwe komentarze, którymi na własne życzenie wystawiliście sobie świadectwa.
O tym, że osoby "z zewnątrz" nie będą rozróżniać, kto i z której grupy odpowiada za to chamstwo, już nie wspominam.