W tym kraju za trzymanie chłopaka za rękę mogę dostać po mordzie. Na wizytę u lekarza specjalisty ze skierowaniem będę czekał latami. Jestem nazywany zdradziecką mordą, pedałem, kanalią, gorszym sortem. I za takie coś mam oddawać życie? Sami sobie bierzcie ten bagnet w dłoń i ruszajcie na Moskala.
Według sondażu IBRiS 33,6 proc. społeczeństwa uważa, że patriotyzm to gotowość do poświęcenia za kraj. Ale za co ja mam się poświęcać? Za ten rozkradany grajdołek?
Nie oddam życia za Polskę, bo nie ma za co
Nic w tym kraju nie działa. Nie działają prokuratura, Trybunał Konstytucyjny, policja, Krajowa Rada Sądownictwa, Sejm, system ochrony zdrowia, edukacji, mieszkalnictwa, opieki społecznej, rynek pracy – wymieniać dalej?
Moje podatki lądują w kieszeni Rydzyka, Kościoła, rodzin polityków PiS, że o nich samych już nie wspomnę, i TVP. Z moich pieniędzy finansowana jest propaganda, według której jestem kanalią, pedałem, gorszym sortem, pachołkiem Putina, pachołkiem Merkel i nie-Polakiem. I za to mam umierać?
A może mam umierać za społeczeństwo, które patrzy na mnie jak na roszczeniowego milenialsa, któremu się w dupie poprzewracało od sojowej latte? Teraz jestem "pi**ą życiową", ale jak wybuchnie wojna, to mam oddawać za was życie?
Może umrę za moich sąsiadów, którzy doskonale wiedzą, co dzieje się u "Bożenki spod 6-stki", ale kiedy słyszą jak za ich ścianą dochodzi do przemocy, nagle ślepną i głuchną?
Być może chodzi o poświęcenie się za kraj, w którym nie doczekam się emerytury, czy mieszkania w przystępnej cenie? O kraj, gdzie próby założenia rodziny z kobietą grożą traumą na całe życie?
No właśnie – jak to jest założyć rodzinę w Polsce... W przypadku związku heteroseksualnego pozostaje się modlić, żeby nie skończyć jak Izabela z Pszczyny, Alicja Tysiąc, czy Agata Lamczak.
W przypadku związku homoseksualnego pozostaje się modlić, żeby nie dostać w ryj na ulicy, uzyskać akceptację rodziny i doczekać się prawa przynajmniej do zawarcia związku partnerskiego. O małżeństwach czy adopcji nie wspomnę, bo przecież żyjemy w ciemnogrodzie.
À propos ciemnogrodu, odpuszczę sobie akapit o tym, za jaką klasę polityczną miałbym umrzeć. Z pewnością jednak z zachwytem będziemy się bili dla rządzących, którzy będą bronić kraju z... Wielkiej Brytanii.
W kolejce do lekarza specjalisty, na operację, zabieg czekamy tyle, że jesteśmy zmuszeni do płacenia w prywatnym sektorze. Błyskawicznie za to możemy dostać się do szpitala psychiatrycznego. Szkoda tylko, że jest ich zbyt mało, brakuje personelu, a większość z nich jest w kondycji jak Warszawa po 44'.
Może mam umrzeć za policję i sądy, które nie są w stanie ochronić mojej sąsiadki Katarzyny przed przemocą ze strony byłego męża, "bo nie połamał jej nóg"? A może za Polaków, którzy od dwóch lat mówią o "plandemii" i "czipach? Za ekspertów od wszystkiego, którzy masowo wykupili płyn Lugola, by później wymądrzać się na temat wojny?
A nawet załóżmy, że kocham to państwo ponad wszystko. Jaką korzyść odniesie Polska z mojej śmierci? – Ktoś musi odbudować naszą Ukrainę po wojnie. To dlatego uciekłam, dlatego muszę przeżyć – powiedziała mi przyjaciółka, która na początku marca uciekła do Warszawy przed rosyjską armią.
Rozczaruję też prawicę, która już przygotowuje się do bohaterskich walk o "Boga, honor i ojczyznę". Nawet gdyby doszło do wojny w Polsce, o waszą ojczyznę walczyć będzie NATO. Wiecie dlaczego? Bo nie macie absolutnie żadnej zdolności bojowej. To nie czasy Powstania Warszawskiego.
A jeśli, nie daj Boże, staniemy się ofiarami agresji zbrojnej, mam nadzieję, że nie spotka nas los tych, którzy od września 2021 roku umierają w lasach przy granicy polsko-białoruskiej.