"Gray Man" jest filmem sensacyjnym z Ryanem Goslingiem i Chrisem Evansem, który ma premierę online 22 lipca. To najdroższa obok "Czerwonej Noty" superprodukcja Netfliksa w historii. Jeżeli miałbym podsumować ją onomatopejami, to mógłbym napisać tak: łubu-du, wrrrrum, szast-prast, pif-paf, wziuuum i BUM! Czysta rozrywka z ogromnym rozmachem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Gray Man" to ekranizacja książki Marka Greaneya o tym samym tytule, która kosztowała Netfliksa 200 milionów dolarów.
Jej reżyserami zostali bracia Russo, czyli twórcy "Avengers". Na ekranie Chris Evans (czyli Kapitan Ameryka ze wspomnianej serii) ściga się i strzela z Ryanem Goslingiem ("Drive").
"Gray Man" ma premierę na Netfliksie 22 lipca 2022. Film zobaczyłem przedpremierowo.
"Gray Man" to jedna z największych premier 2022 roku - nie tylko na Netfliksie. Bracia Russo nakręcili film z najgorętszymi nazwiskami Hollywood (dosłownie i w przenośni). Oprócz wspomnianych gwiazdorów na ekranie zobaczymy Anę de Armas (z Evansem grała w "Na noże", z Goslingiem w "Blade Runnerze 2049", a także wystąpiła w ostatnim Bondzie) czy Rege-Jeana Page'a (gwiazdor "Bridgertonów" typowany do roli nowego Bonda).
Zdjęcia do "Gray Mana" kręcono w siedmiu różnych zakątkach naszego globu: Los Angeles, Francji, Czechach, Tajlandii, Chorwacji, Austrii i Azerbejdżanie. Są więc piękni aktorzy, piękne widoczki, czy można chcieć czegoś więcej? Można, jeszcze jak, na przykład fabuły. A ta przedstawia się następująco.
O czym jest "Gray Man"? Szybcy, wściekli i Bourne, Jason Bourne
Na początku filmu poznajemy młodego Courta Gentry'ego (Ryan Gosling), którego z więzienia wyciąga Donald Fitzroy (Billy Bob Thornton). W zamian za wolność zostaje zabójcą na usługach CIA w ramach tajnego projektu Sierra. Od tej pory jest znany jako Szóstka (spokojnie, jest też żarcik z 007) i staje się jednym z najlepszych ludzi w agencji.
Na jednej z misji wchodzi w posiadanie pewnej Bardzo Ważnej Rzeczy, buntuje się i zostaje wysłanym za nim list gończy na polecenie. Na czele pościgu staje wąsaty Lloyd Hansen (Chris Evans) - były agent CIA, który wyleciał, bo za bardzo lubił torturować ludzi. Założył jednak własną firmę z prywatną armią, która zrobi dla niego wszystko, a właściwie dla pieniędzy, którymi dysponuje.
Punkt wyjścia fabuły wydał mi się od samego początku interesujący - dwóch madafaków gania za sobą po całym świecie i w sumie nie wiadomo, jak to może się kończyć. Ktoś z pewnością zginie, ale kto? Odpowiedź na to pytanie szybko jednak staje się oczywista.
"Gray Man" to efektowny i niezmuszający do myślenia film sensacyjny. I o to właśnie chodzi.
Nowy film Netfliksa to efektowny akcyjniak i niby można wymagać czegoś mądrzejszego, ale szkoda się denerwować. "Gray Man" jest blockbusterem, który ma dawać frajdę, a nie skłaniać do myślenia. Przynajmniej ja tak to odbieram, bo mój mózg się przy nim nie spocił, ale co się napatrzyłem, to moje. Analogicznie jest z komediami romantycznymi - wiemy jak się skończą, są schematyczne, ale właśnie dlatego je oglądamy.
Nie wiem, czy za 10 lat będę pamiętać o "Gray Manie", ale jest w nim jedna wybuchowa sekwencja, dla której warto go odpalić. Netflix na 10 dni zamknął sporą część starego miasta w Pradze i zrobił jedną z najlepszych rozwałek, jakie widziałem w kinie sensacyjnym. Czego tam nie było! Zabijanie policjantów, szalony pościg za tramwajem, strzelanie z bazooki i innych ciężkich broni, a wszystko to na tle uciekających turystów i uroczych kamienic. Normalnie takie rzeczy robi się w "GTA". Rambo byłby dumny.
Jeżeli chodzi o pirotechnikę, sceny samochodowe czy bijatyki, czyli wszystkie te tradycyjne formy efekciarstwa, nie mam się do czego przyczepić - wyszło miodnie i ekscytująco. Czasem aż żałowałem, że nie oglądam tego filmu w kinie, tylko na smartfonie (żart). Z drugiej strony momentami efekty CGI rzucały się w oczy i wyglądały dość średnio, więc dobrze, że widziałem to na małym ekranie telewizora. Na szczęście nie było ich zbyt wiele.
Nie da się ukryć, że brakowało mi tak intensywnych scen akcji jak w Czechach. Ogólnie mogłoby być ich więcej kosztem melodramatycznych retrospekcji lub mało angażujących rozmów postaci drugoplanowych - owszem, powinno się tak robić dla rozładowania napięcia i budowania postaci, ale akurat w tym wypadku jakoś tak mi przeszkadzały.
Nie dostawałem dla równowagi więcej ciekawszych i emocjonujących pojedynków. Czułem, że mi poziom adrenaliny spada, a tego nie lubię w trakcie takich seansów. Albo grubo, albo wcale. Tym niemniej jeśli miałbym wybrać, który najdroższy film Netfliksa podobał mi się bardziej, to zdecydowanie "Czerwona Nota" jest za "Gray Manem".
Ryan Gosling kontra Chris Evans. Który gwiazdor wypadł lepiej?
Choć nie przepadam za Kapitanem Ameryką i Chrisem Evansem, to z bólem serca muszę przyznać, że to on wypadł lepiej w tym zestawieniu. Stworzył po prostu inną postać niż w filmach, z których jest najbardziej znany. Jest irytujący, ale tym razem w pozytywnym sensie, oraz sprawia wrażenie socjopaty - zastanawiałem się, jak wybrnie z tego po zapowiedziach, no i jest rzeczywiście niezłym świrem.
Ryan Gosling jest za to Ryanem Goslingiem w swojej nowej odsłonie. Już na dobre zerwał z wizerunkiem lowelasa. W filmie potrafi zabijać jak nikt inny, ale wiemy, że w głębi duszy to dobry facet, który ma zamiłowanie do słodyczy i całkiem fajne poczucie humoru. Owszem, ma lekko zblazowaną minę, ale to też pokłosie sytuacji, w której się znalazł. Na pewno każdy będzie sympatyzować z tą postacią, a akurat ten aktor on ma talent do kreowania outsiderów, z którymi utożsamiają się faceci.
Werdykt? Film z pewnością podzieli widzów i krytyków. Fani "Szybkich i wściekłych", filmów z tajnymi agentami i ci, co nie mają pomysłu na wieczór, powinni się przy nim dobrze bawić. Pozostali pomarudzą, że jest skonstruowany na bazie wyliczeń w Excelu i nic nie wnosi nowego do gatunku. Dla mnie to po prostu film rozrywkowy, który nie miał zredefiniować mojego życia, ale pomóc zresetować się na dwie godziny. I ta misja zakończyła się sukcesem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.