
My - dziennikarze sportowi - lubimy się kłócić, polemizować. Zadawać pytania. Jedno z najczęstszych brzmi: "Kto jest najlepszy?" Teraz, w historii, w konkretnej dyscyplinie. Lionel Messi strzelił właśnie dwa gole Betisowi w Sewilli i pobił rekord Gerda Mullera. Ma na koncie najwięcej goli w roku kalendarzowym w historii. Ale te gole niewiele zmieniają. Bo w czasach Lionela Messiego pytanie o najlepszego piłkarza w dziejach jest retoryczne. To tak, jakby zapytać, kto jest najlepszym polskim skoczkiem narciarskim w historii. Przecież nie Mateja.
Odprawa przedmeczowa wygląda najczęściej tak, że trener rysuje na tablicy skład, ustawienie, analizuje też mocne i słabe strony rywala. Informuje, jak zatrzymać najlepszego piłkarza drużyny przeciwnej. Mam wrażenie, że w przypadku drużyny mierzącej się z Barceloną odprawa wygląda tak:
- Faul.
- Faul?
- Jak zdążysz...
Ładny rekord, choć nic nie daje. Ważne jest tylko to, że utrzymaliśmy przewagę w tabeli. No, ale wy ciągle o tym rekordzie mówiliście, więc dobrze, że już go pobiłem, będzie można się skoncentrować na meczu z Cordobą.
Strzelił tyle goli, co cały Real
Gra pięknie dla oka, a przy tym efektywnie. To nie jest kiwanie się dla samego kiwania się, albo kiwanie się wynikające z chęci udowodnienia czegoś na siłę, co czasami pokazuje Cristiano Ronaldo. Gdy traci piłkę, rzadko zdarza mu się leżeć na murawie, rzadziej gestykuluje, rzadziej się wścieka. Jest silniejszy fizycznie niż przed kilkoma laty. Ktoś kiedyś powiedział, że taki piłkarz pewnie nie potrafi grać głową. No to odpowiedział na to, w finale Ligi Mistrzów w 2009 roku z Manchesterem United, kierując właśnie w ten sposób piłkę do bramki, strzelając tym samym gola na 2:0.
O popularności Messiego, a zarazem o jego nieprawdopodobnych osiągnięciach, niech świadczy fakt, że na Twitterze powstało specjalne konto, nazwane "MessiStats", które śledzi już ponad 175 tysięcy ludzi. Jego autorzy mają co wrzucać. O przegonieniu Mullera wiedzą już wszyscy. Ale to nie jedyna z nieprawdopodobnych statystyk. W 2012 roku Messi dla Barcelony i Argentyny grał przez 5405 minut i strzelił 86 goli. To daje mu jednego gola na 63 minuty gry. Ostatnie pięć spotkań ligowych? W każdym strzelił po dwa gole. W poprzednim sezonie potrzebował 21 meczów w La Liga, by zanotować w nich 23 trafienia. Teraz taki dorobek zanotował w piętnastu.
Zaraz pewnie pojawią się głosy, krzykniecie: "Hola, hola, a co z Argentyną? Jak można nazywać najlepszym w historii zawodnika, który dwa razy nie zdołał poprowadzić swojej reprezentacji do mistrzostwa świata?". Fakt, nie zdołał. Ale spójrzmy na okoliczności.
Messi tworzy historię, Messi zmienia historię, Messi pisze nową historię… Ile razy czytaliśmy już podobne sformułowania. Dziś każde z nich mogłoby zostać użyte raz jeszcze, ale w nawiązaniu do pseudonimu Gerda Müllera należy raczej napisać: Messi torpeduje historię. CZYTAJ WIĘCEJ
Pierwszy turniej, mundial w Niemczech w 2006 roku. Messi jest rezerwowym, ale pomaga drużynie, strzela gola Serbom. Argentyna dochodzi do ćwierćfinału, gdzie przychodzi jej mierzyć się z gospodarzami. Prowadzi 1:0, Niemcy muszą się odkryć, z tyłu zostawiają dwójkę powolnych stoperów. Łatwo ich skontrować. Wydaje się, że sytuacja jest idealna, by wprowadzić Messiego. Niestety, trener Jose Pekerman (paradoksalnie - chyba najlepszy selekcjoner Argentyny w ostatnich latach) decyduje się na inną roszadę. Wchodzi wysoki, wolniejszy, gorszy technicznie Julio Ricardo Cruz. Argentyna daje sobie strzelić gola, potem przegrywa w karnych. Przegrywa mecz, który kontrolowała. Przegrywa, mimo że miała świetny zespół. Miała dobrego trenera, który przeprowadził niezrozumiałą zmianę.
Dwa lata temu, na mundial w RPA przyjechała już bez trenera. Owszem, w protokole meczowym pod taką właśnie funkcją figurował Diego Armando Maradona, jednak legenda argentyńskiej piłki swojemu zespołowi wyłącznie szkodziła. Mówi się często, że jak masz świetny zespół, to wystarczy mu nie przeszkadzać, a uda się zrobić wynik. Maradona przeszkadzał. Za wszelką cenę próbował upchnąć w składzie jak najwięcej ofensywnych piłkarzy. Z przodu był tłok, gwiazdy wpadały na siebie, nie wiedziały co mają robić. Środek pola z kolei zabezpieczał tylko jeden zawodnik.
Król jest jeden
Messi był załamany, a mi było go żal. Szczerze? Nie mógł nic zrobić. W podobnych przypadkach piłkarze często próbują doprowadzić do zmiany trenera. Tu było to niemożliwe, bo trenerem był człowiek nietykalny, legenda. Człowiek, który dla Argentyńczyków jest Bogiem.
