Strefa Gazy, 10 listopada bieżącego roku. Na jednym z boisk rozgrywany jest mecz. Za piłką biegają młodzi chłopcy. Bombardowanie. Kolejne. Tragiczne w skutkach. Ginie czwórka młodych piłkarzy. 16-latek, 17-latek i dwóch 18-latków. Giną w kraju, który w przyszłym roku będzie organizatorem piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21, a to wzbudza liczne protesty. Także dlatego, że w Izraelu nie jest do końca bezpiecznie.
Liga angielska to najlepsze tego typu rozgrywki piłkarskie świata. Jej czołowi piłkarze podpisali jakiś czas temu list protestacyjny przeciwko Izraelowi. Pod dokumentem podpisy, duże nazwiska. Eden Hazard z Chelsea, Abou Diaby z Arsenalu czy Papiss Cisse w Newcastle United.
Ludzie bez praw i wolności
Solidaryzują się w jednej sprawie. Piszą, że Izrael jest plamą na sumieniu świata. A Palestyna? Fragment listu: "Jesteśmy z ludźmi ze strefy Gazy, którzy żyją pod ciągłym oblężeniem i są jednocześnie pozbawieni podstawowych ludzkich praw i wolności". W innym fragmencie sygnatariusze odnoszą się już do konkretnego, wyżej opisanego zdarzenia: "Nie można zaakceptować tego, że dzieci są zabijane w trakcie gry w piłkę".
Izrael próbuje tłumaczyć. Że zbombardowany stadion był wcześniej wykorzystywany przez Hamas, jako miejsce, z którego wystrzelano rakiety. A Hamas to przecież organizacja terrorystyczna.
Tylko, że tutaj pojawia się jeszcze jeden problem. Okazuje się, że to nie jedyni palestyńscy piłkarze, skrzywdzeni przez Izrael. Mohammed Nemer ma 22 lata, Omar Rowis - 23. Obaj bronili barw klubu Al-Amari, ale w tej chwili nie bronią, bo są uwięzieni. W Izraelu, bez żadnego procesu ani nawet aktu oskarżenia.
Andrzej Person, senator Platformy Obywatelskiej, śledzi ten konflikt od lat. Wszystko zaczęło się w czasie igrzysk w Monachium, gdy jako dziennikarz stał obok płotu i był zaledwie 20 metrów od Palestyńczyków w kominiarkach, członków organizacji "Czarny Wrzesień", którzy porwali wówczas izraelskich sportowców. Wtedy role były inne. Dlatego też Person radzi, by na cały problem patrzeć obiektywnie. - To, że niedawno zginęli ci młodzi chłopcy, to oczywiście wielka tragedia. Ale z drugiej strony nie zapominajmy też o tych wszystkich rakietach, wystrzeliwanych w kierunku Izraela. Ta sytuacja nie jest czarno - biała. Moim zdaniem do całego zagadnienia nie można tutaj podchodzić w kategoriach winy i kary - tłumaczy.
Zamach w Monachium z 1972 roku, który wspomina Person:
Co innego media, co innego realia
Zarzuty wobec Izraela - to jedna rzecz. Druga to obawy o brak bezpieczeństwa w tym kraju. Czy słuszne? Ze słów moich rozmówców wnioskuję, że niekoniecznie. W ostatnich latach piłkę kopali tam także Polacy. Wśród nich Łukasz Surma - były zawodnik m. in. Ruchu Chorzów i Legii Warszawa. W latach 2007-2008 bronił barw najpierw Maccabi Hajfa, a potem Bnei Sachnin. Co ciekawe, Surma mówi, że Izrael okazał się dużo bardziej bezpieczny, niż się tego spodziewał. Nie przypomina sobie też jakichś drastycznych zdarzeń.
- Pamiętam, że gdy byłem już pewny transferu, zacząłem oglądać materiały w polskich mediach na temat Izraela. Oglądam je i myślę sobie "Jezu, gdzie ja jadę, tam musi trwać jakaś permanentna wojna". Ale realia były zupełnie inne. W Hajfie, gdzie mieszkałem, dominowała normalność. A sami ludzie sprawiali wrażenie odważnych i przekonanych o swoich racjach. Ale to byli normalni ludzie, a nie jacyś terroryści - opowiada Surma w rozmowie z naTemat. Potem dodaje, że także od kolegów z Polski, którzy grali w Izraelu, nie słyszał historii mrożących krew w żyłach.
Alarm, schron, wybuchy, powrót na trening
Cóż, chyba nie rozmawiał z Marcinem Cabajem. - Hajfa? To inny Izrael, tam jest zielono, a całe to zło wydaje się być daleko od ciebie - zaczyna swoją opowieść obecny bramkarz Sandecji Nowy Sącz. Do Hapoelu Be'er Szewa trafił przed rokiem, z Cracovii. I już pod koniec ubiegłego roku w internecie mieliśmy dramatyczne nagłówki: "Cabaj ucieka z Izraela", "Cabaj się boi o życie". - Cały zespół trenuje. Nagle słychać alarm. Musimy wszyscy biec szybko do schronu. Taki interwał. Siedzimy. Tam przeczekujemy ten czas. W tle słychać jakieś wybuchy. Potem, gdy to wszystko przechodzi, możemy dokończyć trening. To był dość częsty obrazek. Ciężko było w takich warunkach właściwie się przygotować - opowiada Cabaj. Dodaje, że w czasie zintensyfikowania działań zbrojnych zdarzało się, że jego zespół musiał przejechać do Tel-Awiwu.
Fragment tekstu o Cabaju w Izraelu:
futbolnews.pl
Swoje kontrakty z Hapoelem oprócz Cabaja rozwiązali portugalski obrońca Luis Torres i rozgrywający z Ghany - Laryea Kingston. Szczególnie przerażony sytuacją był ostatni z wymienionych. - Bałem się o swoje życie. Nawet dojeżdżanie na treningi zaczęło być niebezpieczne, sytuacja w tej okolicy zrobiła się niestabilna - mówił Kingston, który już dwa tygodnie temu wrócił do Ghany.
Inna wielka metropolia to Jerozolima, miasto trzech religii. Z nią z kolei wiążą się jedyne przykre wspomnienia Surmy. Oddajmy mu głos: - Jechaliśmy na mecz do Jerozolimy. Pamiętam, jak w autobusie koledzy z przejęciem mówili, że może być ciężko. Że w stronę autobusu polecą na pewno kamienie. Że może trzeba się będzie schylać, jakby poszły szyby. Na szczęście nie było tak niebezpiecznie, jak przypuszczali. Znów doszedłem do wniosku, że ten zły obraz Izraela jest nieco spaczony.
Jego słowa potwierdziłoby też kilku polskich polityków, którzy w ostatnim czasie odwiedzili Izrael na zaproszenie Knessetu. Person niedawno z nimi rozmawiał. - Przebywali tam cztery dni, w czasie gdy media informowały o najgorszych w ostatnim czasie ostrzeliwaniach. Pytam ich o to, a oni mówią, że nie zauważali wtedy żadnego zagrożenia - senator Platformy zdaje się niejako potwierdzać wcześniejsze słowa Surmy.
Fragment filmu o izraelskich kibicach:
Zdanie czołowych piłkarzy podziela była gwiazda francuskiego futbolu Eric Cantona. Podziel też, co oczywiste, prezydent Palestyńskiej Federacji Piłkarskiej. Innego zdania jest prezydent UEFA Michel Platini, który z całą tą sytuacją ma problem. Na tę chwilę nie zanosi się jednak, by wskazał nowego gospodarza turnieju. Jego argumentacja jest prosta - UEFA nie może obwiniać izraelskiej federacji piłkarskiej za całe polityczne zło, które dzieje się w regionie. UEFA ma swoje cele i ustami Platiniego powtarza, że nie da się ich osiągnąć przez karanie ludzi i izolowanie ich od reszty świata. Cele należy osiągać przez dialog i szukanie logicznych rozwiązań.
Ten turniej nie będzie bezpieczny
Również Surma opowiada się za zorganizowaniem przez Izrael turnieju. - To dobry pomysł. Myślę, że oni mogą to zorganizować i, co więcej, spokojnie sobie ze wszystkimi problemami poradzą. Naprawdę, obraz Izraela w polskich mediach i obraz na miejscu to dwa różne światy - mówi.
Cabaj jest nieco innego zdania: - Mam w tej sprawie mieszane uczucia. Im bliżej Strefy Gazy, tym niebezpieczniej, tam nie powinno rozgrywać się spotkań. Ale też pamiętajmy, że ludzie stamtąd kursują po całym Izraelu. I może tak się zdarzyć, że wsiadasz w Tel-Awiwie do autobusu, by po kilku minutach być trupem. Nie jedynym. - tłumaczy. A na koniec dorzuca: - Mistrzostwa w Izraelu nie będą w 100 procentach bezpieczne. Myślę, że jest trochę państw, którym dużo bardziej należy się ich organizacja.
Głos Persona byłby gdzieś pośrodku. - Z jednej strony Izrael jest normalnym członkiem UEFA i na mocy tego ma przywileje. Z drugiej - sport musi być radością i przyjemnością, a bezpieczeństwo zawodników to kwestia nadrzędna. Nie powiem panu, co powinno się zrobić. To trudna sprawa, za mało mam danych. UEFA powinna usiąść, bardzo dokładnie przeanalizować to, co dzieje się w Izraelu i dojść do wniosku, że piłkarzom coś by groziło - mówi polityk.
Michel Platini rozmawia z prezydentem Izraela:
Cabaja uspokajamy. W pobliżu Strefy Gazy spotkań nie będzie. Najbliżej jej położonym miastem, gdzie piłkarze mają grać, jest Jerozolima.
A sam turniej? Na izraelskich boiskach wystąpi osiem czołowych drużyn kontynentu. Zdecydowanym faworytem będą Hiszpanie. Groźni powinni być Niemcy, Anglicy i Holendrzy.