Kontratak "paragonów grozy" w Sopocie? Grupa kolonijna zapłaciła 400 zł za toalety
Alicja Skiba
27 lipca 2022, 18:01·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 lipca 2022, 18:01
To, że wakacje nad Bałtykiem cenowo zaczynają się równać z wypoczynkiem nad Morzem Śródziemnym, już nas nie zadziwia. Jednak co i rusz pojawiają się kolejne rewelacje o cenach z kosmosu za podstawowe usługi. Tym razem mowa o fundamentalnie podstawowej usłudze, ponieważ pewna grupa kolonijna zapłaciła 400 zł za korzystanie z toalety w Sopocie.
Pewna grupa kolonijna podczas wycieczki do Sopotu zapłaciła 400 zł za korzystanie z toalety, cena za pojedynczą usługę wynosiła 4 zł
Dzieci pytały, czy "mogą iść w krzaki"
Sopoccy urzędnicy miejscy wyjaśnili, że toalety są płatne, ponieważ ich utrzymanie jest bardzo kosztowne
Opieka nad sporą grupą dzieciaków na wakacjach to nie lada wyzwanie logistyczne, wymagające nerwów ze stali. - Pięćdziesięcioro dzieci cały dzień na molo i na plaży. Wiadomo, że maluchom co chwila chce się siku, a toaleta płatna 4 zł - opowiedziała pani Kasia, opiekunka grup kolonijnych cytowana przez Wirtualną Polskę.
Po przeliczeniu okazało się, że wydatek za podstawowe potrzeby maluchów podczas wycieczki do Sopotuwyniósł 400 zł.
Jak dodała opiekunka, dzieci zaczęły pytać, czy mogą "iść w krzaki". - Nie mogłyśmy na to pozwolić, więc płaciłyśmy za toaletę - pani Kasia wyznała portalowi. - Musiałyśmy też cały czas zwracać im uwagę, żeby nie załatwiały się do wody - dodała.
WP relacjonuje, że turyści publikują w sieci zdjęcia cenników publicznych toalet. Okazuje się, że czasami za tę - czy możemy użyć tego słowa? - przyjemność, zapłaci się nawet... 10 zł.
Sopoccy urzędnicy miejscy wyjaśnili WP, że porzucili pomysł utrzymywania bezpłatnych toalet, ponieważ stawały się noclegowniami bezdomnych, regularnie je dewastowano, a ich eksploatacja była zbyt kosztowna.
- Za toalety miejskie na terenie Sopotu pobierana jest opłata w wysokości 2 zł. WC na plaży miejskiej (trzy kabiny) kosztuje 3 zł. To kwoty symboliczne - wyjaśnił portalowi Jarosław Zawada, kierownik Działu Rozwoju, Eco Sopot sp. z o.o.
Na hasło "paragony grozy" Google wyrzuca ponad milion wyników w 0,36 sekundy. I mniej więcej tyle samo czasu ludziom zajmuje bezrefleksyjne dołączenie się do tłumu narzekających. Tymczasem średnio za obiad nad morzem dla dwóch osób, który składa się z ryby, frytek i surówki 40 zł. A za podobny zestaw, tylko że za jedną osobę i z zupą do tego: 33 zł. To nie jest aż tak dużo.
"W restauracjach będzie zawsze drożej niż w domu"
Zauważyliśmy, że ludzie prowadzący prywatne biznesy są zmuszeni do podnoszenia cen, ponieważ tak samo odczuwają wszechobecne podwyżki. Do tego są przeczołgani przez dwa lata pandemii.
Muszą zatrudnić obsługę, kupić składniki, przygotować danie, utrzymać miejsce przy rosnących cenach za energię i gaz, a do tego też mierzyć się ze wszystkimi podwyżkami, które w rzeczywistości są dużo wyższe niż te 15 proc. oficjalnej inflacji.
Apelujemy jako redakcja o wytykanie cen z kosmosu w uzasadnionych przypadkach. Prawdziwe paragony i drożyznę znajdziecie w sklepach z podstawowymi produktami.
Prawdziwym zdzierstwem są gofry na starówce za 30 zł, jagodzianki po 23 zł za sztukę czy ziemniak na plaży za 13 zł. Nie kupujmy takich rzeczy, ponieważ napędza to windowanie cen.