Jesteś smutny? Na pewno masz depresję. Twoje dziecko jest niecierpliwe? Z pewnością to ADHD. Każda odchudzająca się dziewczyna ma anoreksję, a osoby o skłonnościach do zmiennych nastrojów to typowy przykład osobowości borderline. Modne choroby diagnozuje się łatwiej, niż się leczy. Czy w dobie zbiorowej zdrowotnej histerii, można jeszcze być chorym?
– Rodzice często mi się skarżą, że po zdiagnozowaniu u ich dziecka ADHD wszyscy traktują je jak rozkapryszone i problemowe – mówi Magdalena Skotnicka-Chaberek, psycholog. – Wszystko to jest winą mediów, które lansują zły obraz tego zaburzenia. Dziecko z ADHD wcale nie musi być agresywne i nadpobudliwe, często za to ma problemy z koncentracją i kontaktem z innymi dziećmi. Niestety do ADHDowców przylgnęła niefortunna łatka. Oskarża się rodziców, że choroba to tylko wymówka dla problemów wychowawczych. Brak zrozumienia w społeczeństwie nie ułatwia nam zadania. Dobrze, że o tym zaburzeniu się mówi, ale szkoda, że w taki sposób – żali się psycholożka.
ADHD to jedno z zaburzeń, o którym od kilku lat jest głośno. Przedtem w modzie była dysleksja i anoreksja, którą rozpoznawano u prawie każdego nastolatka. Dziś zamiast mówić, że ktoś ma chandrę wykrywamy mu depresję i od razu z pomocą internetu zaczynamy leczyć. Nagłośnienie zaburzeń psychicznych często powoduje odwrotny skutek od tego zamierzonego.
Lekarz pod presją
– Depresja jest obecnie rozpoznaniem popularnym, w praktyce stosunkowo często można się spotkać z pacjentami, którzy od razu na początku badania sami sobie rozpoznają depresję i zamiast mówić o objawach, które stały się przyczyną zgłoszenia do lekarza, proponują od razu rozwiązanie w postaci propozycji diagnozy – tłumaczy profesor Łukasz Święcicki, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
– Rozmowa z takim pacjentem jest wyjątkowo trudna. Konsekwencją większej obecności depresji w mediach jest również jej częstsze diagnozowanie prze lekarzy. Czy to źle? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to choroba śmiertelna, lepsze się wydaje nadmierne nagłaśnianie jej, niż milczenie – tłumaczy psychiatra.
Nagłaśnianie niesie ze sobą jednak wiele zagrożeń. Zaburzenia zdrowotne szeroko omawiane w mediach często potraktowane są w sposób powierzchowny i niemerytoryczny. W efekcie powtarzane są mity, że dziecko z ADHD musi być niegrzeczne, chory na depresje zawsze smutny, a bulimik to ten, który wymiotuje po jedzeniu. Niesłuszne opinie nie tylko przeszkadzają w rozpoznaniu choroby, ale też uderzają w osoby, które naprawdę borykają się z tymi problemami.
Jak Maria Peszek
– Zdarza się, że pacjenci żalą mi się, że ich depresja nie jest traktowana serio. W końcu cierpi na nią pół Hollywood, więc jak widać można z nią żyć – opowiada profesor Święcicki. Oficjalne przyznanie się osób publicznych do różnych schorzeń psychicznych może pomóc, ale często też jest poważną przeszkodą w podjęciu leczenia. Czy w związku z tym lepiej zostawić wszystkich w spokoju i potraktować chorobę intymnie?
– Nie. Należy po prostu zbadać, żeby wiedza była na odpowiednim poziomie– odpowiada Julia Wahl, psychoterapeutka i blogerka naTemat. - Czasem fakt, że osoba publiczna choruje na to samo co my, ułatwi nam rozmowę z rodziną. Oczywiście wszystko zależy od środowiska w jakim żyjemy, ale zwykle efekt jest pozytywny – dodaje Wahl. Oczywiście są to dywagacje czysto teoretyczne. Niezależnie od tego jaki ma to wpływ na pacjenta i społeczeństwo, faktem jest, że o chorobach mówi się teraz znacznie częściej i trudno tego uniknąć.
– W dobie internetu i szybkiego przepływu informacji taka sytuacja jest nieuchronna – mówi profesor Maria Libiszowska-Żółtokowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem słowo „intymność” we współczesnym świecie mocno się zdewaluowało, ponieważ normą jest, że publicznie opowiadamy o swoich schorzeniach i problemach.
– Dopóki nie urasta to, do taniej sensacji czy próby zwrócenia na siebie uwagi, trzeba brać to za dobrą kartę – tłumaczy. Oczywiście „modne choroby” równocześnie z oswajaniem nas z tematem, uczą też jego bagatelizowania. Czy da się z tego wybrnąć? Cóż, trzeba by zamknąć usta mediom i dać głos specjalistom, jednak tempo w jakim produkowane są informacje nie daje szans takiej sytuacji. Zmiany można zacząć od siebie. Mówić tylko wtedy kiedy się wie, nie oceniać pochopnie i nie dać sobie wszystkiego wmówić. To jednak myślenie mocno życzeniowe, które mało się ma do rzeczywistości – puentuje socjolożka.