Jedni wierzą we wszystko, co powie im Jarosław Kaczyński. Inni chłoną płomienne mowy Donalda Tuska. Mieliśmy też słynne pokolenie Jana Pawła II, a także gros osób, które z westchnieniem słuchają Lecha Wałęsy. Gdzie w tym wszystkim są młodzi?
Reklama.
Reklama.
Kto jest autorytetem dla młodego pokolenia? Nie są to ani gwiazdy, ani politycy
Wielu młodych albo odrzuca instytucję autorytetu, albo szuka ich wśród osób, które znają osobiście
– Ludzie są tak kompleksowo ukształtowani i skomplikowani, że nie powinniśmy ich naśladować – słyszę
Nie Kaczyński, nie Wałęsa i nie papież. Kto jest autorytetem młodego pokolenia?
Tak dużo mówi się o "straconym pokoleniu", o jego roszczeniowości, braku świętości, rozleniwieniu, imprezowym stylu życia, a nikt nie napisał o tym, kogo naprawdę szanują młodzi.
Poza przepychankami, że najmłodsze pokolenia to korwiniści, albo socjaliści, znalazłem jedynie kilka krzykliwych nagłówków. Wpisując w wyszukiwarkę w najróżniejszych konfiguracjach frazy "młodzi", "autorytety", ujrzałem tylko to:
"Pokolenie Z wywróci rynek pracy do góry nogami. 'Pokolenie martwych autorytetów'", "Młodzi mają wysokie oczekiwania płacowe. Chcą zarabiać prawie 5000 zł na rękę".
Wyskakujące headline'y pokazują, jak bardzo próbujemy zaszufladkować i sprowadzić postrzeganie młodych do prostych i pustych przymiotników.
W zakamarkach Google'a znalazłem już tylko banialuki, że jeśli osoba młoda nie ma autorytetu, to "należy szukać mistrza". Jest też kilka niszowych audycji z udziałem naukowców "tłumaczących" świat moich rówieśników.
Nic o kobietach bez kobiet, nic o osobach LGBT bez osób LGBT, ale o osobach młodych mówić będą starsze pokolenia. Teraz łapiecie?
Ale to na tyle z mojego narzekania, bowiem postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i odpytać szereg osób z pokolenia milenialsów i tzw. generacji Z o to, kto jest dla nich naprawdę ważny.
"Śledziłem ich życie, bo sam pragnąłem żyć podobnie"
Mogłoby się wydawać, że wszyscy potrzebujemy autorytetów, zwłaszcza młode pokolenie, którego tożsamość wciąż się kształtuje. Jak się jednak okazuje, zarówno milenialsi, jak i pokolenie Z nie zamierzają wzorować się na osobach publicznych.
Dlaczego? Niemal podręcznikowo wyjaśnia mi to 27-letni Piotrek, który jako dziecko cały czas szukał autorytetu. Szukał go wśród pisarzy, nauczycieli, muzyków, a nawet influencerów. – Śledziłem ich życie, bo sam pragnąłem żyć podobnie – mówi.
– Dojrzałem jednak do przekonania, że żaden autorytet właściwie niczego mi nie daje. Ani przepisu na szczęście, ani na sukces – zauważa, po czym dodaje: – Moje indywidualne, niepowtarzalne potrzeby wzięły górę i zapragnąłem sam być autorytetem dla siebie.
Zanim jednak zaczniecie okładać młodych za arogancje, poczekajcie. 27-latek tłumaczy bowiem, że wciąż ceni sobie rady innych, ale pod warunkiem, że ma do czynienia z ekspertem w danej dziedzinie.
– Gdy ćwiczę, wolę to robić z trenerem. Gdy tworzę tekst, proszę o radę osobę lepiej obeznaną z piórem. Ale filtruję to przez siebie i dostosowuję do moich własnych potrzeb – wyjaśnia.
W podobnym tonie wypowiada się 25-letnia Monika, która także deklaruje, że nie ma autorytetu. – Ludzie są tak kompleksowo ukształtowani i skomplikowani, że nie powinniśmy ich naśladować – przekonuje.
Moi rozmówcy mają dość. Mają dość zero-jedynkowego patrzenia na ludzi i ślepego dążenia za "idolem". – Słynnym przykładem jest Jan Paweł II. Kiedyś próbowałam wytłumaczyć dziadkowi, że papież przyczynił się do wybuchu epidemii AIDS. Usłyszałam, że "to niemożliwe. Na pewno w Onecie tak napisali" – wspomniała Monika.
Podobnie jak Piotrek, 25-latka wzoruje się na kilku wybranych osobach. – Ale to dotyczy wyłącznie aspektów naukowych – zaznacza.
Sama instytucja autorytetu zatarła się także przez wzgląd na współczesny poziom rozwoju, dostępu do informacji oraz samą jakość debaty publicznej.
– Ciężko jest szukać autorytetu w świecie kłamstwa i obłudy – podkreśla 20-letnia Basia. – Sama dla siebie chcę być autorytetem, trenerem i mentorem. Ze względu na to, że najlepiej znam siebie, swoją psychikę i możliwości – odpowiada.
– Nie powiem, że mam jeden autorytet, który naśladuję i podziwiam, ale staram się kierować opiniami ludzi bardziej kompetentnych ode mnie – tłumaczy Olga, która nad biurkiem ma plakat swojej imienniczki Olgi Tokarczuk.
Gdy w przypływie inspiracji wypytywałem coraz to kolejne osoby, wszyscy reagowali zdziwieniem. Większość słowo "autorytet" ostatni raz słyszała w szkole podstawowej.
– I już wtedy, gdy nauczycielka wyjaśniła mi, czym jest autorytet, uznałam, że jest w tym coś naiwnego – mówi mi 24-letnia Kamila, po czym dodaje: – Posiadanie autorytetów jest po prostu niebezpieczne. Tak, jak gloryfikowanie jakiejkolwiek osoby i otaczanie jej czcią.
Stanowisko pokolenia podsumowuje w kilku żołnierskich słowach: – Nie ma autorytetów, są tylko specjaliści w danych dziedzinach.
"Autorytety narzucają hierarchię"
Podkreślmy jeszcze raz – odrzucenie autorytetu, to nie kwestia arogancji, a potrzeby bycia równym, szanowanym i wysłuchanym. – Autorytet kojarzy mi się z władzą. Zależy mi na opinii moich najbliższych i nikogo innego – ucina 23-letni Grzesiek.
– Autorytety narzucają nam jakąś hierarchię – mówi 26-letnia Ola. – Lepiej uwierzyć we własną sprawczość niż patrzeć na kogoś jak na lepszego od siebie człowieka – proponuje.
Kolejną, równie ważną kwestią, jest poczucie krzywdy ze strony dorosłych, wśród których mamy szukać mentora. – Przez całe dzieciństwo dorośli tak mnie zawodzili, że nie potrafię mieć autorytetu – ucięła 22-letnia Klaudia.
W wyjątkowo ostrych słowach wypowiedziała się 29-letnia Malwina. – Autorytet to idiotyczny koncept dla ludzi niesamodzielnych. Jeśli nie masz w sobie kompasu moralnego, to nie znaczy, że potrzebujesz autorytetu, tylko wypracowania systemu wartości – krytykuje.
– Nie mam autorytetów, bo jestem na tym świecie przede wszystkim dla samej siebie. Mam własne zdanie, własne poglądy, radzę sobie bardzo dobrze sama – mówi 20-letnia Nikola.
W haśle "młodzi nie mają żadnej świętości" jest trochę prawdy, jeśli zakładamy, że ten slogan dotyczy naszego stosunku do gwiazd i polityków. Wszyscy, jak jeden mąż, pytani, dlaczego nie wzorują się na osobach publicznych, mówią: Tak naprawdę nic o nich nie wiem.
– Inni ludzie szanują osoby publiczne, a ja mój autorytet znam bardzo dobrze osobiście. Dzięki temu wiem, że wszystkie jego działania są prawdziwe, autentyczne, a nie sztuczne czy wymuszane – tłumaczy różnicę 17-letnia Kasia. – Nie wiem, czy dany celebryta, polityk nie robi czegoś dla lepszej reputacji – zauważa.
Wiele osób z mojego pokolenia, mimo wszystko, potrzebuje autorytetu. W tym celu sięga więc po najbliższe otoczenie.
– Moim autorytetem, a przede wszystkim moją inspiracją, jest moja przyjaciółka. Patrząc na jej ciężką pracę, sama ustawiłam sobie cele, do których chce dążyć. Zawsze dostaję od niej pełne wsparcie – wyjaśnia nastolatka.
Autorytet młodych? Babcia
– Moim największym autorytetem jest moja babcia. To najważniejsza kobieta w moim życiu. O osobach publicznych tak naprawdę nic nie wiem, a babcię znam na wylot – ocenia 23-letnia Monika.
– Bardzo mi pomogła w wielu sytuacjach. Jest niesamowicie silna i wytrzymała takie rzeczy, że chciałabym mieć podobną siłę w sobie – wymienia. Babcia jest także autorytetem dla 26-letniej Ady.
– To najważniejsza kobieta w moim życiu. Nauczyła mnie uporu, determinacji, honoru i charakteru. Pokazała, jak przejść przez najtrudniejsze momenty z podniesioną głową. Babcia pokazała mi, jak mieć serce do ludzi. Pokazała, by dbać, szanować i zawsze dzielić się tym, co mam z innymi – wymieniała na jednym wdechu.
18-letnia Iga od razu zwróciła uwagę na swoją mamę. – Jest niesamowicie kochającą i inteligentną kobietą – tłumaczy. Jak wyjaśnia, bardzo duży wpływ ma na nią także jej trener.
– Mamy podobne wartości, dąży do tego, żebym była jeszcze lepsza. Cokolwiek się nie dzieje, mój trener nie daje ponieść się emocjom. Zawsze myśli logicznie i racjonalnie, dlatego bardzo go szanuję – opisuje.
Wniosek? Bardzo prosty. Priorytetem dla mojego pokolenia jest przede wszystkim wolność, autonomia i prawo do kroczenia własnymi ścieżkami. Jeśli ktoś jest dla nas naprawdę ważny, to są to osoby, które wspierają nas w naszej drodze przez życie, a nie mówią, czy tłumaczą, którą drogą – i jak – mamy nią podążać.