Przygotowuję się do napisania tego tekstu – zaczynam od researchu. Od razu rezygnuję ze śledzenia nawalanek w mediach społecznościowych, ale gdy szukam konkretnych publikacji, przechodzę niemałe zdziwienie.
Tak dużo mówi się o "straconym pokoleniu", o jego roszczeniowości, braku świętości, rozleniwieniu, imprezowym stylu życia, a nikt nie napisał o tym, kogo naprawdę szanują młodzi.
Poza przepychankami, że najmłodsze pokolenia to korwiniści, albo socjaliści, znalazłem jedynie kilka krzykliwych nagłówków. Wpisując w wyszukiwarkę w najróżniejszych konfiguracjach frazy "młodzi", "autorytety", ujrzałem tylko to:
"Pokolenie Z wywróci rynek pracy do góry nogami. 'Pokolenie martwych autorytetów'", "Młodzi mają wysokie oczekiwania płacowe. Chcą zarabiać prawie 5000 zł na rękę".
Wyskakujące headline'y pokazują, jak bardzo próbujemy zaszufladkować i sprowadzić postrzeganie młodych do prostych i pustych przymiotników.
W zakamarkach Google'a znalazłem już tylko banialuki, że jeśli osoba młoda nie ma autorytetu, to "należy szukać mistrza". Jest też kilka niszowych audycji z udziałem naukowców "tłumaczących" świat moich rówieśników.
Co najgorsze, o młodych piszą i mówią dorośli, którzy nie są w stanie współodczuwać naszych emocji i naszego spojrzenia na świat. Dlaczego? To proste – bo nie są nami.
Nic o kobietach bez kobiet, nic o osobach LGBT bez osób LGBT, ale o osobach młodych mówić będą starsze pokolenia. Teraz łapiecie?
Ale to na tyle z mojego narzekania, bowiem postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i odpytać szereg osób z pokolenia milenialsów i tzw. generacji Z o to, kto jest dla nich naprawdę ważny.
Mogłoby się wydawać, że wszyscy potrzebujemy autorytetów, zwłaszcza młode pokolenie, którego tożsamość wciąż się kształtuje. Jak się jednak okazuje, zarówno milenialsi, jak i pokolenie Z nie zamierzają wzorować się na osobach publicznych.
Dlaczego? Niemal podręcznikowo wyjaśnia mi to 27-letni Piotrek, który jako dziecko cały czas szukał autorytetu. Szukał go wśród pisarzy, nauczycieli, muzyków, a nawet influencerów. – Śledziłem ich życie, bo sam pragnąłem żyć podobnie – mówi.
– Dojrzałem jednak do przekonania, że żaden autorytet właściwie niczego mi nie daje. Ani przepisu na szczęście, ani na sukces – zauważa, po czym dodaje: – Moje indywidualne, niepowtarzalne potrzeby wzięły górę i zapragnąłem sam być autorytetem dla siebie.
Zanim jednak zaczniecie okładać młodych za arogancje, poczekajcie. 27-latek tłumaczy bowiem, że wciąż ceni sobie rady innych, ale pod warunkiem, że ma do czynienia z ekspertem w danej dziedzinie.
– Gdy ćwiczę, wolę to robić z trenerem. Gdy tworzę tekst, proszę o radę osobę lepiej obeznaną z piórem. Ale filtruję to przez siebie i dostosowuję do moich własnych potrzeb – wyjaśnia.
W podobnym tonie wypowiada się 25-letnia Monika, która także deklaruje, że nie ma autorytetu. – Ludzie są tak kompleksowo ukształtowani i skomplikowani, że nie powinniśmy ich naśladować – przekonuje.
Moi rozmówcy mają dość. Mają dość zero-jedynkowego patrzenia na ludzi i ślepego dążenia za "idolem". – Słynnym przykładem jest Jan Paweł II. Kiedyś próbowałam wytłumaczyć dziadkowi, że papież przyczynił się do wybuchu epidemii AIDS. Usłyszałam, że "to niemożliwe. Na pewno w Onecie tak napisali" – wspomniała Monika.
Podobnie jak Piotrek, 25-latka wzoruje się na kilku wybranych osobach. – Ale to dotyczy wyłącznie aspektów naukowych – zaznacza.
Sama instytucja autorytetu zatarła się także przez wzgląd na współczesny poziom rozwoju, dostępu do informacji oraz samą jakość debaty publicznej.
– Ciężko jest szukać autorytetu w świecie kłamstwa i obłudy – podkreśla 20-letnia Basia. – Sama dla siebie chcę być autorytetem, trenerem i mentorem. Ze względu na to, że najlepiej znam siebie, swoją psychikę i możliwości – odpowiada.
– Nie powiem, że mam jeden autorytet, który naśladuję i podziwiam, ale staram się kierować opiniami ludzi bardziej kompetentnych ode mnie – tłumaczy Olga, która nad biurkiem ma plakat swojej imienniczki Olgi Tokarczuk.
Gdy w przypływie inspiracji wypytywałem coraz to kolejne osoby, wszyscy reagowali zdziwieniem. Większość słowo "autorytet" ostatni raz słyszała w szkole podstawowej.
– I już wtedy, gdy nauczycielka wyjaśniła mi, czym jest autorytet, uznałam, że jest w tym coś naiwnego – mówi mi 24-letnia Kamila, po czym dodaje: – Posiadanie autorytetów jest po prostu niebezpieczne. Tak, jak gloryfikowanie jakiejkolwiek osoby i otaczanie jej czcią.
Stanowisko pokolenia podsumowuje w kilku żołnierskich słowach: – Nie ma autorytetów, są tylko specjaliści w danych dziedzinach.
Podkreślmy jeszcze raz – odrzucenie autorytetu, to nie kwestia arogancji, a potrzeby bycia równym, szanowanym i wysłuchanym. – Autorytet kojarzy mi się z władzą. Zależy mi na opinii moich najbliższych i nikogo innego – ucina 23-letni Grzesiek.
– Autorytety narzucają nam jakąś hierarchię – mówi 26-letnia Ola. – Lepiej uwierzyć we własną sprawczość niż patrzeć na kogoś jak na lepszego od siebie człowieka – proponuje.
Kolejną, równie ważną kwestią, jest poczucie krzywdy ze strony dorosłych, wśród których mamy szukać mentora. – Przez całe dzieciństwo dorośli tak mnie zawodzili, że nie potrafię mieć autorytetu – ucięła 22-letnia Klaudia.
W wyjątkowo ostrych słowach wypowiedziała się 29-letnia Malwina. – Autorytet to idiotyczny koncept dla ludzi niesamodzielnych. Jeśli nie masz w sobie kompasu moralnego, to nie znaczy, że potrzebujesz autorytetu, tylko wypracowania systemu wartości – krytykuje.
– Nie mam autorytetów, bo jestem na tym świecie przede wszystkim dla samej siebie. Mam własne zdanie, własne poglądy, radzę sobie bardzo dobrze sama – mówi 20-letnia Nikola.
W haśle "młodzi nie mają żadnej świętości" jest trochę prawdy, jeśli zakładamy, że ten slogan dotyczy naszego stosunku do gwiazd i polityków. Wszyscy, jak jeden mąż, pytani, dlaczego nie wzorują się na osobach publicznych, mówią: Tak naprawdę nic o nich nie wiem.
– Inni ludzie szanują osoby publiczne, a ja mój autorytet znam bardzo dobrze osobiście. Dzięki temu wiem, że wszystkie jego działania są prawdziwe, autentyczne, a nie sztuczne czy wymuszane – tłumaczy różnicę 17-letnia Kasia. – Nie wiem, czy dany celebryta, polityk nie robi czegoś dla lepszej reputacji – zauważa.
Wiele osób z mojego pokolenia, mimo wszystko, potrzebuje autorytetu. W tym celu sięga więc po najbliższe otoczenie.
– Moim autorytetem, a przede wszystkim moją inspiracją, jest moja przyjaciółka. Patrząc na jej ciężką pracę, sama ustawiłam sobie cele, do których chce dążyć. Zawsze dostaję od niej pełne wsparcie – wyjaśnia nastolatka.
– Moim największym autorytetem jest moja babcia. To najważniejsza kobieta w moim życiu. O osobach publicznych tak naprawdę nic nie wiem, a babcię znam na wylot – ocenia 23-letnia Monika.
– Bardzo mi pomogła w wielu sytuacjach. Jest niesamowicie silna i wytrzymała takie rzeczy, że chciałabym mieć podobną siłę w sobie – wymienia. Babcia jest także autorytetem dla 26-letniej Ady.
– To najważniejsza kobieta w moim życiu. Nauczyła mnie uporu, determinacji, honoru i charakteru. Pokazała, jak przejść przez najtrudniejsze momenty z podniesioną głową. Babcia pokazała mi, jak mieć serce do ludzi. Pokazała, by dbać, szanować i zawsze dzielić się tym, co mam z innymi – wymieniała na jednym wdechu.
18-letnia Iga od razu zwróciła uwagę na swoją mamę. – Jest niesamowicie kochającą i inteligentną kobietą – tłumaczy. Jak wyjaśnia, bardzo duży wpływ ma na nią także jej trener.
– Mamy podobne wartości, dąży do tego, żebym była jeszcze lepsza. Cokolwiek się nie dzieje, mój trener nie daje ponieść się emocjom. Zawsze myśli logicznie i racjonalnie, dlatego bardzo go szanuję – opisuje.
Wniosek? Bardzo prosty. Priorytetem dla mojego pokolenia jest przede wszystkim wolność, autonomia i prawo do kroczenia własnymi ścieżkami. Jeśli ktoś jest dla nas naprawdę ważny, to są to osoby, które wspierają nas w naszej drodze przez życie, a nie mówią, czy tłumaczą, którą drogą – i jak – mamy nią podążać.