Francuzi właśnie podliczają, ile stracili przed 20 lat wprowadzania kolejnych pustych zakazów palenia. Palić w miejscach publicznych nie wolno, a nikotynizm to wciąż najczęstsza przyczyna śmierci we Francji. Zupełnie inaczej, niż w Wielkiej Brytanii, gdzie palaczy ubywa z dnia na dzień, bo uzależnionym zapewniono odpowiednią pomoc. Uprzykrzyć życie palaczom w całej Europie wkrótce zamierza tymczasem Bruksela.
Palenie to nałóg silniejszy, niż wszelkie zakazy i sugestie. Potwierdzają to najnowsze doniesienia z Francji, gdzie stanowiący rodzaj instytucji nadzoru Trybunał Obrachunkowy właśnie opublikował raport ujawniający, iż praktycznie żadne z finansowanych przez państwo działań na rzecz ograniczenia palenia nie przyniosło skutku. Choć rząd w Paryżu od ponad dwudziestu lat wydaje na walkę z nałogiem miliony, a parlamentarzyści wprowadzają nowe zakazy, choroby spowodowane nikotynizmem wciąż są najczęstszą przyczyną śmierci we Francji.
Pierwsze prawo, które miało uderzyć w palaczy wprowadzono tam już w 1991 roku, gdy na francuskich restauratorach i właścicielach lokali rozrywkowych wymuszono stworzenie specjalnych stref wolnych od dymu tytoniowego. To rozwiązanie wzięło później za przykład wiele innych krajów w Europie i na świecie, powołując się właśnie na francuskie doświadczenia. Jeszcze bardziej stanowcze władze Francji były w przed pięcioma laty, gdy w życie weszły przepisy zakazujące palenia we wszystkich zamkniętych przestrzeniach publicznych.
Puste zakazy
Tymczasem dzisiaj okazuje się, że choć w latach 2000-2005 odsetek palaczy we francuskim społeczeństwie zmalał z 34,7 do 31,4 proc., to już w ciągu kolejnych 5 lat wzrósł do 33,7 proc. Czyli 3 lata po wprowadzeniu zakazu palenia praktycznie we wszystkich miejscach publicznych w nałóg wpadło, albo do niego wróciło, kilkaset tysięcy Francuzów.
Na nic zdały się też kampanie edukacyjne. Obecnie w strukturze społeczności nowych palaczy znad Sekwany dominują bowiem kobiety, młodzież i osoby w kosztownym przecież nałogu szukające ucieczki od... problemów ekonomicznych.
Francuski Trybunał Obrachunkowy zwraca uwagę, że wieloletnie francuskie rozwiązania są wyjątkowo nieskuteczne szczególnie w porównaniu do rozwiązań, po które sięgnięto po drugiej stronie kanału La Manche. Bo Wielkiej Brytanii w ciągu zaledwie 20 lat liczba palaczy zmniejszyła się z 30 do 20 proc., a brytyjskie władze oceniają, że za kilka lat palenie będzie na Wyspach całkowicie nieakceptowalne przez społeczeństwo.
Jak tego dokonano? Oprócz ogólnych zakazów Brytyjczyków objęto szeregiem przemyślanych kampanii połączonych z łatwym dostępem do programów odwykowych. W Wielkiej Brytanii niezwykle restrykcyjnie zaczęto w ostatnich latach podchodzić także do egzekwowania zakazu sprzedaży wyrobów tytoniowych, szczególnie młodzieży. Papierosy zniknęły też ze sklepowych witryn. I bardzo podrożały. Tymczasem Francja wydała trzy razy tyle, co na przeciwdziałanie paleniu, na pomoc sprzedawcom wyrobów tytoniowych, którzy stracili przychody z powodu spadku popytu na papierosy.
Być może kraje, które nie potrafią same poradzić sobie z problemem nikotynizmu wśród obywateli zostaną wkrótce wyręczone przez Brukselę. Niemiecki dziennik "Bild" dotarł kilka dni temu do uzgodnionego stanowiska Komisji Europejskiej, z którego wynika, iż Unia Europejska chce, by ze sklepów zniknęły modne papierosy typu slim i smakowe. Producenci zostaną zmuszeni do zaprzestania dodawania do papierosów witamin, kofeiny, tauryny i wszelkich barwników. Określona zostanie także minimalna średnica papierosa, która powinna wynosić co najmniej 7,5 mm.
Unia chce również odebrać producentom przestrzeń na opakowaniach. Aż 75 proc. ma bowiem zajmować informacja o szkodliwości palenia tytoniu, 5 proc. banderola, a tylko pozostałe 20 proc. zostanie na markę używki.
Wszystko po to, by jak najbardziej obrzydzić Europejczykom palenie.