Mniej Polaków chodzi do kościoła – to chyba widzą i wiedzą wszyscy. Pustoszeją seminaria. O tym, że brakuje księży, że łączone są parafie – też słychać nie od dziś. Teraz doszły druzgocące opinie wiernych, które dotarły do biskupów i powinny nimi wstrząsnąć. Jeśli nie chcą, by jeszcze więcej Polaków na dobre odwróciło się od Kościoła.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Brak zżycia wiernych i ich łączności z duszpasterzami powoduje, że występuje poczucie braku ważności w Kościele"; "Zauważana jest potrzeba zmniejszenia dystansu kapłan–wierni, a nawet biskup–wierni"; "Pojawia się problem czasu kapłanów dla wiernych, obecności w ich życiu, w życiu społeczności oraz dyspozycyjności" – to tylko kilka z krytycznych uwag, które pod adresem Kościoła zgłosili wierni diecezji bielsko-żywieckiej. Jednej z 35 w Polsce, które publicznie podzieliły się opiniami swoich parafian na temat Kościoła.
Od wielu tygodni takie badania, tzw. syntezy synodalne, prowadzone były w Kościele katolickim na całym świecie. Również w Polsce – we wszystkich diecezjach, choć – jak się okazało – nie wszystkie parafie wzięły w nich udział, a cztery diecezje, w tym krakowska, nie opublikowały pełnych wyników w ogóle, zaś trzy wydały tylko komunikaty prasowe.
Ze strachu? Wstydu? Nie wiadomo.
"Homilia w tonie moralizatorskim"
Tymczasem wśród uwag w innych diecezjach wskazywano m.in. na niski poziom głoszonych homilii, na niezrozumiały, hermetyczny język, na to, że listy biskupów czytane w kościele są redagowane nie zawsze w sposób zrozumiały dla przeciętnego odbiorcy, że kurczy się liczba wspólnot działających w parafiach.
"W wielu parafiach podnoszono też problem nieumiejętnego głoszenia katolickiej nauki społecznej, przez co wiele osób odbiera to jako głoszenie kazań politycznych, niekiedy wręcz z personalnymi odniesieniami. Część wiernych jest ponadto zniechęcona głoszeniem homilii wyłącznie w tonie moralizatorskim" – zrelacjonowała Archidiecezja Częstochowska.
Tu były głosy nawet o "wkradającym się niekiedy kiczu w wystroju przestrzeni sakralnej". I o oczekiwaniu od księży "widocznej postawy uduchowienia, życia nie według standardów świeckich". O braku otwartości z ich strony, zwłaszcza proboszczów.
"Pojawiło się też sporo uwag o zbyt świeckim i wystawnym życiu kapłanów, o przeakcentowaniu spraw materialnych i administracyjnych kosztem tych duchowych w ich postępowaniu i posłudze" – napisano.
A także:
Na pewno część wniosków spływających z całej Polski nie była miła, wiele z nich mogło zaboleć, a niektóre być może mogły księży zaskoczyć. "Mam nieraz wrażenie, że ja i ksiądz stojący przy ołtarzu żyjemy w innych światach, na innych płaszczyznach i dlatego często się nie rozumiemy" – to cytat z Diecezji Drohiczyńskiej.
Jaki obraz się z tych relacji się wyłania? Razem z tym, co w ogóle dzieje się wokół Kościoła, naprawdę niezbyt dobry. Pytanie, czy biskupi wezmą go do serca. W końcu to wszystko powinno Kościół odmienić.
– To są oczekiwania przynajmniej minimalnej normalności, której przez potworne sklerykowanie polskiego Kościoła nie ma. Ten Kościół jest wypaczony przez to, że jest podział na dwa obszary: kościelny, związany z księżmi, z władzą, i z wiernymi świeckimi. Domaganie się, żeby homilie były normalniejsze, z komentarzem do czytań biblijnych, to jest domaganie się jakiegoś absolutnego minimum normalności. Natomiast to nie uratuje tego Kościoła – uważa Artur Sporniak z "Tygodnika Powszechnego", kierownik działu "Wiara".
– Biskupi pewnie liczą na owoce Synodu, ale pewnie liczą też na to, że nie będą one wymagały od nich daleko idących, jakościowych zmian. Że dalej w swojej formie Kościół będzie bardzo klerykalny – dodaje.
Tu przypomnijmy kilka danych i faktów.
Mało wiernych, brakuje księży, mniej mszy
O tym, że Kościół traci i wiernych, i autorytet, a Polska się laicyzuje, wiadomo nie od dziś. Lipcowy sondaż CBOS pokazał, że tylko 37 proc. Polaków uczęszcza na niedzielne msze i był to rekordowo niski wynik. Ostatnie badanie – sprzed kilku dni – potwierdziło zaś, że w ciągu ostatnich 30 lat odsetek osób dorosłych określających się jako wierzące spadł w tak katolickim kraju jak Polska z 94 do 84 proc. A spośród tych, które praktykują regularnie – z blisko 70 proc. do niemal 42 proc.
Jako główne powody podawano mieszanie się Kościoła do politykii afery pedofilskie, ale też nadmierne zabieganie o pieniądze. Dziwić się, gdy pół rządu modli się w Toruniu, a w intencji fuzji Orlenu z Lotosem odbywa się msza?
Nie mówiąc o tym, że w ogóle brakuje księży. "Trzeba łączyć seminaria, bo większość z nich nie jest w stanie przetrwać z powodu braku kandydatów. Jedne już zostały zlikwidowane, inne przestaną istnieć w najbliższym czasie" – mówił w lipcu w rozmowie z "Wyborczą" ksiądz Andrzej Kobyliński, prof. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Tak jest m.in. na Dolnym Śląsku, gdzie metropolita wrocławski ks. Józef Kupny niedawno zapowiedział połączenie seminariów we Wrocławiu, Legnicy i Świdnicy. A biskup opolski Andrzej Czaja ogłosił, że u niego w niektórych parafiach będzie mniej mszy: "Już w tym roku nie zdołam obsadzić personalnie wszystkich parafii i dlatego 6 zostanie połączonych z innymi. W takiej sytuacji wierni dwóch parafii będą musieli się dzielić jednym proboszczem".
– To jest pełzający upadek, którego nie widać tak dobrze. Myślę, że w tej chwili usypia to poczucie odpowiedzialności za Kościół u biskupów. Bo oni sobie wmawiają i w ten sposób się usprawiedliwiają,że odejścia z Kościoła nie są takie gwałtowne, że jeszcze nic groźnego się nie dzieje. Oczywiście, stopniowo liczebność Kościoła się zmniejsza, ale do tego musimy się przyzwyczaić – uważa Artur Sporniak.
Młodzi, jak dodaje, przestają być zainteresowani Kościołem, już nic nie znajdują w nim dla siebie. – Być może nastąpi zmiana pokoleniowa i nie będzie to gwałtowny upadek np. za dwa lata, tylko powiedzmy za 15-20 lat? – zastanawia się nasz rozmówca.
Wątek młodych ludzi również pojawił się w syntezach synodalnych. "Wielu, patrząc na puste ławki w świątyniach, dostrzega szczególnie wyraźnie nieobecność młodych ludzi, ale formułowanie recepty mającej zmienić tę sytuację nie przychodzi łatwo" – czytamy w relacji diecezji bielsko-żywieckiej.
A także, że "z trwogą i zatroskaniem uczestnicy spotkań synodalnych wskazują na
radykalny spadek zaangażowania młodego pokolenia w życie Kościoła".
W kontekście młodych trafiam też na zapis o tym, że młodzi ludzie wątpią "w zasadność sakramentu pokuty, pytając: "dlaczego mam się spowiadać komuś, kto też grzeszy?". Od kapłanów oczekują autentyzmu, potrzebują ich nie jako "przyjaciół", ale kierowników i ojców duchownych".
Sporo rzeczy się powtarza. Oto kilka wypowiedzi o charakterze negatywnym z Diecezji Elbąskiej:
"Księża są niecierpliwi i niedbali podczas spowiedzi. Zachowują dystans wobec świeckich. Proboszczowie nie są otwarci na jakiekolwiek zmiany. Z powodu zgorszenia przez księży wierni, a zwłaszcza młodzież, odchodzą od Kościoła. Homoseksualizm duchownych, pedofilia, alkoholizm, przymykanie oczu na kontakty księży z kobietami, nie spotykają się ze zdecydowaną reakcją władzy kościelnej. Prywatne wypowiedzi hierarchów budzą niepokój i zamieszanie".
Jest też taki punkt: "Księża traktują często świeckich w sposób patriarchalny i feudalnie, brak partnerstwa na linii duchowni – świeccy".
Biskupi mogliby wziąć pod uwagę przynajmniej część postulatów wiernych. W zatrzymaniu ludzi w Kościele raczej by im to nie zaszkodziło. A może by pomogło.
– Może byłby potrzebny eksperymentator, który zastosowałby takie postulaty, być może w niedużej diecezji. Gdyby biskupi byli odważniejsi i spróbowali zrobić eksperymenty, nie oglądając się na kolegów z Episkopatu, to może by to coś dało. Tylko nie ma takich wśród tych, którzy uważani są za najbardziej samodzielnie myślących. Oni nie występują przed szereg. Szkoda – mówi Artur Sporniak.
Wspomina kardynała Jean-Marie Lustigera z Francji, który zreformował system kształcenia księży w Paryżu. – Właściwie zlikwidował seminarium. Młodzi kandydaci, po kilku, mieszkali przy parafii. Od samego początku byli włączani w życie parafialne. Ale co z tego? Kościołem francuskim też targają różne kryzysy – mówi.
Wierni chcą spotkań z księżmi
O przyczynach kryzysu w Kościele można dużo pisać. Podobnie o wskazówkach i uwagach zgłoszonych podczas konsultacji synodalnych, by np. ze strony księży była empatia, zrozumienie, troska. Ale także ze strony księży.
"Wielu z nich narzeka na brak zaangażowania świeckich, ich roszczeniowość. (...) Duchowni często czują się w swoich parafiach samotni, podkreślają, że jedynie wąska grupa wiernych chce wziąć współodpowiedzialność za sprawy parafii" – napisano w Częstochowie.
W Drohiczynie: "W nas ciągle brakuje dostatecznego zaangażowania we wspólnotę. Każdy żyje we własnym świecie. Nawet gdy się spotykamy, nie potrafimy się otworzyć (...) Brakuje wychodzenia do ludzi, spotkań na ich terytorium, ale także wspólnych wyjazdów, integracji, możliwości poznania się".
Ogólny wniosek nasuwa się taki, że wierni chcą spotkań z duchownymi, chcą mieć z nimi lepszy, bardziej otwarty kontakt i spotkania synodalne im się podobały. Pozytywnie oceniają wiele innych aspektów, ale oczekują też m.in. działania rad parafialnych, chcą solidnego przepływu informacji.
Co pokazuje, że wszyscy – jeśli chcą coś zmienić – powinni spotkać się gdzieś pośrodku.
W którą stronę to zmierza?
– Myślę, że jak będziemy rozmawiać za 10 lat, to w zupełnie innych warunkach dla Kościoła. Stanie się on Kościołem, który utraci przywileje. Będzie przez to zdrowszy, ale dużo mniej liczny. Bez dodatkowych ról pełnionych w społeczności, bez podtrzymywania tożsamości i silnego kulturowego bodźca, który powoduje, że np. na wsiach ludzie nie wyobrażają sobie nie chodzić do kościoła. Myślę, że będziemy dojrzewać do Kościoła tworzonego przez małe, świadome, wspierające się, grupy religijne. Ale to nie będzie Kościół masowy – uważa nasz rozmówca.
Wierni żalą się, że proboszcz nie zna swoich wiernych, nie buduje z nimi bliższych relacji, patrzy na świeckich "z góry” i sam decyduje o najważniejszych sprawach w parafii. Świeccy nie czują się w swoich wspólnotach potraktowani podmiotowo. Wyrażają pragnienie, aby księża poświęcali więcej czasu na spotkania i rozmowy z nimi oraz liczyli się z ich zdaniem. Wielokrotnie w ankietach świeccy podkreślali potrzebę
zwykłej, ludzkiej życzliwości i uśmiechu, ponieważ często doświadczają ze strony duchownych szorstkości, surowości i wielkiego dystansu. Czują, że księża traktują Kościół jak swoją własność, w której to oni są uprawnieni
do decydowania o wszystkim.