Kilka lat temu europosłanka SLD Joanna Senyszyn zapowiedziała, że zamierza zacząć pracować nad swoim specyficznym, mówią wprost mocno skrzeczącym, głosem. Niektórzy ją wówczas dopingowali, inni nie wierzyli w sukces. Dziś Senyszyn udowadnia, że dla chcącego naprawdę nic trudnego. Teraz polityk udziela głosu jednej z postaci Disney'owskiego serialu animowanego "Fineasz i Ferb".
Joanna Senyszyn w kreskówce "Fineasz i Ferb" dubbinguje jedną z animowanych postaci drugoplanowych. Obok niej w produkcji głosu użyczyli także inni znani spoza świata filmu, jak koszykarz NBA Marcin Gortat, czy prezenter Marcin Prokop. Żaden z nich nie mówi jednak tak charakterystycznie, jak europosłanka Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W wywiadzie dla trójmiejskiej redakcji "Gazety Wyborczej" polityk mówi, że a propozycję roli przyjęła bez wahania. – Bo lubię nowe, ciekawe wyzwania. Ta propozycja to był balsam na mój charakterystyczny głos – mówi.
Senyszyn dodaje, że jej charakterystyczny, choć nieco zmieniony ostatnio głos od dawna ma swoich fanów. – Kiedy warszawskie SLD zaproponowało, żeby w drugiej linii metra przystanki zapowiadała kobieta, internauci zgłosili także mój głos. W internetowej sondzie znalazłam się w czołówce – przypomina eurdeputowana.
Kogo w seriali "Fineasz i Ferb" gra Joanna Senyszyn? Polityk dubbinguje bowiem stereotypową, trochę wredną i ospałą urzędniczkę. – Mój wkład w tę postać to charakterystyczne "czeeego", które wypowiada urzędniczka. W pierwszej wersji fraza była dłuższa i bardziej elegancka, moim zdaniem nie do końca pasowała do charakteru postaci. Wymyśliłam takie obcesowe pytanie, a reżyser uznał to za dobry pomysł. Myślę, że tak właśnie pracuje się przy dubbingu: aktor wnosi tembr głosu i własną interpretację. Reżyser wybiera najlepszą wersję – opowiada.
Joanna Senyszyn w "Fineasz i Ferb"
Europosłanka podkreśla, że jej głos to jednak coś, co przydaje się nie tylko w filmie, ale i w polityce. – Dla polityka to skarb. Od kilkudziesięciu lat, kiedy gdzieś dzwonię, nie muszę się przedstawiać. Mankamentem jest to, że nigdy nie udaje mi się wystąpić incognito – mówi.
Choć nie zawsze. Senyszyn opowiada, że problemem jej głos stał się dopiero 10 lat temu, gdy jej przemówienie rozśmieszyło całą opozycję, choć dowcipne wcale nie było. – To było poważne wystąpienie, nie pamiętam już dziś, na jaki temat. Kiedy zaczęłam mówić, na sali sejmowej rozległ się rechot. SLD była wtedy partią rządzącą, śmiała się opozycja. Do tamtej pory nie do końca zdawałam sobie sprawę, że mój głos budzi tak negatywne emocje. Choć powinnam, bo już wcześniej pojawiały się pewne sygnały... – wspomina.
– Dwa lata później, po wystąpieniu na Radzie Krajowej SLD, podeszła do mnie jedna z koleżanek. Powiedziała, że kiedy mnie słucha, zwraca uwagę nie na to, co mam do powiedzenia, ale na mój głos. Doszłam do wniosku, że jeśli drażni on także przyjaciół, trzeba coś zrobić – dodaje europosłanka. To wówczas zaczęła pracę nad zmianą tembru swojego głosu. Senyszyn ćwiczyła tak, jak przyszli aktorzy pracujący nad dykcją w akademiach teatralnych i filmowych.
Dziś Joanna Senyszyn twierdzi, że wraz z głosem zmienił się także jej charakter. – Poza tym, kiedy barwa mojego głosu stała się bardziej stonowana, zaczął łagodnieć również mój charakter. Nie potrafiłam już tak ostro jak kiedyś atakować moich politycznych przeciwników – twierdzi. – Głos zmienił mi się na stałe. Tylko kiedy odczuwam silne emocje, zdarza się, że potrafi skoczyć. Takie sytuacje zdarzają się jednak bardzo rzadko. Już nie skrzeczę, ale ryknąć potrafię. Nie tylko na potrzeby dubbingu – zapewnia.