Poseł Arkadiusz Mularczyk zaprezentował raport o stratach Polski podczas II wojny światowej, ale na tym jego rola najwyraźniej się skończyła. – Dalsze działania o charakterze dyplomatycznym, czy politycznym, to już decyzje należące do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego – usłyszeliśmy,
Jakieś ustalenia muszą już jednak być, bo sam Kaczyński przyznał: – Nie tylko przygotowaliśmy raport, ale podjęliśmy decyzję o dalszych działaniach.
Wiadomo, że rząd oficjalnie ma zwrócić się do Berlina w sprawie podjęcia rokowań. Że chodzi o 6 bilionów 200 miliardów złotych. Co jeszcze? – Chodzi o to, by w długim i trudnym procesie uzyskać odszkodowania za to wszystko, co Niemcy uczyniły Polsce w latach 1939-1945. Taki jest nasz cel – przemawiał podczas konferencji prasowej Kaczyński.
Bez względu na oceny, czy Polska powinna ubiegać się o reparacje od Niemiec, czy nie, i bez względu na to, co na ten temat mówi historia, opozycja i część ekspertów widzą ten cel inaczej. Podobnie jak zwykli ludzie, którzy nie są wyborcami PiS.
W mediach społecznościowych internauci lawinowo wytykają, że PiS bił się ws. katastrofy smoleńskiej tak, że nic nie wskórał. Że nie potrafił ściągnąć do Polski ani wraku tupolewa, ani teraz środków z KPO. Choć potrafił głośno krzyczeć, uderzając i w UE, i w Rosję, że pohukiwał, grzmiał i groził, ale bez efektów. Tych namacalnych, bo część jego wyborców na pewno tym krzykiem była zachwycona.
"Pieniędzy z UE załatwić nie potrafią (bo Ziobro), tu i teraz, to zabrali się solidnie za skłócanie nas z Niemcami", "Nie potrafią odzyskać pieniędzy od handlarza respiratorami", Nie potrafią odzyskać wraku", "Oni potrzebują wroga zewnętrznego. Bez tego nie potrafią istnieć", "Reparacje to identyczna gra, jak katastrofa smoleńska" – to tylko kilka z komentarzy.
Można jeszcze trafić na przypomnienia o CPK, stępce, autach elektrycznych, mieszkaniach+, nawet o PKS-reaktywacji. O wszystkim, co rząd szumnie zapowiadał, i co nie wyszło.
I opinie, że w pewnych kwestiach PiS jest tylko "mocny w gębie".
– To określenie pasuje, ale tylko, jeśli chodzi o wymiar krajowy. Przed lustrem w kraju, w krajowej telewizji faktycznie, mamy prężenie muskułów i napinanie bicepsów, konkurs na groźne miny, ale już poza granicami kraju rząd wykonuje wszystko, o co jest proszony. Jak tylko przekraczają granicę na Odrze i Nysie, już leżą plackiem. To jest modus operandi ich działania – komentuje w rozmowie z naTemat dr hab. Jacek Zaleśny, politolog z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.
Przypomnijmy, partia rządząca mówi o reparacjach od 2017 roku. Przyspieszenie w tej kwestii nastąpiło niedawno. W jakim celu?
– Motyw reparacji ma wiele funkcji. Rzeczywiście, szkoda wielkich rozmiarów została przez Niemcy wyrządzona Polakom i nie została naprawiona, więc temat jest i jest on istotny. Oprócz tego, do dzisiaj w tysiącach niemieckich domów czy muzeów znajdują się skradzione Polakom rzeczy i Niemcy nie poczuwają się do oddania tego, co nie jest ich własnością. Natomiast sam motyw reparacji jest dla rządu sprawą drugorzędną – uważa politolog.
– Sekwencja zdarzeń – czyli, że mimo upływu lat rząd, który dziś tak głośno mówi o tej kwestii, niewiele wcześniej zrobił – oraz fakt, że nie ma pogłębionego planu działania w tej sprawie, agendy działania dyplomatycznego, prawnego, dochodzenia słusznych roszczeń wskazuje, że raczej mamy tu do czynienia z płaszczyzną stricte partyjną i polityczną – dodaje.
Kontekst zdarzenia – jak podkreśla nasz rozmówca – wskazuje, że dominują kalkulacje bieżące, polityczne, związane z problemami, które rząd zafundował Polakom i kampanią wyborczą: – Dziś jest to funkcja podstawowa – w sytuacji, gdy polityką likwidacji polskich kopalń, polskiego przemysłu energetycznego i uzależniania się od importu od Niemiec rosyjskiego gazu, rząd doprowadził do koszmarnej tragedii w zakresie cen gazu i prądu czy braku węgla w Polsce, która ma zasoby węgla jedne z największych na świecie.
Wymienia, że dzisiaj polscy przedsiębiorcy płacą za prąd ponad 30 razy więcej niż 2 lata temu. Że w styczniu 2019 roku tona węgla energetycznego kosztowała ok. 250 zł – dzisiaj jest to wielokrotność tej ceny itp. itd. – Efekt nieudolności rządu już bezpośrednio godzi w podstawy egzystencji polskich rodzin – mówi.
Do tego dochodzi nierozsądna polityka pieniężna. Od 2020 roku NBP wyprodukował ponad 140 mld zł tak, jakby dobrobyt brał się nie z pracy, ale z produkcji pieniędzy i na efekt tej działalności nie trzeba było długo czekać. Ufundowano Polakom największą od 25 lat inflację, która zżera oszczędności życia Polaków, które przez lata udało się skumulować, aby w jesieni życia starczyło na opłacenie rachunków. Ta kosmiczna skala problemów sprawia, że rząd szuka tematów zastępczych
A temat reparacji – jak dodaje – jest akurat dla PiS wygodny, bo niewiele kosztuje i nie rodzi ryzyka, jeśli chodzi o poparcie społeczne dla partii rządzącej.
Politolog UW podkreśla też, że sprawa reparacji, aby mogła doprowadzić do naprawienia przez Niemców wyrządzonej szkody, nie może być realizowana w ramach bieżącej aktywności politycznej: – To uniemożliwia realizację tego zadania. Fakt, że w tym zakresie rząd postępuje dokładnie odwrotnie, czyli wpisuje temat reparacji w kwestie bieżące partyjne i polityczne, sprawia, że motyw reparacji nie jest dla niego kluczowy. Kluczowy jest zaś motyw poparcia społecznego w ramach dziejących się zdarzeń wyborczych.
To samo mówił w czwartek w Rumi Donald Tusk. – Nie chodzi o żadne reparacje wojenne od Niemiec, tu chodzi o kampanię polityczną w Polsce; PiS chce na antyniemieckiej narracji odbudować poparcie – powiedział.
Nawet prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz skomentował, że "z tych reperacji nic nie będzie". I że Jarosław Kaczyński w polityce wewnętrznej osiągnął zamierzony cel:
– Wiodąca jest płaszczyzna krajowa, propagandowa. Na te działania rzeczywiście są ukierunkowane, a nie na uporządkowanie kluczowych zaniedbań w relacjach niemiecko-polskich. Motyw reparacji jest używany w innym celu. Do czegoś, co nie przyniesie właściwego efektu w postaci rozwiązania problemu. Tutaj motyw smoleński jest bardzo podobny – zauważa nasz rozmówca.
Wszyscy pamiętamy, jak kluczowa dla Kaczyńskiego i PiS była prawda o katastrofie smoleńskiej i sprowadzenie wraku tupolewa do Polski.
Pamiętacie, jak PiS czekał, by dojść do władzy i ruszyć ze wszystkim, czego według nich nie potrafiła zrobić PO? Przypomnijmy kilka deklaracji.
– Tak jak większość Polaków, nie wiem, co wydarzyło się w Smoleńsku. Nasze państwo nie zrobiło nic, by to wyjaśnić. Jeśli dojdziemy do władzy, zrobimy wszystko, by powołać międzynarodową komisję i sprowadzić wrak tupolewa do Polski – zapowiadała w 2015 roku Beata Szydło.
Andrzej Duda w czasie kampanii prezydenckiej 2015: – Sprowadzenie wraku samolotu zależy od starań polskiej dyplomacji.
– Jeżeli Rosja nadal nie będzie chciała współpracować, skierujemy sprawę do gremiów międzynarodowych, będziemy ją umiędzynaradawiać. Będziemy skarżyć śledztwo, że jest przewlekłe, będziemy skarżyć do trybunałów rozjemczych sprawy o zwrot polskiego mienia – grzmiał Witold Waszczykowski.
Do dziś wokół wraku tupolewa panuje cisza.
W 2017 roku rząd PiS wynajął nawet byłego głównego prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego, Luisa Moreno-Ocampo, aby pomógł go sprowadzić do Polski. Ale rok później, na zapytanie OKO.press ws. efektów jego prac MON odpowiedział, że to informacje niejawne.
Prace komisji smoleńskiej też nie przyniosły przełomu. Rewelacje Antoniego Macierewicza do kwietnia tego roku kosztowały nas ponad 22 mln zł i nie było w nich nic, co by postawiło ekspertów na równe nogi. A potem, między kwietniem a lipcem tego roku, koszt wyniósł jeszcze 541 tys. zł.
Cały czas za to podkręcano napięcie i emocje. Przy okazji publikacji ostatniego raportu Jarosław Kaczyński wręcz stwierdził, że nie ma wątpliwości, że to był zamach, a decyzja musiała zapaść na szczycie Kremla.
– Motyw smoleński rzeczywiście pokazuje podobny modus operandi działania rządu, jeśli chodzi o negatywne konsekwencje i nieudolność. To jest inna skala i inny obszar działania, jeśli chodzi o zagadnienia prawne. Natomiast ta nieudolność jest bardzo podobna, bo mimo upływu lat, jeśli chodzi o ustalenie przebiegu katastrofy, niewiele się zmieniło wobec tego, co wiemy od roku 2010. A co więcej, wskutek działań prowadzonych przez tzw. komisję smoleńską doszło do pogłębienia skali dezinformacji – komentuje dr Jacek Zaleśny.
Wiedza, którą mieliśmy w 2010 roku, była ograniczona co do ustaleń stanu faktycznego, ale zarazem była bardziej pewna wobec tej, którą dysponujemy dzisiaj, w kontekście klasycznego działania dezinformacyjnego w postaci lawiny niezweryfikowanych hipotez, przedstawianych jako stwierdzenia.
Nasz rozmówca zwraca też uwagę na jeszcze jedną rzecz.
– Komisja ds. badania katastrofy smoleńskiej w znacznej mierze była użyta do całkiem innych działań. Z jednej strony był element propagandowy, ale pamiętamy też motyw Caracali i zablokowanie przetargu na zakup francuskich helikopterów. Jak przyznał Wacław Berczyński - przewodniczący tzw. podkomisji smoleńskiej, a wcześniej pracujący dla amerykańskiego przemysłu lotniczego – udało mu się to zadanie wykonać, jak to ujął: "uwalić" już wynegocjowany kontrakt na francuskie Caracale. To pokazuje, że wejście do komisji Macierewicza mogło być pretekstem do innych działań, w zakresie przetargu dla wojska. Nie da się wykluczyć, że zablokowanie francuskiego kontraktu dla wojska i danie wielomiliardowego zlecenia Amerykanom, jest głównym efektem działalności tej komisji – mówi.
Przypomina, co się stało potem: – Po wykonaniu zadania, ten członek komisji posła Macierewicza, nie niepokojony przez nikogo, opuścił terytorium RP i udał się w kierunku z góry upatrzonym, a kontrakt na helikoptery dostali Amerykanie. Ale, żeby Francuzom nie było smutno, że nie mogą dostarczyć śmigłowców, rząd dał im ok. 80 mln zł. W ten sposób i Amerykanie zarabiają i Francuzom nie stała się krzywda.
W każdym razie sprawy związane z katastrofą smoleńską stanęły. Tak jak stoją dziś sprawy wypłaty środków unijnych, a politycy Zjednoczonej Prawicy ciągle grzmią, że te miliony należą się Polsce, że UE łamie zasady, dyskryminuje nasz kraj. Żadne pokrzykiwania w jednej, czy drugiej sprawie, nie przyniosły efektów.
Póki co nikogo poza Polską to nie rusza. Czy tak samo będzie z reparacjami? Bo na razie – podobnie jak w przypadku katastrofy smoleńskiej – nie słychać też o skargach do żadnych trybunałów lub innych organizacji międzynarodowych.
– Jeśli patrzymy na sekwencję działań wykonywanych przez rząd, to odnoszą się one głównie do sfery propagandowej, krajowej. W przestrzeni międzynarodowej, dyplomatycznej, żadne czynności prawne nie zostały wykonane, żadna nota dyplomatyczna nie została przedstawiona partnerowi niemieckiemu. W tej sprawie nic się nie dzieje czy na forum UE, czy ONZ, czy jeśli chodzi o współpracę z Grecją, której Niemcy też zalegają z naprawieniem wyrządzonej szkody – podsumowuje politolog.