Jeden ze słuchaczy Radia Maryja stwierdził na antenie, że "kobiety w spodniach zatracają godność". To dosyć egzotyczny pogląd jak na XXI-wiek. Dziś mało która pani manifestuje swój feminizm w ten sposób. Kobiety wybierają przecież spodnie dla wygody i noszą je na równi z mężczyznami. Zdziwienie wywołują natomiast te kobiety, które przyznają, że spodni nie noszą nigdy.
Poglądy zakładające, że spodnie zaprzeczają kobiecości albo że te kobiety, które noszą spódnice zaprzeczają z kolei osiągnięciom feminizmu, wydają się w XXI-wieku egzotyczne.
– To coś groteskowego w dzisiejszych czasach. Spodnie są takim samym strojem dla kobiety, jak spódnica czy sukienka – uważa Joanna Bojańczyk, dziennikarka, znawczyni mody.
Prof. dr hab. Agnieszka Rothert, politolożka z UW, specjalizująca się w zagadnieniach gender, twierdzi, że takie spory o spódnicę mają korzenie w stereotypowym postrzeganiu kobiet i mężczyzn. – Spódnica – kobieta, spodnie – mężczyzna. W opinii niektórych kobieta, która chodzi w spodniach zaprzecza więc swojej kobiecości – zauważa prof. dr hab. Agnieszka Rothert i przypomina, że kiedy w latach 60. rodził się ruch wyzwolenia kobiet, garderoba była pewnym symbolem.
– Palono wtedy staniki. W ten sposób demonstrowano równouprawnienie kobiecości. Później w ramach protestu kobiety zrezygnowały z makijażu – dodaje. Zdaniem prof. Rothert jesteśmy teraz w trzeciej fali feminizmu. – Młode feministki odrzucają formy manifestowania, które były popularne w latach 60., kiedy kobiety chodziły w spodniach, nieumalowane, z nieogolonymi nogami. Teraz jest zupełnie inaczej. Feministki przestają być ofiarami. Mogą i chcą manifestować swoją kobiecość i atrakcyjność. Chcą podkreślać atuty. Malują się, noszą atrakcyjne stroje – zaznacza.
Politolożka zwraca uwagę, że spodnie w XXI wieku nie są już formą protestu i mało która kobieta nosi je po to, żeby zamanifestować swoje poglądy. – Oczywiście inaczej patrzy na to 20-letnia dziewczyna, a inaczej 80-letnia kobieta, dla której kobieta w spodniach może stanowić problematyczną kwestię, ale to kwestia różnicy pokoleniowej, innej mody, nie feminizmu – dodaje.
Chodzę tylko w spódnicy
Ciekawe jednak, że tak jak kobieta w spodniach dziwi już niewielu, zaczyna dziwić za to ta, która chodzi tylko w spódnicy czy sukience. Nie jest to jednak do końca feministyczny manifest. – To kategoria symbolizmu. Niektóre kobiety noszą spódnice i sukienki, żeby zamanifestować kobiecość – uważa prof. Agnieszka Rothert.
– Zaczęłam nosić spódnice, jak przytyłam. Uznałam, że w spodniach źle wyglądam. To był pierwszy impuls. Później schudłam, ale przyzwyczaiłam się do spódnic. Zaczęło mi się to podobać. Czuję się w nich bardziej kobieco. Inaczej się zachowuję, inaczej siadam. Poza tym w spódnicy i sukience się wyróżniam, bo mało dziewczyn i kobiet w nich chodzi – mówi Anna, która przyznaje, że od 7 lat chodzi tylko w spódnicach. Wyjątkiem, kiedy je zakłada, jest jazda na motocyklu i wyjazd w góry.
Kiedy ktoś słyszy, że Anna chodzi tylko w spódnicach jest zaskoczony i zdziwiony. – Pada: "Jak to?!" A po chwili zastanowienia: "Faktycznie nie widziałem cię nigdy w spodniach". Pytają nawet dlatego, jakby to było coś dziwnego – dodaje.
Taka sama reakcja spotyka Monikę, która również nie chodzi w spodniach. – Częściej zdziwione są jednak kobiety niż mężczyźni – zauważa.
Monika przestała chodzić w spodniach, kiedy doszła do wniosku, że się sobie w nich nie podoba. – W spódnicach i sukienkach, najbardziej lubię sukienki, wyglądam lepiej, czuję się bardziej kobieco i atrakcyjnie – dodaje. Spodnie, jeansy, kupiła sobie w zeszłym roku po raz pierwszy od 10 lat. – Kobieta w spodniach wydaje mi się mało atrakcyjna, wyjątkiem jest kobieta w dobranych jeansach i szpilkach. Wygląda seksownie. Swoje jeansy zakładam bardzo rzadko. Fakt bycia w spodniach sprawia, że czuję się na tyle mało kobieco, że muszę jakoś tę kobiecość obronić. Zakładam więc szpilki albo kozaki na obcasie i np. bluzkę z dużym dekoltem – dodaje.
Zmierz spódnicy
Joanna Bojańczyk uważa, że spódnica i sukienka stają się dziś "archaizmem", bo coraz więcej kobiet nosi spodnie. – Nosimy sukienki i spódnice przy ważnej okazji. Staną się wkrótce czymś egzotycznym – twierdzi.
Nie jest to jednak zasługa działalności feministycznych bojowniczek o wolność spodni. Powód jest bardziej prozaiczny. – To kwestia wygody i funkcjonalności. Kobiety przecież normalnie pracują, śpieszą się, mają wiele spraw do załatwienia, a ubranie się w spodnie jest szybsze. Ze spódnicą jest bardziej skomplikowana sprawa. Trzeba znaleźć i dobrać rajstopy, wziąć pod uwagę temperaturę i pogodę. Rajstopy w zimie to nic miłego.
Jej zdaniem triumf spodni to po prostu "zwycięstwo pragmatyzmu". – Wszelkie zjawiska i trendy w modzie są weryfikowane przez praktyczne podejście. A kobiety są praktyczne i dlatego wybierają spodnie – podkreśla i przypomina, że jakiś czas temu była akcja producenta rajstop Gatta "Nośmy spódnice", która zachęcała do ich noszenia. – To w końcu producenci rajstop są najbardziej dotknięci zmianami, które zaszły w świecie mody. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek mógł przekonać nas do powrotu do spódnic. Pewnych zjawisk nie da się cofnąć. Tak jest z popularnością spodni. Wygrywa wygoda i funkcjonalność – podsumowuje.
Ja to nazywam "uportkowienie kobiet". Zwłaszcza na jesieni, w okresie adwentu, kobiety ubierają się w spodnie. Praktycznie 90 proc. kobiet chodzi w spodniach, również kobiety w podeszłym wieku, 80-letnie. Zatracają tą swoją kobiecość, tą swoją godność i tchnienie instytucji kobiety z całym arsenałem swoich atrybutów, takich właśnie jak skromność, jak pokora, ta kobiecość. CZYTAJ WIĘCEJ
prof. dr hab. Agnieszka Rothert
politolożka z UW, specjalizująca się w zagadnieniach feminizmu
Jesteśmy trochę zapóźnieni. Dyskusje o spodniach kobiet był popularne w USA w latach 90.