nt_logo

Musisz być wk**wioną, męską suczą. "Wielka woda" pokazała, co jest nie tak z kobietami w serialach

Ola Gersz

15 października 2022, 12:46 · 5 minut czytania
Główne bohaterki seriali? Nabuzowane sucze. Jaśmina Tremer w "Wielkiej wodzie" Netfliksa, owszem, jest kobietą, ale obdarzoną stereotypowymi męskimi cechami. To zresztą nie pierwszy raz, bo nad Wisłą mamy przecież jeszcze Chyłkę czy Annę Jass z "Rojsta '97". Wszystkie, żeby do czegoś dojść, przeklinają na czym świat stoi i uosabiają wieczny wk*urw. To dla wielu z nas, współczesnych kobiet, brzmi znajomo, tylko czy właśnie tego samego życzymy sobie od seriali?


Musisz być wk**wioną, męską suczą. "Wielka woda" pokazała, co jest nie tak z kobietami w serialach

Ola Gersz
15 października 2022, 12:46 • 1 minuta czytania
Główne bohaterki seriali? Nabuzowane sucze. Jaśmina Tremer w "Wielkiej wodzie" Netfliksa, owszem, jest kobietą, ale obdarzoną stereotypowymi męskimi cechami. To zresztą nie pierwszy raz, bo nad Wisłą mamy przecież jeszcze Chyłkę czy Annę Jass z "Rojsta '97". Wszystkie, żeby do czegoś dojść, przeklinają na czym świat stoi i uosabiają wieczny wk*urw. To dla wielu z nas, współczesnych kobiet, brzmi znajomo, tylko czy właśnie tego samego życzymy sobie od seriali?
Kobieta musi być męską twardzielką. Tego popkultura uczy nas jeszcze często Fot. Netflix

Kobiety w kinie i telewizji przeszły przez kilka etapów: nie ma nas; jesteśmy, ale służymy mężczyznom; gramy pierwsze skrzypce. Popkultura nigdy nie miała umiaru i do dziś nie wie, czym jest złoty środek. Także dzisiaj kobiety są głównymi bohaterkami co drugiego kryminału czy thrillera. I to w imię równouprawnienia.


Jak główne bohaterki, to muszą być cool

Tylko, że to równouprawnienie pachnie obłudą i odstrasza sztucznością. Wiele produkcji daje kobiety na pierwszy plan, żeby "poprawność polityczna nie miała się do czego przyczepić", a czasami są one napisane tak męską ręką, że to aż boli. Weżmy chociaż za przykład "Blondynkę", w której Marilyn Monroe jest seksowną i głupiutką ofiarą, która rozmawia z płodami.

Jest jeszcze inny trend, które od dawna mnie denerwuje: tworzenie kobiety tak cool, że aż zupełnie nierealnej. O, jak w filmie "Wyprawa do dżungli" Disneya na przykład. Główna bohaterka (Emily Blunt) to miłośniczka nauki i badaczka przyrody na początku XX wieku, która jest: inteligentna, bystra, zdolna, błyskotliwa, odważna, przebojowa, żądna przygód, wyluzowana, sprytna, a do tego piękna, opiekuńcza, wrażliwa. Zmęczyłam się wypisywaniem tych cech, a co dopiero byciem taką kobietą. Współczuję bohaterce Emily z całego serca.

I owszem, czasami wtrącą się nieśmiało scenarzystki, producentki czy same aktorki, które dodadzą tym kobietom coś ludzkiego. Bo jeśli chodzi o męskich twórców, to wystarczy im dopisanie do postaci: ukochanego mężczyzny / pragnienie dziecka / opiekowanie się schorowanym bliskim. To się oczywiście zmienia (szczególnie w serialach za oceanem), ale najciekawsze postaci kobiece – ale i męskie, bo oni też często nie są kreowani sprawiedliwie – wciąż pozostają w filmach i serialach poza mainstreamem.

Intrygujących bohaterek jest w telewizji (zostawmy na razie kino) jednak całkiem sporo. Jest Fleabag, Michonne z "The Walking Dead", dziewczyny z "Orange is the New Black", Amy i Penny z "Big Bang Theory", Villanelle i Eve z "Obsesji Eve. Ale gorzej jest we wspomnianych już serialach kryminalnych, prawniczych czy thrillerach, gdzie kobiet na pierwszym planie jest obecnie dużo (chyba nawet nieco więcej niż mężczyzn, patrz: fałszywe równouprawnienie i pozory pod tytułem "ale jesteśmy progresywni"), ale... wszystkie są na jedno kopyto.

Jaśmina Tremer w "Wielkiej wodzie", czyli bądź twardą suczą

W we wspomnianych serialowych gatunkach mamy obecnie przewodni trend: męskie kobiety, kobiety twardzielki, twarde badasski. Przykładu daleko szukać nie trzeba, bo mamy przecież Jaśminę Tremer z "Wielkiej wody" (Agnieszka Żulewska). Jaśmina jest "facetem w spódnicy", chociaż spódnic nie nosi. Przeklina, wkurza się, chodzi nabuzowana jak burza gradowa. Jest twarda, odważna i nie uosabia praktycznie żadnych stereotypowych kobiecych cech, jedynie męskie. Jest trudna w obyciu, ćpa, ucieka od emocji.

W polskich serialach takich postaci jest zatrzęsienie, chociażby mecenas Joanna Chyłka w "Chyłce" czy Anna Jass w "Rojst '97". Wszystkie zostały stworzone według tego samego szablonu, a prawniczkę odróżniają od pozostałych serialowych koleżanek jedynie eleganckie ciuchy i szpilki, które nosi do pracy.

Co je jeszcze łączy? To że wszystkie funkcjonują w męskim świecie, o czym im się nieustannie przypomina. Hydrolożka Tremer w 1997 roku musi użerać się z doktorami i profesorami w jej dziedzinie, którzy patrzą na nią z góry i co chwila wymieniają z dumą swoje tytuły i prace naukowe. Nieważne, że to ona pracuje w terenie i ma doświadczenie niezbędne do pokierowania przeciwpowodziowymi działaniami. Oni przecież wiedzą lepiej.

i Jaśmina, i Jass, i Chyłka obierają więc drogę męskiego wk*urwu. Aby być docenione i szanowane, stają się (świadomie lub nie) stereotypowymi facetami. Trzaskają ku*wami na prawo i lewo, łażą w skórach i bluzach, piją, palą, wrzeszczą, nie okazują żadnych emocji. Są równe, ale i straszne, bo ich starcia z mężczyznami zawsze kończą się strasznie. Dla mężczyzn. To twardzielki, z którymi często trudno się utożsamić.

Chcesz szacunku, bądź jak facet

Jednak wiele z nas, kobiet, dobrze to zna. Ile z nas obrało taką drogę? Upodabniałyśmy się do mężczyzn, żeby do czegoś dojść w karierze zawodowej, ale i po to, żeby zyskać uznanie w męskim towarzystwie. Przez lata to ono dominowało w większości "męskich" miejsc pracy, więc nie miałyśmy wyjścia i musiałyśmy się maskulinizować, przynajmniej pozornie. Inaczej ani byśmy nie przetrwały, ani do niczego nie doszły.

Zresztą opowiada o tym świetna animowana krótkometrażówka Disneya "Nowa" ("Purl"), którą obejrzyjcie w kilka minut.

Do korpo przychodzi nowa pracownica, jedyna kobieta w firmie. Ta płciowa różnica jest mocno zarysowana: Purl jest różowym kłębkiem włóczki wyróżniającym się na tle białych facetów w czarnych garniturach. Purl jest samotna i ignorowana, nikt nie zwraca na nią uwagi i nikt jej nie słucha, więc szybko zmienia włóczkowe ubranko na czarny garnitur z białym kołnierzykiem i zaczyna być nadmęska: wali sprośnymi żartami, jest głośna, wulgarna, agresywna, nabuzowana i wydaje dzikie bojowej okrzyki, żeby zagrzewać kolegów do bezwzględnej, biznesowej walki o pieniądz.

I koledzy zaczynają ją uwielbiać, a szef doceniać. Ae gdy do firmy przychodzi inna kobieta, kolejna kolorowa włóczka, Purl zauważa, że to, co robi, nie ma sensu. Wraca do samej siebie i rozpoczyna zmianę, aby barwne kłębki żyły w harmonii i na równej stopie z czarnymi garniturami.

Bohaterki polskich seriali (i oczywiście nie tylko, bo to wciąż popularny trend, szczególnie w Europie) są jeszcze na etapie udawania facetów we włóczkowym garniturze. I mimo że wiele z nas też wciąż je nosi, to popkultura robi więcej złego niż dobrego, odzwierciedlając to na ekranie. Jasne, telewizja powinna odwzorowywać rzeczywistość, ale powinna ją też kreować.

Kobiety, które są sobą

A gdyby tak stworzyć kobiety w serialach, które nie są na siłę męskie? A gdyby pokazać bohaterki, które są na topie, mimo że przeważają u nich cechy stereotypowo kobiece? Które są wrażliwe, delikatne i ciche, noszą pastele i pantofle, ale mimo to rządzą i dają radę.

Od razu zaznaczę, że nie chodzi mi oczywiście o to, że "męskie kobiety" nie są kobietami, a "prawdziwe kobiety" powinny był delikatne jak kwiatuszek. Jasne, że nie, bo kobieta to kobieta, o czym pisałam już wiele razy. Nieważne, czy chłopczyca, czy panienka. Jednak popkultura kreśli bohaterki tak grubymi nićmi, że czasami ta maskulinizacja po prostu razi. A przecież kobiety w większości są silne i twarde, nawet jeśli nie są na siłę męskie. Można być silną i delikatną, dominującą i wrażliwą, dobrze o tym wiemy.

Więc sąd te na siłę męskie kobiety w serialach? To sprawia wrażenie, jakby nie można było zrobić "kobiecej" bohaterki, bo faceci nie będą chcieli tego oglądać. I jest coś na rzeczy, bo przecież serial Marvela "Mecenas She-Hulk" jest bombardowany złymi ocenami, a internauci (głównie faceci) nie zostawiają na nim suchej nitki.

Dlaczego? Bo bohaterka jest prawniczką, a jednocześnie nie udaje faceta, tylko jest sobą. Chodzi na randki, kocha ładne ciuchy, ma najlepszą przyjaciółkę, marzy o prawdziwej miłości, po pracy leży bez ruchu w dresie na kanapie przed telewizorem. I nie przeszkadza jej to w byciu super silną superbohaterką, którą miażdży i swoich wrogów, i na sali sądowej

Może popkultura potrzebuje więcej takich postaci? Nie facetów w spódnicy na siłę, ale kobiet, które po prostu są sobą i nie muszą udawać facetów, aby poradzić sobie w męskim świecie, dominować i odnosić sukcesy. To byłby naprawdę świetny wzór dla wszystkich z nas, szczególne dla dziewczynek i nastolatek. Mógłby pomóc tym różowym włóczkom, które wciąż muszą maskować się czarną wełną. Telewizja mogłaby tu zrobić różnicę i to dużą.

A na koniec, nie zapominajmy jeszcze o kolejnym wkurzającym typie kobiet w serialach. Genialne policjantki (lub przedstawicielki jakiegokolwiek "męskiego" zawodu) i samotne matki, których życie prywatne to porażka, które mają nieprzepracowane traumy i zatracają się w pracy, na czym cierpią ich dzieci. Nas was patrzę, skandynawskie seriale kryminalne, "Odwilży", "Mare z Easttown". Ale to już temat na zupełnie inny tekst...