Rosyjskie służby maczały palce w aferze taśmowej – takie informacje płyną z opublikowanych przez "Newsweek" rezultatów śledztwa dziennikarskiego. Tygodnik ujawnia nowe kulisy słynnej afery z nagraniami polityków z restauracji Sowa i Przyjaciele. Współpracownik biznesmena Marka Falenty, którego oskarżono o zbieranie nagrań, twierdzi, że ten sprzedał niewygodne dla rządu PO taśmy rosyjskim służbom. Nagrania były w rękach Rosjan, zanim ujawnił je tygodnik "Wprost".
Reklama.
Reklama.
W sobotę 16 października w "Newsweeku" ukazał się tekst, który przedstawia kulisy tzw. afery taśmowej z 2014 roku. Ta polegała na upublicznieniu przez dziennikarzy "Wprost" stenogramów nagrań, które miały skompromitować polityków ówczesnego rządu
Nagrania, zdaniem dziennikarzy "Newsweeka", miały najpierw trafić do Rosjan, skąd dalej trafiły do polskich mediów
Wśród świadków wymieniony jest Marcin W., były współpracownik biznesmena Marka Falenty, który tłumaczy motywy biznesmena, który sprzedał nagrania
Afera taśmowa (zwana też aferą podsłuchową) z 2014 roku była jedną z najgłośniejszych afer politycznych ostatnich lat. W kilku warszawskich lokalach, w tym głównie w restauracji "Sowa i Przyjaciele", w której spotykali się przedstawiciele politycznej elity poprzedniego rządu, doszło do szeregu nagrań, które później zostały opublikowane w formie stenogramów na łamach tygodnika "Wprost".
Wśród podsłuchiwanych w aferze taśmowej było blisko 40 osób, w tym Radosław Sikorski, Marek Belka czy Bartosz Arłukowicz, ale też ówczesny prezes zarządu banku BZ WBK Mateusz Morawiecki.
Stenogramy z nagrań, które publikował "Wprost", wywołały medialną burzę i stały się motywem przewodnim kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Partii Jarosława Kaczyńskiego ostatecznie udało się przejąć władzę w 2015 roku.
Rosjanie pomogli przejąć PiS-owi władzę?
Postępowanie w sprawie afery taśmowej wykazało, że za nagraniami, których dokonano w warszawskich restauracjach stoi powiązany z Rosjanami biznesmen Marek Falenta. Ten, jak wynika z najnowszych ustaleń "Newsweeka" miał stać za sprzedaniem rosyjskim służbom nagrań, które kompromitowały ówczesne władze w Polsce. Dokonał tego jeszcze zanim nagrania trafiły do mediów.
Informacje na ten temat przekazał prokuraturze świadek wydarzeń, na którego wypowiedzi dziś powoduje się gazeta.
Marcin W. zeznał, że był świadkiem tego, jak Falenta, podczas jednego ze spotkań w saunie wyszedł rozmawiać z Igorem Prokudinem, głównym udziałowcem rosyjskiej spółki KTK, która odpowiadała za handel węglem między Rosją a Polską. Prokudin był też zaufanym człowiekiem bliskiego Kremlowi gubernatora Kemerowa Amana Tułajewa.
Jak zeznał Marcin W., Falenta miał mu powiedzieć, że "dogadał się z Ruskimi i sprzedał im wszystko." Wcześniej sam Marcin W. (na polecenie Falenty) miał w rozmowie telefonicznej pytać Prokudina, czy Rosjanie będą zainteresowani nagraniami, które będą kompromitujące dla polityków ówczesnego polskiego rządu.
Wizyta w Rosji miała miejsce na miesiąc przed wybuchem w Polsce afery taśmowej. Jednocześnie, jak dowodzi "Newsweek", gazety, które opublikowały nagrania, czyli "Wprost", a także "Do Rzeczy", mają być powiązane z Rosją.
"Poprzez spółki zależne kontrolowane są przez firmę PMPG, za którą stoi Michał Lisiecki. Biznesmen przejął ją w 2006 r. od ludzi ze Związku Przemysłowego Donbasu, który po kilku latach przeszedł w ręce rosyjskich oligarchów" – czytamy w artykule.
Tygodnik podaje, że według Marcina W. Falenta miał mu powiedzieć również, iż zmiana rządu w tym kraju kosztuje 130 mln zł, ale "jego będzie to kosztowało parę groszy".
Podsłuchy zalecane przez Rosjan
Kiedy afera podsłuchowa wyszła na jaw, a Falenta zaczął być sprawdzany, Marcin W. postanowił współpracować z prokuraturą. To wielokrotnie skutkowało tym, że był przez Rosjan zastraszany, a także "przypominano mu, że ma dzieci".
Miał nawet usłyszeć, że jeśli cokolwiek przeciwko Falencie zrobi, to "zatłuką mu dzieci" – wskazuje gazeta.
Do artykułu "Newsweeka" odniósł się między innymiRoman Giertych.
Napisał na Twitterze: "Dzisiejszy tekst 'Newsweeka' powinien wstrząsnąć wszystkimi. Marek Falenta przeprowadził aferę podsłuchową w porozumieniu z rosyjskimi służbami specjalnymi. Zrobił to razem z ludźmi PiS (Latkowski, Nisztor, Majewski i wielu innych) po to, aby obalić rząd PO i ustanowić PiS"
O kulisach przejęcia władzy przez PiS pisze także Marcin Kierwiński z PO:
"Wychodzi na to, że Kaczyńskiemu w zdobyciu władzy pomogły... rosyjskie służby specjalne. Kłamstwo 'smoleńskie', rozbijanie UE, Macierewicz, Orban, Le Pen, Vox, Salvini... Zbadamy czy to są przypadkowe zbieżności z tą 'pomocą'" – punktuje poseł.
Warto zaznaczyć, że o udziale Rosji w aferze taśmowej oraz o wpływie reżimu Putina na wygranie wyborów przez PiS, wielokrotnie pisali już zarówno polscy, jak i zagraniczni dziennikarze.