Była ostatnią publiczną osobą, którą przed śmiercią przyjęła u siebie królowa Elżbieta II. I chyba z tego najbardziej zostanie zapamiętana. Nad Liz Truss, która miała być nadzieją torysów, od tygodni zbierały tak czarne chmury, że nawet w jej partii mieli jej dość, a 80 proc. Brytyjczyków źle ją oceniało. Dlaczego doszło do jej upadku?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Walczy o przetrwanie"; "Jest na krawędzi upadku"; "Trzyma się władzy, a chaos w Westminsterze narasta"; "Pali jej się grunt pod nogami". Od dwóch, trzech tygodni, z Wielkiej Brytanii docierały takie informacje.
Premier Liz Truss, która miała być wielką nadzieją Partii Konserwatywnej, i którą nieustannie porównywano do Margaret Thatcher i – bardzo na wyrost – nazywano żelazną damą, nagle dla swojej partii zaczęła być gigantyczną kulą u nogi. Aż sama 20 października ustąpiła ze stanowiska.
Formalnie z funkcji liderki Partii Konserwatywnej. Na czele rządu pozostanie do czasu wyboru swojego następcy lub następczyni. Ale to nie ma znaczenia. Negatywnie ocenia ją niemal 80 proc. Brytyjczyków. Nie chcą jej sami torysi. A kraj po Brexicie coraz bardziej pogrąża się w chaosie.
Była już premier objęła to stanowisko we wrześniu. 6 września 2022 z rąk brytyjskiej królowej Elżbiety II otrzymała misję stworzenia rządu. Decyzję o rezygnacji ogłosiła po 45 dniach. Jej upadek jest błyskawiczny. I polityczny, i wizerunkowy.
Dlaczego do niego doszło i jak ten proces ewoluował?
Tak chciała uzdrowić brytyjską gospodarką
Liz Truss poległa na wyciąganiu brytyjskiej gospodarki z zapaści. Forsując coś, z czego ostatecznie i tak się wycofano.
Jak podsumował Euractiv.pl: "Obecne czasy zdecydowanie nie należą do najłatwiejszych, jednak Truss kandydując na lidera Partii Konserwatywnej, a co za tym idzie na premiera Wielkiej Brytanii, wiedziała, na co się pisze. W czasie kampanii wyborczej składała konkretne obietnice rozwiązań. Zamiast jednak rozwiązywać problemy, dołożyła Brytyjczykom kolejne".
Truss obiecywała niemal cud gospodarczy. Jej plan reform gospodarczych i minibudżet ogłoszony 23 września był w zasadzie odejściem od prospołecznej polityki Borisa Johnsona. Zakładał m.in. zmiany podatkowe, w tym ulgi dla najbogatszych i cięcia wydatków publicznych.
Zakończył się rekordowym spadkiem wartości funta i obligacji rządowych, zwiększeniem wysokości rat kredytów mieszkaniowych, interwencją Banku Anglii, nie mówiąc o zamieszaniu i panice na rynkach finansowych. I ostatecznie wycofaniem się rządu z kilku budżetowych propozycji dotyczących zmian podatkowych.
Apogeum kryzysu nastąpiło 14 października, gdy ogłoszono dymisję brytyjskiego ministra finansów. Kwasi Kwarteng stał na czele resortu niecałe sześć tygodni, był najkrócej urzędującym kanclerzem skarbu od 1970 roku. A jego dymisja spowodowała dalsze spadki funta.
Z kolei nowy kanclerz skarbu, Jeremy Hunt, praktycznie wyrzucił większość jej propozycji do kosza.
Ostatecznie Truss przeprosiła Brytyjczyków za "zagrożenie stabilności ekonomicznej Wielkiej Brytanii". – Chcę przyjąć na siebie odpowiedzialność i przepraszam za popełnione błędy – powiedziała.
Ale ustąpić nie zamierzała, choć naciski tylko się nasiliły. "Ona nie przeprosiła za to, że źle zrobiła, tylko za to, że za szybko, że za dużo" – komentowano.
Bunt w Partii Konserwatywnej
Od początku nie była silną liderką. A w ostatnich dniach brytyjskie media wprost donosiły, że politycy Partii Konserwatywnej mogą w najbliższych dniach podjąć próbę jej pozbycia się. I że w partii trwa bunt przeciwko niej.
"Daily Mail" podał, że ponad 100 deputowanych było gotowych wysłać listy z żądaniem, by w klubie poselskim torysów przeprowadzić głosowanie nad wotum nieufności dla Truss.
"Nigdy nie widziałem, żeby atmosfera była tak gorączkowa, jak w tej chwili", "To zdaje się być koniec. Myślę, że w przyszłym tygodniu już jej nie będzie" – mówili cytowani przez "Politico" politycy torysów.
O Partii Pracy nie trzeba wspominać. Politycy opozycji nie zostawiali na niej suchej nitki. W środę byliśmy tego świadkami podczas burzliwej sesji parlamentarnej. - Co ona tu jeszcze robi? - pytał lider opozycji Keir Starmer, jak wynika z relacji PAP.
Ale na prawicy gotowało się coraz bardziej. Jeden z posłów, William Wragg, wręcz złożył mandat. – Wstydzę się tego. Nie potrafię spojrzeć w oczy moim wyborcom i powiedzieć, by poparli naszą wspaniałą partię – powiedział.
Inny z torysów, Charles Walker, zaatakował Truss w wywiadzie dla BBC. Mówił, że jest wściekły za to, w jakim stanie jest Partia Konserwatywna, a rząd Wielkiej Brytanii nazwał hańbą.
"Przebierała się za Margaret Thatcher"
Daleka droga do Margaret Thatcher, z którą od początku niektórzy ją zestawiali. Zresztą ona sama mówiła, że była premier ją inspiruje. "Próbowała być nową Thatcher, dlaczego się nie udało?" – zastanawiają się teraz media za granicą. Piszą o jej retoryce, nawet o stroju.
"Przebierała się za Margaret Thatcher, nie zauważając, że Wielka Brytania z 2022 roku w niczym nie przypomina Wielkiej Brytanii z 1979 roku" – skomentował "The Atlantic" w artykule pt. "Premier, która wszystko robiła źle".
Wielu podnosi w komentarzach to porównanie.
Sama Truss jeszcze w środę w Izbie Gmin dała do zrozumienia, że nie ustąpi. Przeprosiła błędy, ale przekonywała: – Jestem wojowniczką, nie poddaję się. Spełniamy obietnice dotyczące gwarancji ws. rachunków za energię i cofnięcia podwyżki składki na ubezpieczenie.
Dzień później zmieniła zdanie. Była trzecią kobietą – po Margaret Thatcher i Theresie May – na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.