
Leszek Miller, lider SLD, jest zwykle człowiekiem powściągliwym, ale wyprowadzony z równowagi uderza słowem jak kłonicą. W tym roku zasłynął wypowiedzią pod adresem posłów Ruchu Palikota Armanda Ryfińskiego i Wojciech Penkalskiego, którzy podczas wystąpienia Millera w Sejmie krzyczeli z ław poselskich „debile" i „PZPR-owskie świnie". Gdy wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka próbowała uspokoić klubowych kolegów, Miller powiedział: – Ta naćpana hołota nie jest w stanie mi przeszkodzić. CZYTAJ WIĘCEJ
Jeszcze bardziej emocjom dała ponieść się posłanka PiS Krystyna Pawłowicz, która w czasie dyskusji o ustawie antyaborcyjnej krzyknęła “Spier...j" posła Marka Balta z SLD. Jak jednak podkreśla politolog dr Rafał Matyja w rozmowie o obraźliwym języku trzeba odróżnić dwie sytuacje:
Pierwsza to wywiady na żywo, telewizyjne dyskusje, gdy danego polityka łatwo wyprowadzić z równowagi i bywa, że pod wpływem emocji używa ostrych słów. I nie jest to moim zdaniem ani przejaw zdziczenia obyczajów, ani mowy nienawiści. Gorzej, gdy ktoś z aroganckiego, wulgarnego języka w polityce uczynił swój sposób na zaistnienie. CZYTAJ WIĘCEJ
Zdaniem “Rzeczpospolitej” postępująca brutalizacja języka polityków to m.in. efekt tzw. wojny polsko-polskiej między zwolennikami PO i PiS. “Jednak choć wymiana zdań pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim bywa bardzo ostra, to wulgaryzmy w nich nie padają” – podkreśla dziennik. Za ostre wypowiedzi najmocniej krytykowani są natomiast Janusz Palikot i Stefan Niesiołowski.
Zobacz też: Niesiołowski, Macierewicz, Palikot, Stankiewicz – poczet oszołomów według "Polityki"