Magda Gessler wciąż rzuca garami, Michel Moran kazał "oddać fartucha", a Gordon Ramsay zmiażdżył marzenia dziesiątków młodych kucharzy. W końcu świat kulinariów to podobno pot, krew, łzy i niedopieczone mięso. Podobnie jest w "The Bear", serialowym komediodramacie Disney+, w którym młody szef kuchni ze świata wykwintnych kulinariów trafia do pogrążonego w długach rodzinnego baru z kanapkami w Chicago. Rezultat? Serialowa perła, która powala na kolana i stała się fenomenem za oceanem. Poznajcie fenomenalnego "The Bear".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"The Bear" to amerykański komediowo-dramatyczny serial stacji FX, którego pierwszy sezon (8 odcinków) można oglądać na Disney+
W rolę młodego szefa kuchni, który po śmierci brata przejmuje rodzinny bar z kanapkami w Chicago, wciela się Jeremy Allen White ("Shameless – Niepokorni")
W serialu Disney+ występują również: Ebon Moss-Bachrach, Ayo Edebiri, Lionel Boyce, Liza Colón-Zayas i Abby Elliott
Jak naTemat ocenia komediodramat dziejący się w świecie kuchni? Przeczytajcie naszą recenzję "The Bear"
Carmen "Carmy" Berzatto (Jeremy Allen White) mógł być wielką gwiazdą kulinariów. Młody, obiecujący i nagradzany szef kuchni, który przyrządzał wykwintne dania w najlepszych restauracjach, opuszcza jednak świat białych fartuchów i gwiazdek Michelin w Nowym Jorku, gdy dowiaduje się o samobójstwie swojego brata Michaela (gwiazda "Punishera" John Bernthal w retrospekcjach). Wraca więc do rodzinnego Chicago, gdzie przejmuje po nim rodzinny bar z włoskimi kanapkami z wołowiną – The Original Beef of Chicagoland.
Decyzja Carmy'ego jest dla jego otoczenia zupełnie niezrozumiała. Kto opuszcza schludny świat wyrafinowanej kuchni dla obskurnego baru z kanapkami?! Pracownicy są oporni i niesubordynowani, knajpa tonie w długach, tłuszcz pryska na wszystkie strony, mikser nie działa, toaleta wybucha, sanepid się czepia, a noże są irytująco tępe. Niebo a ziemia.
Bohater próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości i postawić knajpę na nogi, ale los rzuca mu kłody pod nogi, a w The Original Beef of Chicagoland otacza go chaos. Próby zmian czy unowocześnienia menu spotykają się z protestami pozostałych "szefów kuchni" (tutaj każdy z szacunku mówi do siebie per "chef"), a przede wszystkim menedżera baru, dawnego przyjaciela Carmy'ego i... dupka, Richiego (Ebon Moss-Bachrach). Ma być po staremu, bo najważniejszy jest "system".
Zresztą ta przyzwyczajona do świętego systemu ekipa jest wybitnie ciężka do zarządzania. To różnorodny, barwny zespół, w tym wojownicza Tina, która nie znosi zmian (Liza Colón-Zayas) czy uroczy, nigdy się nieśpieszący piekarz Marcus (Lionel Boyce). Pojawia się też nowa pracownica, ambitna sous chef Sydney (Ayo Edebiri), która szkoli się w znanej szkole gastronomicznej, torpeduje Carmy'ego nowymi pomysłami i naprawdę podziwia jego talent oraz reputację jako szefa kuchni.
Carmen, który momentami ledwo zipie (i aż dziw bierze, że z tego stresu i przemęczenia nie ma zawału w pierwszym odcinku) jest jednak uparty, co oczywiście wcale nie ułatwia mu sprawy. Dodajmy do tego napięte relacje rodzinne, żałobę po bracie, kłopoty ze zdrowiem psychicznym i fizycznym oraz koszmarne sny, w których nawiedza go dawny szef-tyran (Gordon Ramsay może się schować). Jest ciężko.
Ciężko i dla niego, i dla widzów, bo już samo oglądanie "The Bear" (a szczególnie pierwszych odcinków) wyczerpuje, przyprawia o szybsze bicie serca i wywołuje stres. Nie da się nie obgryzać paznokci i nerwowo nie oddychać. To nie jest serial dla relaksu.
Witajcie w barze z kanapkami w Chicago
Nie ma co tracić czasu: "The Bear" jest znakomity. Jeden z najlepszych seriali roku bez dwóch zdań. Ba, czołówka.
Już w pierwszym odcinku powalają intensywność, tempo oraz chemia między członkami obsady. Twórca Christopher Storer ("Ramy", "Ósma klasa") się nie patyczkuje i od razu wrzuca widza na głęboką wodę. Nie ma niepotrzebnego przeciągania i przydługich wstępów – od razu trafiamy w sam środek rejwachu w barze kanapek w Chicago. Rejwachu przed wielkie "R".
Gdy Carmy biegnie do swojego mieszkania, wyciąga z szafek (i... piekarnika) swoje markowe dżinsy i sprzedaje je handlarzowi na ulicy, aby mieć za co kupić wołowinę na kanapki, wiemy już, z jakim serialem mamy do czynienia. Do bólu realistycznym i surowym.
A dalej jest jeszcze dynamiczniej, ostrzej i szybciej, bo zaraz otwarcie, a do lokalu wpadnie zgraja poprzebieranych w dziwaczne stroje graczy na turniej w automaty (sprytny pomysł Carmy'ego, aby bar chociaż trochę dzisiaj zarobił). Gdy szef kuchni prosi ich, aby nie tłukli w szybę, ci zaczynają go szarpać i bić, a Ritchie musi uspokoić tłum strzałem z pistoletu w powietrze i bluzgami przez megafon. Carmy nic sobie jednak z tego wszystkiego nie robi i od razu biegnie do kuchni sprawdzić, czy mięso jest już gotowe.
Kamera biegnie od jednego pracownika do drugiego, którzy, aby na siebie nie powpadać, co chwilą wołają "róg!" albo "tył!". Każdy na siebie pokrzykuje, żartuje, przeklina. Co chwilę wybucha kłótnia. Ktoś szuka noża, inny ulubionego garnka, jeden włącza radio, drugi je wyłącza, bułki są zbyt suche, maszyna do lodów się zepsuła, ale chwila, czy ktoś tutaj w ogóle kiedykolwiek zamawiał lody? Ktoś nie wie, co ma robić, inny wcale nie robi tego, co powinien, a trzeciemu nic nie wychodzi. Uff.
Ktoś, kto chociaż raz pracował w gastronomii, może powiedzieć, że tak, tak to wyglądało. Hałas, tłuszcz, stres, bałagan, śmiech, ku*wica. Przynajmniej w barach czy fast foodach. Pokazywane w odrealnionej, sennej (a raczej koszmarnej) formie retrospekcje z ekskluzywnej restauracji, w której pracował Carmy, są całkowitym kontrastem do The Original Beef of Chicagoland, w którym dziurę w ścianę zatyka się serwetkami. Jest biało, sterylnie, schludnie, elegancko, ale i traumatycznie, bo przecież oglądaliśmy "Kuchenne koszmary Gordona Ramsaya".
W chicagowskim barze w "The Bear" panuje chaos, a pracownicy potrafią puścić sobie wiązankę, ale, jak sami o sobie mówią, są rodziną. A rodzina trzyma się razem, choćby nie wiem co. To odróżnia ich od zalęknionych pracowników lokalu z gwiazdą Michelin, w którym pracował wcześniej Carmy i wymiotował codziennie przed pracą. Szef kuchni mówi ci, abyś się zabił? Norma.
Owszem, i w barze w Chicago jest ogromna presja (i stres, i pęd), ale bardziej w stylu "za co kupić mięso na następny dzień" niż "bogaty klient nie może czekać na danie dłużej niż kilka minut i czy szef kuchni à la siostra Ratched z 'Lotu nad kukułczym gniazdem' dzisiaj mnie nie zwolni".
Genialny "The Bear" to strzał w dziesiątkę Disney+
W "The Bear" wszystko się zgadza. Scenariusz? Historia niby wydaje się oklepana, ale to doskonale wyważona mieszanka codziennej pracy w barze z kanapkami, kulinariów, relacji pracowników i osobistych problemów Carmy'ego. Realizm? Do bólu. Dialogi? Świetne, bo tak mówią zwyczajni ludzie na ulicy (a dodajmy do tego lokalny slang i hermetyczne powiedzonka oraz żarty). Zdjęcia? Cud miód. Montaż? Petarda (przebitki na ulice Chicago są doskonałe).
Serial Christophera Storera zachwyca nie tylko w momentach chaosu, pokrzykiwań i walki z czasem. "The Bear" błyszczy również w scenach ciszy i bezruchu, jak w tych, w których Marcus precyzyjnie dekoruje czekoladowe ciasto. Serial nie traci z oczu relacji międzyludzkich oraz doskonale napisanych, ludzkich i "mięsistych" bohaterów, którzy popełniają błędy, ale i na nich się uczą. Każdy z nich rozwija się i dojrzewa, nikt z głównej obsady nie jest traktowany po macoszemu.
Obsada jest zresztą prawdziwą perełką. Nie tylko jest znakomicie dobrana i utalentowana, ale również różnorodna. Ale nie "na siłę", jak to bywa w wielu współczesnych serialach, w których inkluzywność wydaje się być tylko hasłem do odhaczenia. Tutaj ta różnorodność jest naturalna, bo wielokulturowe i zróżnicowane jest Chicago.
Podczas gdy każdy z aktorów gra wyśmienicie (a szczególnie Ayo Edebiri), to nie można nie wspomnieć o gwieździe "The Bear", czyli o znanym wcześniej z serialu "Shameless" Jeremym Allenie Whicie. Aktor jest doskonały w roli pogrążonego w żałobie i wyrzutach sumieniach genialnego szefa kuchni, który wcale nie obnosi się ze swoim geniuszem i próbuje za wszelką cenę nie tylko uratować dawny bar swojego brata, ale również zrobić z niego naprawdę dobrą restaurację. Pierwszoplanowe role dla 31-letniego White'a powinny się teraz sypać jak z rękawa.
Ale nie przeciągajmy: "The Bear" to po prostu kameralne arcydzieło, którego nie można przegapić. Wcale nie dziwi brak negatywnych recenzji od krytyków na Rotten Tomatoes czy olbrzymia popularność serialu w USA (produkcję wznowiono już na drugi sezon). Na takie fenomenalne seriale warto czekać. Smacznego.