"Wilkołaka nocą" bez żadnej przesady można nazwać najbardziej nietypowym filmem Marvela. Chociaż nie obyło się bez charakterystycznych dla kina superbohaterskiego pojedynków, klimat produkcji w niczym nie przypomina najpopularniejszych dokonań studia, jednak fani kina grozy z pewnością go docenią.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Horroru z prawdziwego zdarzenia studio jednak w swojej filmografii nie miało, a "Wilkołak nocą" bez wątpienia zasługuje na to miano. Co ciekawe, nie jest to jednak typ kina grozy, jaki obecnie najczęściej można spotkać w kinach.
Film Michaela Giacchino (do tej pory znanego jako kompozytora nagrodzonego Oscarem i Złotym Globem za ścieżkę dźwiękową "Odlotu") inspirowany jest bowiem kinem grozy sprzed wielu dekad, a mianowicie słynnymi Potworami Universala (Universal Monsters).
W ramach tej protoplasty franczyz filmowych powstały tak ikoniczne dla gatunku horrory, jak m.in. "Dracula" z Bélą Lugosim, "Frankenstein" z Borisem Karloffem czy "Niewidzialny człowiek" z Claudem Rainsem.
"Wilkołak nocą" czerpie wizualne tropy właśnie z tego klimatycznego, czarno-białego kina grozy (choć akcja umiejscowiona jest współcześnie), co jest o tyle zabawne, że Disney z nostalgią spogląda na twórczość studia będącego obecnie jednym z jego największych konkurentów.
Fabuła filmu jest prosta i nieprzekombinowana, obliczona w sam raz na średniometrażowy film, który trwa 52 minuty. Po śmierci swojego przywódcy łowcy potworów muszą zawalczyć o należący do niego potężny artefakt. W tym celu muszą zapolować na bestię oraz... na siebie nawzajem.
Czy warto obejrzeć pierwszy horror Marvela?
Chociaż pomiędzy "Wilkołakiem nocą" a kinem superbohaterskim Marvela można dopatrzeć się zdecydowanie większej liczby różnic niż podobieństw, twórcy zachowali coś z ducha tych drugich.
Mianowicie jest to akcja, której w filmie nie brakuje oraz spektakularne pojedynki pomiędzy bohaterami. Nie są one tak widowiskowe, jak bitwy toczone przez współczesnych herosów, ale nikt raczej nie powinien narzekać na nudę podczas seansu.
Początkowo może dziwić fakt, że produkcję na Disney+ oznaczono jako 16+. Przez większą część filmu, zgodnie z konwencją innych filmów Marvela, ludzkie tkanki nie chcą się rwać, a krew pojawia się tylko w postaci smug na czole.
Ostatnie minuty filmu tłumaczą jednak, dlaczego przydzielono mu wyższą kategorią wiekową, niż zwyczajowo dostają superbohaterskie produkcje. Wiadomo, od filmu Disneya nie można oczekiwać prawdziwej jatki, ale końcówka "Wilkołaka nocą" jest zdecydowanie bardziej krwawa niż cokolwiek, co wyszło spod skrzydeł tego studia.
Horror Marvela przede wszystkim stoi jednak scenografią i charakteryzacją, dzięki którym udało się uzyskać atmosferę retro-horrorów. Odświeżające jest również to, że w filmie pojawiają się praktycznie same nowe twarze, a nieopatrzone już facjaty herosów i heroin, które oglądamy na wielkim ekranie już od lat.
Elektryzujący w swojej roli zdecydowanie jest grający głównego bohatera Gael García Bernal (aktor nagrodzony Złotym Globem za serial "Mozart w miejskiej dżungli"), którego melancholijna uroda oraz elektryzujące spojrzenie sprawiają, że wygląda jak jeden z oryginalnych Potworów Universala.
Udany eksperyment Disney+
"Wilkołaka nocą" zdecydowanie można nazwać udanym eksperymentem Marvela i Disney+ i w ogóle oryginalnie i świetnie zrealizowanym, współczesnym filmem, odwołującym się do nostalgii za kinem Złotej Ery Hollywood.
Warto pochylić się też nad formatem produkcji. Średni metraż nie jest popularny od lat, jednak w erze nadprodukcji filmów i seriali przez serwisy streamingowe być może powrót do krótkich, zamkniętych fabuł, byłby dobrym rozwiązaniem – szczególnie dla osób, które nie nadążają już za "zap*****lem na Netfliksie i HBO".
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.