Pod koniec października policja podała makabryczną informację o odnalezieniu zwłok 4-letniego dziecka, które były zakopane w lesie. Chłopcem opiekowała się jego matka i jej partner. O tym tragicznym wydarzeniu opowiedział właśnie biologiczny ojciec chłopca.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pod koniec października w mazowieckim lesie policja odkryła zwłoki 4-letniego chłopca. Okazało się, że to Leoś, który był poszukiwany od kilku dni
Śledczym udało się ustalić, że matka dziecka mieszkała ze swoim obecnym partnerem Damianem G., który nie był ojcem dziecka
Jego biologiczny ojciec nie miał z nim kontaktu. – W tamtym okresie miałem też swoje problemy, które wpłynęły na moją relację z synem. Nie chciałem, żeby mnie widział w takim stanie – mówił Wirtualnej Polsce Daniel S.
Przypomnijmy, że 26 października policja podała informację o odnalezieniu zwłok 4,5-letniego dziecka w lesie w Rudzie Talubskiej w woj. mazowieckim, niedaleko Garwolina. Ciało dziecka zostało ukryte ok. 100 metrów od zabudowań mieszkalnych. Jego zwłoki zawinięto w koc i zakopano w płytkim grobie w lesie.
Śledczym udało się ustalić, że matka dziecka mieszkała ze swoim obecnym partnerem Damianem G. Mężczyzna jednak nie jest ojcem Leosia. W późnych godzinach wieczornych 25 października kobieta i jej partner zostali zatrzymani w miejscowości Gogole Wielkie w powiecie ciechanowskim. W czasie przesłuchania przez policję mężczyzna (również 19-latek) miał przyznać się, że to on zakopał zwłoki dziecka w lesie w okolicach Garwolina.
Ojciec zabitego Leosia opowiada o reakcji na śmierć syna
Wirtualnej Polsce udało się porozmawiać z biologicznym ojcem chłopca. – W internecie wylał się ogromny hejt, a wiele osób nie zna naszych historii. Jestem wstrząśnięty tym, co się wydarzyło. Do tej pory nie mogę dojść do siebie. Pierwszego dnia płakałem całą noc. Żałowałem, że nie udało mi się odzyskać kontaktu z synkiem – powiedział portalowi Daniel S.
Jak opowiedział, on i Karolina poznali się przez koleżankę z kolonii. Byli szczęśliwą parą. Oboje pochodzą z Warszawy, ale uczyli się w gimnazjum przy Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii "Pajacyk" w Radomiu.
Po urodzeniu dziecka Karolina wróciła do Warszawy i zamieszkała z babcią. "Uczyła się eksternistycznie. Związek nastolatków nie przetrwał, para się rozstała. Obie rodziny nie pozostały w najlepszych stosunkach" – czytamy na stronie WP.
Babcia Karoliny była dla niej rodziną zastępczą
– W tamtym okresie miałem też swoje problemy, które wpłynęły na moją relację z synem. Nie chciałem, żeby mnie widział w takim stanie, w jakim wtedy byłem. Nie miałem warunków, żeby to wszystko udźwignąć – tłumaczył portalowi Daniel S.
Przypomnijmy, że wcześniej dziennikarze WP ustalili także, że 63-letnia babcia Karoliny była dla niej rodziną zastępczą. To właśnie starsza kobieta zgłosiła zaginięcie dziecka, bo od kwietnia nie widziała chłopca, więc była bardzo zaniepokojona.
Wiadomo również, że Karolina W. ma drugie dziecko, kilkumiesięcznego syna, a obecnie jest w zaawansowanej ciąży.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.