Wyobrażacie sobie Leo Messiego, który mówi w rozmowie z "El Mundo Deportivo", że Guardiola stosuje nieodpowiednią taktykę? Nie, przecież to byłoby jakieś kuriozum. Pewnie z miejsca wyleciałby z klubu. A już na pewno dostałby surową karę. W Polsce jest nieco inaczej. Franciszka Smudę krytykują kadrowicze byli, ale i obecni. Ci ostatni w nieco lżejszy sposób.
Napastnik - krytykant
Robert Lewandowski. Chyba nie przesadzimy pisząc, że tak dobrego napastnika nie mieliśmy od kilkunastu lat. Tymczasem snajper Borussii Dortmund w kwietniu ubiegłego roku rozmawia z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" i mówi: "Nie mamy piłkarzy do taktyki 1-4-3-21. Zdarzało się, że wychodziłem na szpicy, a za mną Obraniak i Błaszczykowski. Jednak atut Kuby to gra przy linii bocznej. Z kolei Obraniak byłyby najbardziej pożyteczny, jako typowy rozgrywający za napastnikiem. Myślę, że do tej roli pasuje również Roger Guerreiro. Obraniak lub Roger mogliby operować w środku, a na bokach dajmy na to Kuba Błaszczykowski, Sławek Peszko, czy Kamil Grosicki"
Zaraz, zaraz mówi to piłkarz, napastnik, występujący w tej kadrze. Zresztą podobny wykład Lewandowski dał dziennikarzom "Przeglądu Sportowego". W mediach zrobił się szum, a po jakimś czasie skruszony piłkarz wycofał się ze swych słów. - Ja tego nie powiedziałem, to przeinaczenie - zarzekał się. Odpowiedź dziennikarzy była natychmiastowa. "Robert te słowa powiedział. Mamy ten wywiad nagrany i możemy to upublicznić" - napisano w "Przeglądzie Sportowym". A Smuda? Reakcji nie było, Lewandowski jak grał tak gra. I jak strzelał tak strzela.
Wyznania Michała u Kuby
W kadrze Franciszka Smudy grali też Artur Boruc i Michał Żewłakow. No właśnie grali. Bo teraz są poza nią i, jak zarzeka się selekcjoner, za jego kadencji już do niej nie wrócą. Bo muszą odkupić winy. A raczej wina. Spożywane w przestrzeni powietrznej.
Ostatni program u Kuby Wojewódzkiego. Pierwszym gościem jest właśnie Żewłakow. Panowie witają się, siadają i zaczynają rozmowę. Szczerą, ciekawą, "Ty jeszcze możesz swoją karierę kontynuować, a ja już nie" - mówi Żewłakow, pijąc tym samym (słowo nieprzypadkowe) do afery samolotowej po powrocie ze zgrupowania reprezentacji. Do wydarzenia, przez które on i Artur Boruc mają już za Franciszka Smudy w kadrze nie zagrać.
Kto tu ma wyp...?
Co na pokładzie samolotu dokładnie się stało? Według relacji stopera Legii obaj piłkarze popijali wino z małych butelek, a Boruc z umiarkowanym zainteresowaniem słuchał starszej Hinduski opowiadającej mu historię swojego życia. Nagle pojawił się Smuda. "Co tu się dzieje? Wiochę walicie, pijecie wino z gwinta. Zaraz was wyp…" - tak miał powiedzieć. Na co Żewłakow, co przyznał u Kuby, wypalił: "Trenerze tutaj jest spokój. Ale jak pan chce to niech nas pan wyp…". Chyba sam się nie spodziewał, że już po kilku dniach nie będzie go w kadrze.
Wyrzucić Żewłakowa było Smudzie o tyle łatwiej, że ten pojawił się na Okęciu w koszulce i czapeczce Chicago Bulls, z daszkiem do boku. Odpowiadał na pytania o mecze z USA i Ekwadorem, ale dziennikarze pytali go też, dlaczego się tak ubrał. Zdaniem wielu, niegodnie kapitana, doświadczonego piłkarza, mającego rodzinę i dzieci. Bardziej jakby szedł na mecz, do United Center podziwiać, potencjalnych następców Jordana i Rodmana.
Fragment tekstu w Weszlo.com:
Reprezentacja Polski wróciła do kraju. I... Nie, to nie może być prawda. Tak nie mógł się ubrać kapitan kadry po powrocie z USA i Kanady. To zbyt poważny człowiek, by założyć koszulkę i czapeczkę Chicago Bulls. Myślicie, że do domu pojechał na deskorolce?
Ale z dziennikarzami chętnie rozmawiał. Nie zataczał się, nie miał błędnego wzroku. W podobnym stanie wystąpił też w ostatniej "Lidze plus Extra". Dziennikarz spytał go o Sebastiana Boenischa. O to, czy normalnym jest, że wiecznie leczący się gość od razu trafia do kadry podczas gdy inni, ci z polskiej ligi, muszą się bardzo natrudzić. - Mogę powiedzieć tyle, że na pewno nie wpływa to dobrze na atmosferę w drużynie - stwierdził Żewłakow.
We Włoszech tak robią
Do afery samolotowej odniósł się też inny wyrzucony z kadry. Sergiusz Ryczel, dziennikarz "NSport" porozmawiał z Arturem Borucem. W programie "(Nie)cała prawda" bramkarz wyraźnie stwierdził, że w reprezentacji Smudy panują specyficzne zasady. W takiej Florencji, gdzie Boruc gra do dzisiaj, nawet dzień przed meczem piłkarze spożywają wino, ucztują i nikt nie robi z tego problemu. A tutaj? Selekcjoner mówi piłkarzom, że zgrupowanie kończy się rano. Potem kadra wsiada do samolotu, tam ma miejsce cały incydent, po czym kilka dni później Żewłakow i Boruc wylatują z kadry.
- Dziwi mnie rozpętanie aż takiej afery - stwierdza w rozmowie Boruc. A zapytany o ostrą reakcję Smudy, mówi dosadnie: "Chyba po prostu nie pasowało mu to, że my bawimy się lepiej od niego". Według bramkarza ktoś w samolocie do selekcjonera podszedł i zdradził, że ma miejsce skandal bo piłkarze piją wino z gwinta. Smuda miał udać się do Boruca i Żewłakowa i wypalić: "Co wy k… robicie?"
Inny Lewandowski
Gdyby powstało coś na kształt fanklubu Franciszka Smudy, jego członkiem z pewnością nie zostałby inny Lewandowski, Mariusz. Defensywny pomocnik, grający obecnie w drużynie PFK Sewastopol. - Smuda jeździ po świecie i szuka zawodników z polskimi korzeniami. Zrobił z kadry bazar, gdzie handluje się paszportami - mówił w ubiegłym roku w rozmowie z "Polską The Times".
Wielokrotny reprezentant, który podpadł już Leo Beenhakkerowi, o jego następcy mówi nie przebierając w słowach: - Smuda boi się ludzi, którzy mają swoje zdanie. Chce za wszelką cenę utrzymać pozycję lidera i jedynego źródła piłkarskich mądrości. Ale ten casting, który poprawia Franciszkowi Smudzie samopoczucie niekoniecznie musi być z pożytkiem dla kształtu i siły reprezentacji…