Cezary Pazura w jednym z wywiadów zdradził, że już od dawna jest pomysł na trzecią część "Kilera". Nie wyreżyseruje go już Juliusz Machulski, ale ktoś nowy, kto spojrzy na niego świeżym okiem. – To musi być inny film, równie dobry, ale nie taki sam – zapowiedział. I trafił tym w punkt. Sequele – tak, ale bez odgrzewania kotletów. Zwłaszcza że część żartów bardzo źle się zestarzała.
O ile "Kiler-ów 2-óch" było równie dobre, co oryginał, to ostatnie lata pokazały, że albo ten gatunek w Polsce umarł, albo skończyły się dobre scenariusze i twórcy, albo sami zdziadzieliśmy i po prostu... nie umiemy się już śmiać. Mam tu na myśli takie tytuły jak "Weekend", "Sztos 2", "Futro z misia" czy filmy Patryka Vegi, które bardziej żenowały niż bawiły.
Dlatego z jednej strony marzą nam się kontynuacje starych hitów, ale z drugiej strony trochę się ich obawiamy. Jest jednak w czym przebierać, bo powstało ich na tyle dużo, że w końcu coś musi udać. O czym mogłyby by opowiadać sequele i kogo byśmy w nich widzieli?
"Chłopaki nie płaczą" to film, do którego mamy chyba największy sentyment. Genialne role Cezarego Pazury (jest stworzony do postaci gangusów-yntelygentów) i Mirosława Zbrojewicza (nieśmiertelny Grucha), plejada specyficznych postaci jak Bolec (Michał Milowicz) czy Laska (Tomasz Bajer) i kapitalne teksty, które weszły do słownika mowy potocznej ("Coco Jambo i do przodu", "Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście" i wiele innych).
O sequelu tego filmu Cezary Pazura też mówi od lat. "Futro z misia" niestety nie jest drugą częścią "Chłopaków", a przynajmniej ja go tak nie traktuję, lecz jest ich nieudolnym duchowym spadkobiercą. Wciąż więc czekamy na dobrą kontynuację, bo zabawa w gangsterkę nigdy się Polakom nie znudzi. Mógłby mieć, dajmy na to, tytuł "Chłopaki też płaczą" i m.in. szydzić z toksycznej męskości – mądrze, modnie i przewrotnie.
Dla wielu osób "Poranek kojota" jest nawet lepszy niż "Chłopaki nie płaczą". Nie jest stricte gangsterski, ale pojawia się w nim podobna postać głównego bohatera – zresztą w obu filmach grał Maciej Stuhr. W "Chłopakach" był skrzypkiem, a w "Poranku" autorem komiksów.
Właśnie m.in. taki rodzaj ciamajdowatej postaci (lub też "poczciwego everymana") stał za sukcesem tego typu produkcji – zrywał ze stereotypem gangstera-twardziela, który funkcjonował w polskim kinie na początku lat 90. (filmy Władysława Pasikowskiego czy "Młode Wilki"). Jeżeli miałaby powstać kontynuacja, to właśnie takiego bohatera potrzebujemy. I kogoś na kształt pana Krzysztofa Jarzyny ze Szczecina.
Ta seria aż się prosi o wznowienie, bo zostało jeszcze kilka dni tygodnia. "Wtorek" jest kontynuacją "Poniedziałku" z 1998 roku – lekko już zapomnianej perełki. W pierwszej części Maniek (Grzegorz Borek) i Dawid (Paweł Kukiz) zdobyli brudną forsę z egzekucji długów, którą w drugiej części zainwestowali w klub go-go.
Opowieść dziejąca się na klasycznej prowincji, gdzie trzeba kombinować, by się dorobić, może być spokojnie kontynuowana z nowymi bohaterami (mało kto chciałby teraz iść do kina na film z Kukizem), a przez te dwie dekady w Polsce dla niektórych zrobiło się nawet gorzej. "Poniedziałek" był dramatem, "Wtorek" komedią, więc środę widziałbym jako mockument w klimacie "Chłopaków z baraków". Takiego czegoś w polskim kinie ze świecą szukać.
Ten film miał niby wszystko to, co "Chłopaki" i "Poranek": wątek gangsterski i romantyczny, Czarka Pazurę i Mirosława Zbrojewicza, ale jednak nie stał się aż tak "kultowy". To też pokazuje, że użycie sprawdzonych schematów i archetypów bohaterów nie zawsze potrafi chwycić, jeśli brakuje mocnych dialogów i scenariusza.
Pomysł na bandziora, który chce zostać naukowcem, jest nadal dobry (w odwrotną stronę też to działa vide "Breaking Bad") i uniwersalny, więc w tym wypadku może przydałby się nie tyle sequel, co remake. Szczególnie że ostatnio coraz częściej słyszymy o byłych mafiozach, którzy próbują zerwać z dawnym życiem. Rzadko się to udaje, ale w komediach wszystko jest przecież możliwe.
Najbardziej niedoceniony film z całej listy nazywany "polskim 'Pulp Fiction'" (w zasadzie każdy tytuł tutaj czerpał pełnymi garściami z kina spod znaku Quentina Tarantino). Głównie ze względu na niechronologiczną narrację i wiele odwołań, bo jednak do jakości tamtego arcydzieła brakuje mu jak stąd do Hollywoodu.
Niemniej jednak mamy klasyczne starcie dwóch światów: gangsterów i tych, którzy chcieliby nimi być, ale także wiele mniej opatrzonych twarzy (oprócz rzecz jasna takich gwiazd jak Bogusław Linda i Zbigniew Zamachowski). To jest też dobry trop na ewentualny sequel, a w ostatnich latach przybyło nam wielu młodych utalentowanych polskich aktorów jak Maciej Musiałowski, Piotr Trojan, Tomasz Włosok czy Tomasz Ziętek, których widzę w rolach blokersów.