Wiele osób ma pretensje, że wobec kryzysowej sytuacji związanej z eksplozją rakiet, które spadły na Przewodów, dziennikarze nie weryfikują informacji. Problem jednak w tym, że za to odpowiada polityka komunikacyjna rządu. Jak się przekonaliśmy wczoraj, ta bardzo kuleje.
Reklama.
Reklama.
Komunikacja polskiego rządu z mediami, a co za tym idzie - ze społeczeństwem - pozostawia wiele do życzenia, czego dowodem było informowanie o tym, co zaszło w Przewodowie
Apele o tym, by nie podawać niesprawdzonych informacji, nie szły w parze z komunikatami przekazywanymi przez rząd
Oficjalna informacja o tym, że w Przewodowie uderzyły rakiety, spłynęła dopiero późno w nocy
Apele o rozwagę i niepodawanie niesprawdzonych informacji płynęły wczoraj. Od momentu, kiedy tylko do mediów przebiły się przecieki, że koło Hrubieszowa spadły rakiety, zewsząd słyszeliśmy, żeby tylko nie podawać niesprawdzonych informacji.
Oczywiście, chętnie jako dziennikarze, którym najbardziej zależy na ustalaniu faktów, z uwagą czekalibyśmy na oficjalne komunikaty. Tylko że nie możemy czekać ponad sześciu godzin, mając wiedzę, że dowody i relacje świadków nie są mistyfikacją.
Cisza tylko po stronie polskiego rządu
Z rakietami w Przewodowie było trochę jak ze skażeniem Odry. Że doszło do katastrofy klimatycznej, wiedzieli wszyscy, ale rządowe Wody Polskie z uporem wybierały sobie zdjęcie do kalendarza.
W przypadku Przewodowa może nie było aż takiej ignorancji, bo poderwani z marszu zostali wszyscy, ale też skala zagrożenia była nieporównywalna. Nie zmienia to jednak faktu, że oficjalnych komunikatów nie było.
Jedyną informacją, która wskazywałaby, że coś jest na rzeczy, była ta o zwołaniu przez premiera Mateusza Morawieckiego Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych, w trybie pilnym. To by było na tyle. Ale przecież sieć w tym momencie nie zamarła, w oczekiwaniu co się wydarzy.
Wielogodzinna narada premiera
W momencie oczekiwania na oficjalny komunikat po spotkaniu dochodziło do szeregu spekulacji, które prowadziły do jasnych wniosków. Trudno bowiem myśleć inaczej jak o potwierdzeniu informacji, skoro w sprawie zaczynają wypowiadać się świadkowie zdarzeń, którzy mówią o lecących rakietach.
Do tego pojawiać zaczęła się masa zdjęć, które wskazywały na dokładne miejsce wybuchu. Informacje spływały zewsząd i wszyscy wiedzieli, że to nie wygląda jak fake-news, jednak żadnego oficjalnego komunikatu nie było. Poza tym, z którym wystąpiły służby – o dwóch ofiarach śmiertelnych.
– Otrzymaliśmy zgłoszenie o wybuchu na placu suszarni. Faktycznie po przyjeździe potwierdzamy, że coś takiego się stało – przekazał portalowi Super Tydzień Chełmski starszy kapitan Marcin Lebiedowicz, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Hrubieszowie.
Czas mijał, a jedyne komunikaty, które płynęły do mediów, pochodziły z dziennikarskich ustaleń, relacji świadków, od ekspertów oraz... z fake newsów. Nie trzeba było długo czekać, żeby w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia czołgów, które rzekomo miały zostać wysłane na polskie ulice. Szybko okazało się jednak, że to celowe działania dezinformacyjne.
Twitter nagle zapłonął, zaczęły pojawiać się lawinowo komentarze z zagranicy. Kondolencje i wyrazy solidarności z Polską płynęły z całego świata, w tym z USA i Niemiec, a w bezpośrednich słowach o tym, że "bronić trzeba każdego centymetra NATO" nasi sprzymierzeńcy sugerowali, że wiedzą, iż na Polskę spadły rakiety.
Wisienką na torcie były informacje od prezydenta Ukrainy, który grzmiał, że przecież wszystkim mówił, że Rosja się nie zatrzyma, a także z Niemiec, gdzie szefowa komisji obrony Bundestagu poinformowała , że "rosyjskie pociski nie tylko najwyraźniej uderzyły w Polskę, a tym samym na terytorium NATO, ale także spowodowały śmierć" – powiadomiła Marie-Agnes Strack-Zimmermann.
"To jest Rosja, z którą niektórzy tutaj, rażąco i absurdalnie, nadal chcą 'negocjować'. Kreml i jego mieszkańcy muszą się natychmiast wytłumaczyć" – napisała na Twitterze szefowa komisji obrony niemieckiego Bundestagu.
Ba, do zarzutów zdążyła odnieść się nawet Rosja, która odcięła się od wszystkiego dość brutalnie, a nadal, mimo upływu wielu godzin i masy komunikatów z całego świata, zaniepokojeni cywile nie otrzymali żadnych oficjalnych informacji ze strony rządu Polski o tym, czy coś im realnie zagraża.
Pierwsze oficjalne komunikaty
Sytuacji, paradoksalnie, nie poprawiły komunikaty, które w ciągu kilku godzin wystosowały rządowe jednostki. Pierwszym oficjalnym stanowiskiem, które pojawiło się w mediach, był lakoniczny komunikat rzecznika rządu Piotra Müllera i szefa BBN Jacka Siewiery, którzy zabrali głos ws. wybuchu w Przewodowie.
Przedstawiciele strony polskiej powiedzieli, że na miejscu są służby, którą wyjaśniają sytuację. – Będą ją wyjaśniały całą noc. Wdrożono procedury, między innymi podwyższenie gotowości niektórych jednostek bojowych na terenie Polski. Zdecydowaliśmy o tym, by podjąć się weryfikacji, czy zachodzą przesłanki, aby uruchomić procedury wynikające z art. 4 Paktu Północnoatlantyckiego – dodał rzecznik rządu.
Wypowiedział się także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – Andrzej Duda przed chwilą zakończył konsultacje telefoniczne z sekretarzem generalnym NATO. Weryfikujemy przesłanki do uruchomienia artykułu 4. NATO, czyli konsultacji pomiędzy członkami NATO – dodał szef BBN Jacek Siewiera.
W dalszym ciągu nie padła żadna informacja o tym, co prawdopodobnie było już wiadome na tym etapie, że wybuch w suszarni zboża był spowodowany tym, że spadły tam rakiety.
Andrzej Duda o Przewodowie
W międzyczasie w USA doszło do konferencji prasowej z udziałem przedstawiciela Departamentu Stanu, a z pytań jasno wynikało, że chodzi o pociski rakietowe. Z Polski takie informacje przekazał jednak dopiero Andrzej Duda, który odbył rozmowę telefoniczną z Joe Bidenem i przywódcami innych kluczowych krajów NATO.
W końcu głos zabrał Andrzej Duda. Z wystosowanego przez niego komunikatu wreszcie padły informacje o rakietach. Z tym, że... niepotwierdzone.
– Wyrazy współczucia dla najbliższych dwóch naszych obywateli, którzy zginęli w wyniku wybuchu najprawdopodobniej rakiety, która spadła na nasze terytorium sześć kilometrów od polsko-ukraińskiej granicy – przekazał prezydent.
– Nie mamy w tej chwili żadnych jednoznacznych dowodów na to, kto wystrzelił tę rakietę. Najprawdopodobniej była to rakieta produkcji rosyjskiej, ale to wszystko jest jeszcze w trakcie badania – podkreślił Andrzej Duda w nocnym oświadczeniu.
W wypowiedzi Andrzeja Dudy, która zresztą nie rozwiewa wątpliwości (w końcu Duda używa słów "najprawdopodobniej" i, że nie ma jednoznacznych dowodów) nie wynikło nic nowego. Prezydent powielił tylko niesprawdzone informacje, które media podały na podstawie własnych ustaleń już kilka godzin wcześniej.
W końcu obywatele dostają konkret, że "o godzinie 15:40 na terenie wsi Przewodów w powiecie hrubieszowskim w województwie lubelskim spadł pocisk produkcji rosyjskiej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch obywateli Rzeczypospolitej Polskiej".
Szkoda tylko, że to informacja, którą media były w stanie ustalić samodzielnie na wiele godzin przed jej publikacją.
Sytuacja medialna na świecie wygląda, jak wygląda. Trwa pogoń za informacją i gwarantuję to w imieniu własnym i mojej redakcji, robimy wszystko, żeby ustalać i podawać wyłącznie zweryfikowane fakty. Żeby jednak móc skutecznie wykonywać swoją pracę w XXI wieku, nie możemy czekać kilkunastu godzin.
W związku z tym Szanowni Rządzący, zrewidujcie politykę komunikacyjną, bo to, co robicie teraz, nie tylko nie służy nikomu, ale też z pewnością nie przyczynia się do walki z dezinformacją. A tej przecież nie chcemy ani my, ani wy.