Lionel Messi po raz czwarty zdobył Złotą Piłkę.
Lionel Messi po raz czwarty zdobył Złotą Piłkę. fot. Shutterstock.com

Wszyscy koncentrowali się na tym, kto zostanie uznany za najlepszego piłkarza mijającego roku. Niepotrzebnie. To było tak oczywiste, jak to, że 2+2=4. Wygrać mógł tylko Leo Messi. I wygrał. A w czasie gali w Zurychu ciekawie zrobiło się dużo wcześniej. Wtedy, gdy podano najlepszą jedenastkę roku.

REKLAMA
Patrzę na nią i myślę, że ktoś właśnie robi mnie w konia. Przecież to najlepsza drużyna ligi hiszpańskiej. Pięciu gości z Barcelony, pięciu z Realu, jeden z Atletico Madryt. Komuś tu pomyliły się nieco pojęcia. Stwierdził, że świat jest Hiszpanią. Że tylko tam gra się w piłkę.
Najlepsza drużyna 2012 roku według FIFA:

Iker Casillas, Dani Alves, Gerard Pique, Sergio Ramos, Marcelo, Xabi Alonso, Xavi Hernandez, Andres Iniesta, Leo Messi, Radamel Falcao i Cristiano Ronaldo


Mecze jak plebiscyt TVP
Mecze Barcelony z Realem mogę oglądać bez końca. Uwielbiam je. Lubię też oglądać, jak Barcelona gra z jakimś średniakiem, choć takie mecze przypominają trochę niedawny plebiscyt na Sportowca Roku, o którym pisałem wczoraj. Emocje kończą się w nim po dwudziestu, trzydziestu minutach. Jest 3:0 i nie trzeba się dalej męczyć. Wiadomo, kto wygra, tutaj SMS-ami nie da się wpływać na losy rywalizacji. Mam więc sentyment do piłki hiszpańskiej, ale kiedy ktoś mówi mi, że ta liga, pomimo finezji wielkich drużyn, stała się nudna, przewidywalna - jestem zmuszony przyznać mu rację.
Zgadzam się też z tym, że ciągle najlepsza jest liga angielska. Gdyby zrobić taki eksperyment - połączyć jedną z drugą - o mistrzostwo pewnie biłaby się Barcelona z Realem, ale od miejsca 3. do 16. mielibyśmy głównie drużyny z Wysp. Tam jest walka, nieustępliwość, a wysokie wyniki nie należą do częstych. Tam grają też piłkarze, którzy z niezrozumiałych względów nie znaleźli się w najlepszej drużynie roku.
Finał Ligi Mistrzów, Monachium. Nie ma w nim ani Realu, ani Barcelony. Z Bayernem gra Chelsea i wygrywa w dramatycznych okolicznościach. Bohater meczu - Didier Drogba - w jedenastce nie zaistniał. Nie zaistniał też Robin van Persie, który swoją życiową formę przełożył najpierw na wyniki Arsenalu, a teraz na rezultaty Manchesteru United. Wytłumaczy mi ktoś, na czym w minionym roku polegała wyższość Gerarda Pique z Barcelony nad kolegą Polaków z Borussii, innym stoperem Matsem Hummelsem? Dlaczego wreszcie na boku obrony jest w drużynie roku Dani Alves, który ostatnio notuje regres formy, a nie ma w niej Philippa Lahma z Bayernu Monachium? Takich pytań jest kilka i trzeba je zadać.
Król jest jeden. Ma na imię Leo
Przy ostatniej kategorii, tej najważniejszej, wątpliwości nie było żadnych. Gdy byłem mały i zaczynałem interesować się piłką, do głowy wbijano mi, że królem futbolu jest Pele. I że jedynym piłkarzem, do którego można by go ewentualnie porównać, był Diego Maradona. Dziś to pojęcie wciąż kojarzy mi się z Argentyną. Właśnie z Leo Messim.
Przyznanie Złotej Piłki w tym roku było formalnością. Wszelkie pytania przed galą - kto i z jakiej przyczyny - zwyczajnie nie miały sensu. Bo kto mógł okazać się lepszy w mijającym roku od gościa, który pobił rekord legendarnego Gerda Mullera? Który w jednym roku kalendarzowym trafiał do siatki aż 91 razy? Jest wielu napastników, których kibice piłki nożnej kojarzą, a którzy mają problem ze strzeleniem tylu goli w ciągu całej zawodowej kariery.
Nie ma sensu w tej chwili dokładne analizowanie statystyk Messiego. Zrobiłem to przy okazji wcześniejszego tekstu po tym, jak piłkarz pobił rekord. Teraz wspomnę może jedną: w 2012 roku dla Barcelony i Argentyny rozegrał 69 spotkań. Nie dość, że 91 razy pokonywał bramkarza rywali, to jeszcze dołożył do tego 22 asysty. Złotą Piłkę wczoraj w Zurychu dostał po raz czwarty. Tego wcześniej jeszcze nikt nie dokonał.
Dziwi mnie nawet sam rozkład głosów. Dostał ich ponad 41 procent, a ponad 23 oddano na Cristiano Ronaldo. Lekkie kuriozum. Portugalczyk, by móc ewentualnie wygrać plebiscyt, musiałby obronić się trofeami. Zdobyć to, czego nie dokonał Messi. Jedno mu wyszło - z Realem Madryt sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii. Ale w Lidze Mistrzów nic z tego - porażka w półfinale. Euro? Porażka w półfinale. Zresztą na polsko-ukraińskiej imprezie grał bardzo nierówno. Raz świetny występ, raz zupełnie przeciętny.
Iniesta jak wino - dobry, ale nie znakomity
Odnotujmy, że można było jeszcze wybrać Andresa Iniestę. On jako trzeci dostał się do ścisłego finału. Niedawno miałem okazję pić wino z jego winiarni. Dobre. Ale nie jakieś znakomite. I taki właśnie był ten rok w wykonaniu piłkarza. Ktoś powie, że z kolegami z kadry wygrał właśnie trzecią kolejną wielką imprezę. Wygrał, zgadza się. Ale czy aby na pewno Iniesta był wielką gwiazdą tej drużyny? Kimś bez kogo w składzie ona straciłaby połowę swojej wartości? Nie, zupełnie nie. Mam wrażenie, że tutaj po prostu miał miejsce następujący mechanizm: kto wygrał Euro? Hiszpania. Musimy kogoś z niej wybrać? Musimy. Ktoś się tam szczególnie wyróżniał? Chyba nie. Iniesta? Dobrze, niech będzie Iniesta.
Rafał Stec,
na blogu:

Rankingowi „France Football”, pomimo irytującego zamykania grona „nominowanych” w nazwiskach wskazanych przez redakcję, prestiżu dodają jurorzy - w aż dwóch trzecich piłkarze oraz trenerzy. Na forach i w pubach pyskówki mogą sobie trwać od świtu do zmierzchu, a potem od zmierzchu do świtu, podważaniu wyższości Messiego całkiem nie zapobiegnie nawet hat-trick w każdym meczu ligowym i reprezentacyjnym, a jego rywale z boiska nadal wiedzą swoje. I obstają przy swoim już w czwartej edycji głosowania. Leo Messi jest najlepszym piłkarzem na świecie. Prymat Argentyńczyka w roku 2012 rzucał się w oczy mocniej niż prymat zwycięzców z minionych przynajmniej kilkunastu lat, poddawanie tego w wątpliwość nie ma śladowego sensu, sens przyznałbym co najwyżej debatom o skali jego przewagi nad konkurencją. CZYTAJ WIĘCEJ


To jest w ogóle częsty błąd, popełniany przy plebiscytach. Ludziom wydaje się, że jak kończy się jakiś turniej, to najlepszym piłkarzem imprezy musi zostać wybrany ktoś, kto ją wygrał. Nie zgadzam się z tym. Piłka nożna to sport drużynowy, gra się po jedenastu. Bardzo często jest tak, że ty jesteś genialny, ale wokół siebie masz sporo słabszych kolegów. I niewiele razem wskóracie. Przegracie z tymi, którzy, choć słabsi od ciebie, są zgrani i grają na mniej więcej wyrównanym poziomie.
Do czego zmierzam? Do tego, że zdecydowanie najlepszym piłkarzem Euro 2012 - najważniejszej imprezy roku - był Andrea Pirlo. Ten Pirlo, który nawet nie znalazł się w drużynie roku. Iniesta w niej był. Został uznany za trzeciego piłkarza mijającego roku.