– Po pierwsze, lekceważymy przepisy i procedury, a po drugie, bardzo chętnie dorabiamy do tego ideologię i sami siebie usprawiedliwiamy – mówi dr Jacek Kucharczyk, socjolog z Instytutu Spraw Publicznych.
– Łatwiej jest powiedzieć, że pasażerowie tupolewa zginęli za wolną Polskę, niż że nie potrafiliśmy uregulować funkcjonowania państwa na zupełnie banalnym poziomie procedur – mówi dr Jacek Kucharczyk, socjolog z Instytutu Spraw Publicznych.
W swoim nowym programie Tomasz Sekielski pokazał widzom dziennikarską prowokację, w której jeden z jego współpracowników wniósł do budynku Sejmu atrapę bomby i przez nikogo nie niepokojony wszedł z nią nawet do sali posiedzeń. Zawiodły procedury i przepisy bezpieczeństwa, których w codziennym życiu Sejmu nie przestrzega się po prostu dla wygody.
O wszechobecnej bylejakości związanej z procedurami mówiła też w swoim ostatnim wywiadzie dla “Krytyki Politycznej” Teresa Torańska. Opowiadając o działaniach państwa po katastrofie smoleńskiej, powiedziała:
O tym, czy rzeczywiście Polskę można uważać za kraj bylejakości, w którym obywatele nie szanują obowiązujących praw i przepisów, zapytaliśmy doktora Jacka Kucharczyka, socjologa z Instytutu Spraw Publicznych.
Wydaje się, że “bombowa” prowokacja Sekielskiego to tylko jeden z dowodów na panującą w Polsce bylejakość. Nasze codzienne doświadczenia dostarczają aż zanadto argumentów na poparcie takiej tezy. Czy zgodzi się pan z tym, że nieprzestrzeganie prawa i ignorowanie procedur jest w Polsce rzeczywistym problemem?
Myślę, że można mówić w tym przypadku nawet o dwóch problemach: po pierwsze o tym, że rzeczywiście lekceważymy przepisy i procedury, a po drugie, że bardzo chętnie dorabiamy do tego ideologię i sami siebie usprawiedliwiamy.
Jakiś przykład?
Mam wrażenie, że zjawisko, o którym mówię, widać dobrze na przykładzie obecnej dyskusji o fotoradarach. Chociaż wszyscy wiemy, jakie są przepisy, próba ich egzekwowania przez państwo jest od razu jest interpretowana jako “skok na kasę podatników”. Zaraz pojawiają się też inne argumenty: że drogi są złe, że przepisy niemądre, itd. Każdy sposób na usprawiedliwienie tego, że łamiemy przepisy, jest dobry.
Czasami może to przybierać nawet bardzo rozbudowane formy: aby zakryć prawdę o bałaganie i braku profesjonalizmu, które spowodowały katastrofę w Smoleńsku, tworzy się pseudoromantyczną ideologię o zamachu. Łatwiej jest powiedzieć, że pasażerowie tupolewa zginęli za wolną Polskę, niż że nie potrafiliśmy uregulować funkcjonowania państwa na zupełnie banalnym poziomie procedur.
Z czego wynika polski brak poszanowania dla prawa?
Według mnie chodzi przede wszystkim o zaszłości historyczne. Przez wiele lat Polacy żyli w ramach organizmów państwowych postrzeganych przez nich jako wrogie i obce. Tak było w czasie zaborów, ale również PRL. Fakt ten powodował, że prawo uznawano za coś narzuconego z zewnątrz, czemu nie należy się szacunek. Wiele z tej postawy zostało Polakom do dziś.
Ale mówiąc o PRL, trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: stanowione wówczas prawo było na tyle nieżyciowe i nieprecyzyjne, a władza na tyle arogancka, że możliwe było dość swobodne decydowanie, czy w konkretnym przypadku należy ścigać kogoś, kto dopuścił się przestępstwa lub wykroczenia. Taka selektywność egzekwowania przepisów sprawiła, że obywatele, których “złapano za rękę”, nie mieli poczucia, że źle postąpili, ale że są kozłami ofiarnymi, bo wielu innym ten sam postępek uszedł na sucho...
...a ten, który dał się złapać, jest “jeleniem”, podczas gdy cwaniak sprytnie omijający przepisy zasługuje na szacunek.
Niestety tak. Wielu łamiących prawo uważa to za powód do dumy, za wyraz swojej zaradności, wolności i ułańskiej fantazji – trochę w imię powiedzenia “my Polacy – wolni ptacy”.
Czy oznacza to, że brak szacunku dla reguł jest elementem naszej autodefinicji?
Z tym bym uważał, bo trzeba pamiętać, że sposób, w jaki Polacy definiują się jako naród, jest dynamiczny. Jeszcze 20 lat temu uważaliśmy się raczej za leniwych i stroniących od ciężkiej pracy, natomiast dziś właśnie pracowitość jest uważana za jedną ze składowych polskiej tożsamości. Niemniej z całą pewnością postawa, o której mówimy, jest bardzo rozpowszechniona – wystarczy spojrzeć na kwestię wiz do USA: najpierw kombinujemy, jak oszukać amerykańskie władze i nielegalnie przedłużyć swój pobyt, a później mamy pretensję, że wciąż nie zniesiono dla Polaków obowiązku wizowego. Gdybyśmy przestrzegali przepisów, nie byłoby problemu.
Czy “bylejakość” codziennego życia społecznego wyrażająca się właśnie w ignorowaniu zasad, reguł i praw, to tylko polska specjalność. Być może nie dostrzegamy po prostu, że podobnie jest w innych krajach?
Według mnie jest to wschodnioeuropejska specyfika. Im dalej na wschód, tym z szacunkiem dla prawa jest gorzej. Z badań, które przeprowadzaliśmy na Ukrainie, wynika, że obywatele tego kraju postrzegają nas jako formalistów, którzy kurczowo trzymają się litery prawa, podczas gdy oni są swobodni, bardziej zabawowi i zdystansowani. Jednym słowem patrzą na nas w sposób podobny do tego, w jaki my spoglądamy na Niemców.
Zobacz:Ostatnia książka Teresy Torańskiej. Co dalej z materiałami o katastrofie smoleńskiej?
Mówi więc pan o pewnej skali, na której jednym skraju są państwa Zachodu, a im dalej od nich, tym gorzej...
Tak. Uważam, że idea państwa prawa, która na Zachodzie realizowana jest najpełniej, u nas jest obecna w mniejszym stopniu. To wynik naszego ogólnego niedorozwoju cywilizacyjnego. W krajach zachodnich zauważamy przede wszystkim najbardziej oczywiste oznaki ich przewagi, jak np. autostrady, ale to szerszy problem, także naszej mentalności. Nasze zapóźnienie, zacofanie, trudno jest jednak zmierzyć.
Na koniec zapytam więc, czy pana zdaniem następuje tu jakaś zmiana. Czy jeśli chodzi o szacunek dla prawa zbliżamy się w jakimś sensie do Zachodu?
Myślę, że tak. Wydaje mi się, że to zmieni się tak, jak zmienił się nasz stosunek do pracy. Problemem jest jednak pewien powszechny odruch warunkowy, o którym wspominałem przy okazji fotoradarów. Nie tylko prości ludzie, ale i liderzy opinii mówią: “to zło i bezprawie, że chce się nas zmusić do przestrzegania przepisów drogowych”. Z powodu takich odruchów zmiany cywilizacyjne są niestety bardzo powolne.
Reklama.
Teresa Torańska
dla "Krytyki Politycznej"
Dla mnie zdumiewające jest, że wszyscy mają coś na sumieniu, nie winę, ale niedopatrzenie, bylejakość, niestaranność, i chcą to ukryć. CZYTAJ WIĘCEJ