– Świetlic nawet tyle nie mamy – mówi wójt gminy Książki. Do tej pory były u niego cztery lokale wyborcze, a zgodnie ze zmianami, które proponuje PiS, teraz powinien mieć ich 8. Już wie, że z dwoma może mieć problem, bo w dwóch wioskach świetlice na lokal się nie nadają. Obiło mu się nawet o uszy, że może na plebanii zrobić? Przed takimi dylematami PiS postawił niejedną gminę w Polsce. – Dodatkowe koszty, praca, po co to wszystko? – słyszymy od wójtów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wbrew protestom opozycji PiS przegłosowało 26 stycznia zmiany w kodeksie wyborczym. Odbiór przeciwników rządu jest jednoznaczny – PiS zrobił to po to, aby zwiększyć swoje szanse na lepszy wynik w wyborach. Czy tak się stanie, czas pokaże. – Gdybym miał powiedzieć na dzisiaj, to Koalicja Obywatelska będzie zdecydowanie za zawetowaniem nowelizacji Kodeksu Wyborczego w Senacie – zapowiedział w piątek marszałek Senatu Tomasz Grodzki.
Jednak już dziś wystarczy zapytać w gminach, co myślą o tych zmianach, a łatwo można wyczuć, jaki widzą w tym sens. A właściwie jego brak.
– Myślę, że docelowo będą to niepotrzebnie wydawane pieniądze. Trzeba będzie dostosować i wyposażyć te nowe lokale wyborcze, m.in. kupić nowe urny, kabiny do głosowania, komputery i drukarki, zapewnić dostęp do Internetu. Może zaistnieć potrzeba przeprowadzenia remontu, by zaadaptować lokal do potrzeb osób niepełnosprawnych. To jest dla mnie niezrozumiałe. Po co wydawać na to tyle środków finansowych, publicznych? – reaguje Krzysztof Zieliński wójt gminy Książki w województwie kujawsko-pomorskim.
Zauważa: – Nowe lokale to dodatkowe komisje. Ile osób będzie trzeba do nich dodatkowo zaangażować, a już teraz są z tym problemy, bo zainteresowanie pracą w komisjach wyborczych maleje. Niejednokrotnie w skład komisji powoływane są osoby, które nie mają doświadczenia, co wpływa na jakość i sprawność jej pracy
Więcej lokali, bezpłatny transport
Przegłosowane przez Sejm zmiany przewidują przede wszystkim zwiększenie liczby lokali wyborczych dla mieszkańców małych miejscowości. Nowelizacja kodeksu wyborczego zakłada, że w całym kraju ma powstać ok. 6 tys. nowych komisji obwodowych. – Wybory są świętem demokracji, dlatego dostępność do lokalu wyborczego powinna być powszechna. Proponujemy, aby lokale wyborcze mogły być tworzone w miejscowościach liczących od 200 mieszkańców – zapowiadał Marek Ast, szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Ale chodzi też o zorganizowanie transportu do lokali wyborczych. PiS wymyślił, że wójt gminy wiejskiej lub wiejsko–miejskiej ma zapewniać bezpłatny przewóz pasażerski. Jak czytamy, "w celu wzięcia udziału w głosowaniu dla wyborców ujętych w spisie wyborców w stałym obwodzie głosowania położonym na obszarze danej gminy, jeżeli w ramach tej gminy nie funkcjonuje w dniu wyborów publiczny transport zbiorowy lub jeżeli najbliższy przystanek komunikacyjny funkcjonującego transportu zbiorowego oddalony jest o ponad 1,5 km od lokalu wyborczego”.
Te propozycje w niektórych gminach musiały wywołać konsternację. A nawet śmiech.
– Świetlic nawet tyle nie mamy – mówi wójt Krzysztof Zieliński. Tu dotychczas były cztery lokale wyborcze, według propozycji PiS powinno być ich 8, po jednej w każdym sołectwie. – W tej chwili mógłbym zorganizować tylko dwa dodatkowe lokale. Świetlica w jednej miejscowości w ogóle się nie nadaje. A druga jest na piętrze, więc też nie nadaje się do tego celu – mówi.
I co wtedy? – Nie wiem, co wtedy trzeba by zrobić. Ten sam lokal w innym miejscu? Na przykład w szkole zrobić dwa lokale, że z jednej strony wchodzą jedni, a z innej drudzy? Obiło mi się o uszy, że może zrobić lokal wyborczy na plebanii, w kościele? Ale to bez sensu – przyznaje.
Uważa, że już może lepszym i łatwiejszym do zrealizowania pomysłem byłoby zorganizowanie transportu do już istniejących lokali wyborczych zamiast tworzenia nowych lokali.
Jednak obecna propozycja ws. transportu wzbudza mieszane uczucia. – Da się podstawić busa, czy autobus. I tak dowozimy osoby starsze lub niepełnosprawne, jeśli ktoś zgłosi. To są jednak sporadyczne sytuacje, ze 3-4. Czy tym transportem ktoś przyjedzie na wybory? Szczerze mówiąc, wątpię. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś narzekał z powodu dojazdu do lokalu wyborczego – mówi wójt Książek.
Zastanawia się, czy zgodnie z nowelizacją, transport będzie np. w jego rodzinnej miejscowości. – Ma być 1,5 km od przystanku do lokalu? Przepraszam, ale to jest bardzo niezrozumiałe. W mojej miejscowości lokal jest w środku, a do granicy miejscowości jest 3 km. Czyli już tu musiałbym mieć transport? – mówi wójt gminy Książki.
"Nie wyobrażam sobie, jak można to zorganizować"
Wójt gminy Boronów w województwie śląskim od razu zaznacza – ma nadzieję, że nie będzie musiał tworzyć nowych lokali wyborczych. Jeszcze dobrze nie przeanalizował zmian, podkreśla, że gmina nie jest rozproszona. Jak mówi, nie jest duża, wszystko jest skupione wokół centrum Boronowa i nie jest daleko do lokali wyborczych, które znajdują się w Zespole Placówek Oświatowych.
– Mieszkańcy gminy Boronów od zarania wiedzą, gdzie są lokale wyborcze. Wszyscy mają do nich wydeptaną ścieżkę, więc ci, co będą chcieli, na pewno nie zabłądzą i do lokalu dotrą – mówi Krzysztof Bełkot.
Gdyby jednak miał tworzyć nowe lokale, wyczuwa problem. – W sołectwach nie mam budynków komunalnych, które mógłbym wskazać jako lokale wyborcze. Nie ma tam świetlic, nie ma strażnic, nie ma kościołów. Nie wyobrażam sobie, jak można by to zorganizować. Poza tym myślę, że nowe lokale mogłyby wywołać zamieszanie – uważa.
O ewentualnym transporcie na wybory, gdyby miał go zapewnić, mówi: – Mam zorganizowany transport gminny, ale tylko w dni powszednie i on jest darmowy. Ale w niedzielę go nie ma. A z powodu wyborów musiałbym go organizować dodatkowo.
Za transport ma płacić wojewoda. – Jeśli gminy będą musiały go zorganizować, będą mieć kolejne zadanie do zrealizowania. Każde zadanie to dodatkowy obowiązek, który, jak trzeba będzie, wykonamy – mówi Krzysztof Bełkot.
"Jak nam każą, to zorganizujemy"
Gminy dopiero zaczynają zapoznawać się ze zmianami przegłosowanymi przez Sejm, jeszcze, jak można wyczuć, nie wszystko jest dla nich jasne. Już jednak wybrzmiewa przekaz: "Za bardzo mi się to nie podoba, ale jak będzie trzeba, to się zorganizujemy", "Jak nam każą, to tak zrobimy. Tak jak ostatnio było z węglem".
Są też tacy, którzy dziś nie widzą problemu. – Obecnie mamy lokale wyborcze w 5 miejscowościach na 7. Zorganizowanie 2 dodatkowych lokali podobnie jak transportu do lokali wyborczych dla Gminy Brzyska nie będzie stanowić problemu – mówi Rafał Papciak, wójt gminy Brzyska na Podkarpaciu.
Są tacy, którzy jeszcze nie zawracają sobie tym głowy. – Nie mam czasu, do wyborów jeszcze daleko, mam inne problemy na głowie – stwierdził jeden z wójtów w środkowej Polsce.
Ale i tacy, u których być może nic się nie zmieni. – U mnie to będzie zmiana neutralna, nie będzie to miało żadnego wpływu. Mamy 5 lokali wyborczych, dwie wioski, nic się nie zmieni. Zmiany będą dotyczyć gmin, które mają kilka-kilkanaście małych wsi – mówi Mateusz Lichosyt, wójt Lipnicy Wielkiej na Podhalu.
Jego osobiste zdanie jest takie: – Uważam, że do tej pory było w porządku. Nikt przy wyborach nie mieszał i było ok. A to, że zmiany powstają tak szybko, bez większych konsultacji, to sami po cichu możemy sobie odpowiedzieć dlaczego. Jako samorządowcy jesteśmy zadaniowcami. Jeśli jest jakieś polecenie, na pewno wszystko wykonamy. Pokazała to m.in. pandemia i sytuacja z uchodźcami wojennymi. Każdy z samorządowców stanął na wysokości zadania.
"Wszystko jest do załatwienia, ale będzie to kosztowało"
Związek Gmin Wiejskich jeszcze sam nie zdążył przedyskutować proponowanych zmian. – Wszystko wchodzi nocą, z marszu, jako projekt poselski. Nikt tego nie opiniuje, nikt z nami nie konsultuje. Co ja zrobię, że w Warszawie wszystko wiedzą najlepiej? Stajemy się trochę organem wykonawczym tego państwa, bo nikt niczego z nami nie konsultuje. Ale trochę się tym martwimy – mówi Krzysztof Iwaniuk, prezes związku i wójt gminy Terespol.
Tłumaczy: – Zastanawiam się, czy mnożenie punktów wyborczych przyniesie efekt. Czy to zachęci ludzi, żeby pójść na wybory, skoro będą mieli bliżej? Tak samo z autobusami. Sam jeszcze nie wiem, jak to technicznie zorganizować u siebie. Dookoła padły wszystkie PKS-y, ale autobusy mamy w swojej spółce, bo musimy czymś dowozić dzieci do szkoły. W niedzielę nie dowozimy, ale damy sobie radę. Autobusy rozjadą się po 25 miejscowościach, chłopaki sobie dorobią.
Zastanawia się też, skąd wziąć ludzi do komisji. – Zawsze był kłopot z obsadą komisji. Nie wszędzie są obiekty, w których można stworzyć lokale wyborcze. Na pewno damy radę, bo samorządy nauczyły się liczyć na siebie. Jeśli takie prawo będzie, na pewno staniemy na wysokości zadania. Tylko czy przyniesie to jakieś efekty? Ja śmiem wątpić. Oprócz tego, że wzrosną koszty – mówi.
Śmieje się jeszcze na fragment dotyczący wieku w ustawie, który mówi o tym, że "wyborca niepełnosprawny o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, oraz wyborca, który najpóźniej w dniu głosownia kończy 60 lat, mają prawo do bezpłatnego transportu z miejsca zamieszkania do lokalu wyborczego właściwego dla obwodu głosowania".
– Dlaczego od 60. roku życia, a nie np. 75?. Aż się uśmiałem, że mi to przysługuje. Że jak się zgłoszę do gminy, to gmina ma mi taki transport zorganizować. Jestem bardzo zdumiony, chyba wystąpię do wójta, żeby dowiózł mnie do lokalu, który mam naprzeciwko – żartuje wójt Terespola.
Oczywiście, że wszystko jest do załatwienia, ale będzie to więcej kosztowało. Czy z tego ktoś skorzysta? Nie przesądzam, ale stawiam znak zapytania. Wydaje mi się, że frekwencja niewiele wzrośnie, bo dojazd do lokalu wyborczego nie był wielką przeszkodą. Ludzie jakoś sobie radzą. Jeśli ktoś chciał wziąć udział w wyborach, to nie był problem