Byłe i obecne pracownice Centrum Praw Kobiet ujawniły, w jaki sposób wygląda praca z szefowymi organizacji - Urszulą Nowakowską i Grażyną Bartosińską. Społeczniczki mówią o mobbingu, wyzwiskach, braku umów, których konsekwencjami były poważne problemy ze zdrowiem psychicznym.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Centrum Praw Kobiet od 1993 roku wspiera i pomaga kobietom doświadczającym przemocy. Założycielką CPK jest Urszula Nowakowska
Po 30 latach byłe i obecne pracownice organizacji oskarżyły Nowakowską o mobbing. W rozmowie z Onetem opowiedziały swoje historie
– To tutaj normalne, niejedna z nas płakała przez Urszulę – mówią społeczniczki
Mobbing w Centrum Praw Kobiet? "Na zewnątrz jest pięknie, w środku syf"
"Na zewnątrz jest pięknie, w środku syf" – tak sytuację w Centrum Praw Kobiet opisuje Onet. Urszuli Nowakowskiej zarzucono upokarzanie pracownic, zatrudnianie ich bez umów, a nawet wynagrodzenia.
Anna, Joanna, Małgorzata i Kasia opowiedziały o swoich traumatycznych doświadczeniach. Jak deklarują, praca w fundacji kosztowała je zdrowie psychiczne.
– Wrzeszczały na mnie, że co ja sobie wyobrażam, że moja praca jest kompletnie do niczego, że (...) jestem bezczelna, że je oszukałam – wspomniała Anna. – W moim odczuciu była szorstka i nieprzyjemna, nie wywiązywała się ze wspólnych ustaleń, gubiła dokumenty do podpisu – dodała Joanna.
Podczas jednej z konfrontacji Nowakowska miała zarzucić pracownicom, że "tworzą przeciwko niej jakiś front". – Że budujemy podziały w fundacji, że to działa na naszą i organizacji niekorzyść. To było obrzydliwe – przytoczyła.
– Prezeska na ostatnią chwilę kwestionowała wcześniej podjęte decyzje, wypierając się tego, że sama je podejmowała – zarzuciła. Jak wspomniała, po wyjściu z jednego ze spotkań, zaczęła płakać.
– Od pocieszających mnie pracownic CPK usłyszałam: To tutaj normalne, niejedna z nas płakała przez Urszulę – powiedziała. Joanna wskazała, że przez pracę w Centrum Praw Kobiet musiała korzystać z leków uspokajających.
– Leciałam na lekach uspokajających, jak chciałam je odstawić, zaczynałam się dusić ze stresu (...). To był stres, który jeszcze przyniosłam ze sobą z CPK – wyjaśniła.
Katarzyna zaś powiedziała, że bez Urszuli - z którą kontakt i tak miał być bardzo utrudniony - nie można było zrealizować nawet prostych czynności. – Nie da się niczego zrobić bez Urszuli, zaczynając od głupot, jak kwestia zakupu papieru toaletowego – przyznała.
– Dziewczyny w sekretariacie muszę teraz wpisywać, kiedy wychodzą do sklepu na chwilę – ujawniła, po czym podsumowała: – to miejsce totalnie patologicznych relacji międzyludzkich, których źródłem jest prezeska.
Onet poprosił Urszulę Nowakowską o odniesienie się do relacji bohaterek materiału. Poproszono przedstawicielkę Centrum Praw Kobiet o spotkanie lub rozmowę telefoniczną. Dyrektorka zażądała jednak skierowania pytań drogą mailową. Jak deklaruje serwis, wciąż nie odesłała odpowiedzi.
Oświadczenie zarządu CPK (Urszuli Nowakowskiej i Grażyny Bartosińskiej) zamieściła natomiast "Gazeta Wyborcza".
"Według posiadanej wiedzy, Rada Nadzorcza CPK powołała komisję antymobbingową, której zadaniem jest wyjaśnienie zarzutów stawianych przez ZZ. Wszystkie kwestie związane z finansami fundacji i prawidłowością ich będą wyjaśnione przez profesjonalnych audytorów, powołanych przez Radę Nadzorczą" – czytamy w tekście "Wyborczej".