– Na juwenaliach nie grają niezależne studenckie zespoły, tylko wielkie gwiazdy, a same imprezy stały się profesjonalnie zarządzanymi spektaklami, za którymi stoją duże pieniądze. Wykładają je koncerny piwowarskie lub operatorzy telefonii komórkowej – mówi Krzysztof Skiba.
Pisarz Krzysztof Varga w rozmowie z "Newsweekiem" z goryczą mówi o niezwykłej popularności discopolowej piosenki "Ona tańczy dla mnie". Varga twierdzi, że jej fenomen ostatecznie przekreśla podział na kulturę wysoką i niską, tylko na taką, która się dobrze lub źle sprzedaje. Z przykrością zauważa też, że “discopolizacja” dotknęła też elitarnej kiedyś kultury studenckiej:
Kultura studencka – czy to w ogóle istnieje?
– Nie chodzi już o to, jaka jest kultura studencka. Wątpliwe jest, czy w ogóle istnieje – mówi Krzysztof Skiba, lider grupy “Big Cyc”. Muzyk otwarcie przyznaje, że nie ma żadnego porównania między dzisiejszą sytuacją, a czasami, gdy w jednym z akademików powstawał jego zespół.
– Kiedyś środowiska studenckie tworzyły taką zatokę, w której schować się mogli różni buntownicy i kontestatorzy. Na uczelniach rozwijała się alternatywna, niszowa, szlachetna kultura. Nie chcę popadać w patos, ale wtedy to naprawdę była dla nas walka i sztandar – wspomina. Skiba podkreśla też, że dziś studenci nie tworzą już żadnego zwartego środowiska, ani tym bardziej nie są w stanie “wykreować” kulturowego zjawiska na miarę dawnych teatrów lub kabaretów studenckich, czy też bardów pokroju Gintrowskiego lub Kaczmarskiego.
Trudno nie zgodzić się z opinią wokalisty: już sam ogromny wzrost liczby studiujących oraz uczelni sprawił, że trudno oczekiwać, by studenci stanowili elitarną grupę. – Dziś w Katowicach jest trzykrotnie więcej studentów, niż jeszcze 20-30 lat temu. Co więcej, jest też znacznie więcej miejsc, w których mogą się bawić – mówi właściciel jednego z katowickich studenckich klubów. Jego zdaniem to właśnie sprawia, że lokale “niestudenckie” i te związane z uczelniami niewiele się od siebie różnią.
Koncerty disco-polo kontra wieczorki z Kaczmarskim
– Kiedyś uczelnie łożyły na działalność klubów duże pieniądze. Dziś działamy na wolnym rynku i musimy utrzymać się tak samo, jak inni. Trzeba działać komercyjnie – kwituje mój rozmówca. Podkreśla jednak, że wciąż stara się utrzymać pewną “elitarność” miejsca, które prowadzi: co do zasady, wpuszczani są tam jedynie studenci i absolwenci. – To sprawia, że nasi klienci sami przyznają, że atmosfera jest tu inna. Jest spokojniej, kulturalniej, rzadziej zdarzają się rozróby – ocenia.
Z tym, że kultura studencka straciła swój wyjątkowy status nie zgadza się Katarzyna Panas, przewodnicząca Uczelnianej Komisji Kultury Samorządu Studentów UJ. – Nie można generalizować i lansować tezy, że dziś “studenci słuchają disco polo”. Na uniwersytetach są różne grupy. Wiele z nich kultywuje elementy dawnej, “tradycyjnej” kultury studenckiej. Działają kabarety, a my sami organizowaliśmy wieczory piosenki Jacka Kaczmarskiego – wylicza Panas i podkreśla, że imprezy z tego cyklu cieszyły się dużym sukcesem frekwencyjnym – przyszło ponad 700 osób.
Czym jednak jest 700 osób w porównaniu z publiką przybywającą co roku na juwenalia, które odbywają się we wszystkich większych polskich miastach? Tymczasem zgodnie z intuicją Krzysztofa Vargi, akurat na tych imprezach już od dość dawno przestano przejmować się dbałością o “elitarność” promowanych zespołów. Obok wykonawców od dawna kojarzonych z juwenaliami, jak rockowe grupy Kult czy T.LOVE, studentów zabawiają też artyści disco-polo. Mało kogo to dziś dziwi.
– Kiedy okazało się, że grają po nas discopolowcy, byłem zszokowany – wspomina juwenaliową imprezę sprzed 12 lat Krzysztof Skiba. – Wtedy zapraszano ich trochę dla śmiechu, ale dziś chyba już się zadomowili na uniwersyteckich imprezach – ocenia. – Dziś patrzę na to raczej z pewnym rozbawieniem, choć rozumiem, że czasu się zmieniają – mówi.
Przemysław Karolczyk, założyciel portalu uwolnijmuzyke.pl, już w czasach studenckich zajmował się promocją młodych, niezależnych artystów. Kiedy pytam go o juwenalia i to, czego dziś słuchają studenci, mówi: – Nie są to w większości bardzo wysublimowane gatunki muzyczne. Na imprezach z okazji juwenaliów grają raczej popularne zespoły, kojarzone z popowymi stacjami w stylu RMF FM czy Eska – ocenia. Podkreśla jednak, że nie powinno to być powodem do rozrywania szat: – Nie dziwi, że w czasach ogromnej obfitości i dostępności muzyki, organizatorzy stawiają na “pewniaki” w stylu “Ona tańczy dla mnie” czy “Gangnam Style”. Takie piosenki świetnie się sprawdzają w luźnej atmosferze zakrapianej alkoholem studenckiej imprezy, bo są swoistym “wspólnym mianownikiem”. Niemal każdy je zna – mówi Karolczyk.
Gdzie ten bunt?
Krzysztof Skiba zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt dzisiejszej kultury studenckiej: brak buntu: – Kiedyś studenckie kluby były “bezpiecznymi zatokami”, które przyciągały niepokornych, ambitnych twórców, nie mogących sobie znaleźć miejsc na oficjalnej, poddanej cenzurze scenie muzycznej PRL – mówi Skiba.
Dziś “buntować się” można teoretycznie wszędzie, chociażby korzystając z YouTube’a, który jest furtką na cały świat. Skiba twierdzi jednak, że studenci w XXI wieku wcale buntować się nie chcą: – Na juwenaliach nie grają niezależne studenckie zespoły, tylko wielkie gwiazdy, a same imprezy stały się profesjonalnie zarządzanymi spektaklami, za którymi stoją duże pieniądze. Wykładają je koncerny piwowarskie lub operatorzy telefonii komórkowej – mówi.
Czyżbyśmy byli więc świadkami śmierci zjawiska nazywanego kulturą studencką? I tak, i nie. Z całą pewnością trzeba przyznać rację reprezentantom starszego pokolenia, którzy podkreślają, że studenci nie tworzą już jak kiedyś jednorodnej grupy, będącej spójną, kulturalną elitą. Skąd jednak pewność, że kiedykolwiek tak było? Tak czy inaczej, nie jest też tak, że “studenckość” rozpłynęła się już zupełnie w morzu pop-kulturalnej nijakości. Przemysław Karolczyk podkreśla np. wysoki poziom dzisiejszych studenckich rozgłośni radiowych: – Mamy bardzo dobre studenckie radiostacje, promujące naprawdę ciekawą muzykę. Według mnie są wśród nich takie, które można zaliczyć do najlepszych w Polsce – ocenia.
Reklama.
Krzysztof Varga
dla "Newsweeka"
Klub studencki kojarzy się raczej z Kazikiem czy Grabażem. Ale elitarność kultury studenckiej to już dawno mit. Ludzie, którzy przyjeżdżają na studia do Warszawy czy Krakowa np. z kwitnącego kulturą disco polo Podlasia, po prostu mają taki gust. I go importują do środowisk studenckich. CZYTAJ WIĘCEJ
Krzysztof Skiba
Na Juwenaliach nie grają niezależne studenckie zespoły, tylko wielkie gwiazdy, a same imprezy stały się profesjonalnie zarządzanymi spektaklami, za którymi stoją duże pieniądze. Wykładają je koncerny piwowarskie lub operatorzy telefonii komórkowej.