
– Na juwenaliach nie grają niezależne studenckie zespoły, tylko wielkie gwiazdy, a same imprezy stały się profesjonalnie zarządzanymi spektaklami, za którymi stoją duże pieniądze. Wykładają je koncerny piwowarskie lub operatorzy telefonii komórkowej – mówi Krzysztof Skiba.
Klub studencki kojarzy się raczej z Kazikiem czy Grabażem. Ale elitarność kultury studenckiej to już dawno mit. Ludzie, którzy przyjeżdżają na studia do Warszawy czy Krakowa np. z kwitnącego kulturą disco polo Podlasia, po prostu mają taki gust. I go importują do środowisk studenckich. CZYTAJ WIĘCEJ
Kultura studencka – czy to w ogóle istnieje?
– Nie chodzi już o to, jaka jest kultura studencka. Wątpliwe jest, czy w ogóle istnieje – mówi Krzysztof Skiba, lider grupy “Big Cyc”. Muzyk otwarcie przyznaje, że nie ma żadnego porównania między dzisiejszą sytuacją, a czasami, gdy w jednym z akademików powstawał jego zespół.
– Kiedyś uczelnie łożyły na działalność klubów duże pieniądze. Dziś działamy na wolnym rynku i musimy utrzymać się tak samo, jak inni. Trzeba działać komercyjnie – kwituje mój rozmówca. Podkreśla jednak, że wciąż stara się utrzymać pewną “elitarność” miejsca, które prowadzi: co do zasady, wpuszczani są tam jedynie studenci i absolwenci. – To sprawia, że nasi klienci sami przyznają, że atmosfera jest tu inna. Jest spokojniej, kulturalniej, rzadziej zdarzają się rozróby – ocenia.
Na Juwenaliach nie grają niezależne studenckie zespoły, tylko wielkie gwiazdy, a same imprezy stały się profesjonalnie zarządzanymi spektaklami, za którymi stoją duże pieniądze. Wykładają je koncerny piwowarskie lub operatorzy telefonii komórkowej.
Przemysław Karolczyk, założyciel portalu uwolnijmuzyke.pl, już w czasach studenckich zajmował się promocją młodych, niezależnych artystów. Kiedy pytam go o juwenalia i to, czego dziś słuchają studenci, mówi: – Nie są to w większości bardzo wysublimowane gatunki muzyczne. Na imprezach z okazji juwenaliów grają raczej popularne zespoły, kojarzone z popowymi stacjami w stylu RMF FM czy Eska – ocenia. Podkreśla jednak, że nie powinno to być powodem do rozrywania szat: – Nie dziwi, że w czasach ogromnej obfitości i dostępności muzyki, organizatorzy stawiają na “pewniaki” w stylu “Ona tańczy dla mnie” czy “Gangnam Style”. Takie piosenki świetnie się sprawdzają w luźnej atmosferze zakrapianej alkoholem studenckiej imprezy, bo są swoistym “wspólnym mianownikiem”. Niemal każdy je zna – mówi Karolczyk.
Krzysztof Skiba zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt dzisiejszej kultury studenckiej: brak buntu: – Kiedyś studenckie kluby były “bezpiecznymi zatokami”, które przyciągały niepokornych, ambitnych twórców, nie mogących sobie znaleźć miejsc na oficjalnej, poddanej cenzurze scenie muzycznej PRL – mówi Skiba.

