W środę (1 marca) Jerzego Stuhra uznano za winnego, wymierzając mu karę grzywny w wysokości 200 stawek dziennych po 60 złotych i trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Aktor nie wysłuchał osobiście wyroku wygłoszonego przez krakowskiego sędziego, bo nie pojawił się na rozprawie. Artysta ma problemy zdrowotne.
Reklama.
Reklama.
1 marca odbył się proces Jerzego S., który odpowiadał za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości
Aktor nie pojawił się w sądzie i zapadł wyrok skazujący. Nie zostanie pozbawiony wolności
Artysta dostał 3-letni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Musi także wpłacić 6 tys. zł na fundusz postpenitencjarny
Jak obecnie czuje się 75-letni aktor?
Jak obecnie czuje się Jerzy Stuhr? Aktor wyznał, że jest schorowany
Podczas środowej rozprawy sędzia Tomasz Rutkowski odczytał wyjaśnienia aktora. Jerzy Stuhr zeznał m.in., że 17 października wypił trzy, cztery lampki wina do obiadu.
Zapomniał o tym, że miał umówiony tego dnia wywiad z dziennikarzem. Ocenił, że czuje się na tyle dobrze i w pełni sił, aby wsiać za kółko. Na spotkanie jechał bocznymi drogami – z powodu remontu ul. Królowej Jadwigi.
Aktor podkreślił, że ma poważne problemy ze słuchem. Wyjaśnił, że początkowo nie zorientował, że motocyklista coś do niego mówi, stąd urodził się wniosek o rzekomej ucieczce z miejsca zdarzenia po potrąceniu uczestnika ruchu drogowego.
Jak obecnie czuje się Jerzy Stuhr? Nadmienił, że "obecnie jest schorowany i praktycznie nie pije nic mocniejszego".
Pełnomocnik Stuhra złożył w jego imieniu wniosek, w którym wyraził wolę dobrowolnego poddania się karze. Wyrok zapadł bez udziału aktora. Został uznany winnym prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu - sąd ukarał aktora grzywną w wysokości 12 tys. zł i orzekł wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów przez trzy lata (od 17 października).
Ponadto ma zapłacić kwotę 6 tys. zł na fundusz poszkodowanych w wypadkach i 4 tys. zł na poczet kosztów sądowych. Wyrok nie jest prawomocny. Zarówno prokurator, jak i obrońca Jerzego S. nie powiedzieli, czy zamierzają odwołać się od wyroku.
Były rektor PWST w Krakowie nigdy nie krył się ze swoimi problemami ze zdrowiem i mówił o nich publicznie. Razem z żoną od lat wspiera działające już od ponad 2 dekad krakowskie Centrum Psychoonkologii Unicorn, gdzie podczas specjalnych warsztatów z pacjentami cierpiącymi na nowotwory, stara się pomóc wszyscy, którzy tracą wiarę w to, że są w stanie pokonać chorobę.
Jak Jerzy Stuhr pokonał raka? W rozmowie z naTemat dał cenne rady. – Kiedy pytają mnie, co jest niezbędne do tego, by pokonać raka, to wyjaśniam, że przede wszystkim potrzebna jest ogromna siła woli. Często pacjenci po usłyszeniu diagnozy czują się okropnie zagubieni. Myślą, że wszystkim zajmie się lekarz. To nieprawda. Ja się bardzo wcześnie zorientowałem, że tę siłę muszę znaleźć w sobie sam, bo jakbym jeszcze zaczął czekać, to bym się nie doczekał... – wspominał aktor.
– Przede wszystkim nie wolno ukrywać, że jest się chorym. Ludzi dosłownie zżera to, że chcą udawać, że sobie ze wszystkim radzą. Nie chcą okazać słabości. Wstydzą się chorować. Szybko zrozumiałem, że trzeba o tym powiedzieć głośno. To pozwala na to, by poczuć ulgę i daje poczucie, że się od czegoś uwolniliśmy.
– Zarówno ja, jak i inne osoby publiczne, które zdecydowały się mówić otwarcie o chorobie, byliśmy pionierami w tym, że nie ukrywaliśmy, co nam dolega. Jak zobaczyliśmy, że to może pomagać współcierpiącym, to potem wykorzystywaliśmy to świadomie – nie krył Jerzy Stuhr.
– Walkę z chorobą podejmuje się atawistyczne - przynajmniej w moim wypadku - tak jak zwierzę, które się nie zastanawia i nigdy nie kapituluje. Ja miałem tak samo – mówił Stuhr.
– Przez myśl mi nawet nie przeszło, że mogę przegrać. Cały czas przy życiu trzymało mnie to, co mam jeszcze do wykonania – podkreślał aktor, opisując najmroczniejsze wspomnienia z trudnego okresu walki z nowotworem.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.
W prawym uchu mam aparat słuchowy. W trakcie jazdy ul. Reymonta zorientowałem się, że wyładowała mi się w nim bateria. Jak się wyciągnie ten aparat z ucha, jakiś procent słyszalności jest. Jednak jak się pozostawi rozładowane urządzenie w uchu, to działa jak zatyczka, jak korek i praktycznie nie ma żadnej słyszalności. To rozładowanie nastąpiło dosłownie chwilę przed zdarzeniem. Nie miałem co zrobić w trakcie jazdy z tym aparatem. Po zdarzeniu nic nie słyszałem na prawe ucho, a moje zetknięcie z tym skuterem było właśnie z prawej strony. Stąd widząc mężczyznę, który mnie zaczepia na skuterze, krzyczy na mnie i mnie wyzywa, nie wiedziałem, co się dzieje. Czemu on się tak zachowuje i z obawy o dalszą eskalację o jego zachowanie wydawało mi się bezpieczniej odjechać.