"Sługa Narodu" to polska wersja... "Sługi Narodu", czyli ukraińskiego serialu z Wołodomyrem Zełenskim. W remake'u Polsatu w głównego bohatera wcielił się Marcin Hycnar. Czy też zostanie prezydentem? Biorąc pod uwagę jego grę aktorską i stan dzisiejszej polityki, oddałbym na niego swój głos. A jak wypada polski serial? Tego dowiecie się z tejże recenzji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Reżyserami i autorami scenariusza polskiej adaptacji "Sługi Narodu" są Okił Khamidov ("Świat według Kiepskich") oraz Maciej Bieliński (do tej pory reżyserował głównie etiudy szkolne).
W obsadzie oprócz Marcina Hycnara znaleźli się: Krzysztof Dracz, Danuta Stenka, Dorota Kolak, Sławomir Orzechowski, Magdalena Popławska, Hanna Konarowska-Nowińska, Wojciech Wysocki, Mirosław Zbrojewicz i Krzysztof Stelmaszyk
Serial "Sługa Narodu" będzie mieć premierę na Polsacie w sobotę 4 marca o 20:00.
Tego samego dnia na platformie Polsat Box Go wyląduje cały pierwszy sezon. Liczy 24 odcinki.
Widziałem przedpremierowo pierwsze cztery epizody. I raczej na tym nie poprzestanę.
Oryginalny "Sługa Narodu" (emitowany w latach 2015-2019) to serial, który stał się rzeczywistością. Popularny komik Wołodymyr Zełenski grał w nim zwykłego nauczyciela historii, który w wyniku różnych zbiegów okoliczności został prezydentem, a potem w prawdziwym życiu sam stanął na czele państwa jako "Sługa Narodu" (tak też zresztą nazwał swoją partię). Ciąg dalszy tej historii znacie.
Ukraiński serial stał się kultowy nie tylko z tego powyższego powodu, ale po prostu sam sobie był świetny. Widzowie docenili go za grę aktorską, humor oraz błyskotliwe spostrzeżenia dotyczące otaczającej ich rzeczywistości. Przedstawiona w nim historia jest na tyle uniwersalna, że nawet bez znajomości politycznych niuansów mogła się podobać również za granicą. A po drobnych zmianach i dać się zaadaptować, co też uczynił producent Polot Media na zlecenie Polsatu.
O czym jest serial Polsatu "Sługa Narodu"?
W polskiej wersji Marcin Hycnar również gra lubianego przez uczniów, nieco ciamajdowatego, ale dobrodusznego nauczyciela historii. Życie Ignacego Koniecznego tak się ułożyło, że po 30-stce wylądował ponownie w mieszkaniu z rodzicami. Ojciec-taksówkarz wierzy, że jego syna stać na coś więcej. Zresztą jest wykształcony, ma ogromną wiedzę, a w pierwszej scenie widzimy go z książką Plutarcha na twarzy, bo usnął w trakcie czytania.
Życie potrafi być jednak bardzo nieprzewidywalne. Na przerwie wuefista zasugerował, że matematyka jest ważniejsza od historii. I wtedy Ignacy się odpalił. Wygłosił płomienne, pełne przekleństw (w tym niesławne powiedzonko "ch*j, dupa i kamieni kupa") przemówienie, w którym powiedział, co mu serduchu leży, dlaczego w tym kraju jest tak źle od 30 lat i jakby "rozpi***ł w ch*j tę całą elitę z tupetem i pogardą dla zwykłego człowieka", gdyby został prezydentem.
Monolog został przypadkowo zauważony przez jednego z uczniów, nagrany z ukrycia i wrzucony do sieci. Szybko stał się viralem, w szkole wybuchł skandal, ale reszcie społeczeństwa to się spodobało i stwierdzili, że gdyby startował w wyborach, to by na niego głosowali. I tak też się stało, ale nie od razu i nie tak po prostu, ale odkrycie tego pozostawiam już widzom.
Serial toczy się na dwóch planach czasowych (przynajmniej na początku) - w teraźniejszości, kiedy Ignacy już jest prezydentem, a także w przyszłości, kiedy dowiadujemy się, jak do tego doszło. Nie wiemy więc wszystkiego od razu, a wątki, które wydają się nam niejasne, z czasem zostają wyjaśnione. Jest więc sporo zwrotów akcji i momentów, w których sobie myślimy "ach, to tak było!" (no, może nie dosłownie).
Jednak jeśli oglądaliśmy wcześniej ukraińską wersję – polska może nas w ogóle nie zaskoczyć. Nie widziałem całości serialu z Zełenskim, tylko fragmenty (odcinki są np. na YouTube), ale nawet to mi wystarczyło, by zauważyć, że niektóre sceny zostały przeniesione jeden do jednego.
Wierniejszej adaptacji w życiu nie widziałem. Czy to wada?
Oczywiście są pewne zmiany, tj. polski serial dzieje się w Warszawie, z nowym prezydentem odwiedzimy Belweder, a jego siostrzenica lubi zespół Enej (i to też nie przypadek, bo to polsko-ukraiński zespół). Smaczków jest więcej, ale cała fabuła, postacie, wątki, scenografia są niemalże identyczne. Prezydenci nawet mają te same, ikoniczne już, podkoszulki, co widzieliście na zdjęciu głównym.
Często przy ekranizacjach książek, gier czy komiksów wybucha w sieci burza, bo ten i ten bohater miał w oryginale inną kurtkę, a na stronie 420. powiedział tak i tak. Tutaj mamy do czynienia z adaptacją absolutną. I jak widać, to też nie jest idealne rozwiązanie, bo rodzi się pytanie: po co? Nie widziałem oryginału, więc zupełnie mi to nie przeszkadza, ale fani serialu z Zełenskim mogą mieć niezłe deja vu.
Może to też wynikać z warunków samej licencji na adaptację, jak i tego, że nie ma sensu naprawiać czegoś, co działa. Oryginał widzieli też pewnie nieliczni. Nie da się też ukryć, że polska i ukraińska mentalność, moda, meblościanki czy polityka (pod względem kolesiostwa, korupcji itd.) aż tak bardzo się od siebie nie różnią. W zasadzie ten scenariusz mógłby się wydarzyć praktycznie wszędzie, gdzie jeszcze funkcjonuje jako taka demokracja.
"Sługa Narodu" to trochę "Ucho Prezesa", ale z większym rozmachem i fajniejszym głównym bohaterem
Ostatnio oglądałem m.in. "The Last of Us" na HBO Max i zacząłem nowy sezon "Mandaloriana" na Disney+. Kiedy więc włączyłem "Sługę Narodu" na Polsat Box Go, wpadłem w przepaść dzielącą polski serial typowo telewizyjny z produkcjami z budżetami podobnymi do filmów kinowych. Dlatego też głupotą byłoby je porównywać, ale trzeba też rozgraniczyć te dwa światy, dać szansę i zaakceptować pewną konwencję.
Serialowi Polsatu bliżej jest do "Ucha Prezesa" niż do "House of Cards". Jest swojski, skromny, czasem przypomina skecze kabaretowe (rzecz jasna nie zabrakło żarciku z chłopem, który nie tyle przebrał się za babę, a miał kobiecy głos), ale oryginał zrobili dosłownie kabareciarze ze studia "Kwartał 95", zatem tak musiało być (a może właśnie ulepszenie tego mogłoby być lepszym punktem zaczepnym remake'u?), a epizodyczne postacie są drętwe. Za to np. zdjęcia stoją na wysokim poziomie i wygląda pod tym względem o wiele lepiej niż większość telewizyjnych seriali w polskiej telewizji.
Są za to przejścia między kadrami jak w prezentacji Power Point i infantylna muzyczka w tle (a piosenka z napisów początkowych jest tak zła, że za każdym razem ją przewijałem), która oznajmia nam, że teraz ma być śmiesznie. Czuć w tym wszystkim rękę Okiła Khamidova, ale nie jest to tak absurdalna i pełna gagów komedia jak "Kiepscy". Nie brakowało mi tchu od śmiania się, czasem się zażenowałem, jednak wiele razy faktycznie się uśmiechnąłem, a nawet prychnąłem pod nosem lub telepatycznie wyraziłem swoje uznanie.
Marcin Hycnar jako Ignacy Konieczny kradnie całe show
To przede wszystkim zasługa Marcina Hycnara. Nie kojarzyłem go wcześniej, bo zbyt często nie chadzam do teatru, a to właśnie tam rozwinął lwią część swojej kariery i zdobywał nagrody. Jest też wziętym aktorem dubbingowym (był np. głosem Zimowego Żołnierza, Sonica i Stuarta Malutkiego), a w serialach i filmach grał epizody. Po "Słudze Narodu" może być go jednak więcej na ekranie, bo wszyscy wreszcie odkryją, jaki talent był skrywany na deskach teatralnych.
Mnie kupił niemalże od razu, a wspomniana scena wściekłości czy późniejszego przemówienia na zaprzysiężeniu jest perfekcyjna i oglądałem ten serial już głównie dla niego. Czuć w jego kreacji szczerość, niezachwianą moralność i dobre intencje Ignacego, ale też charyzmę i zdolność do porwania tłumu. Kto nie marzy o takim prezydencie? Naprawdę nie dziwię się, że Ukraińcy potem głosowali na Zełenskiego, bo pewnie niektórym wydawało się, że to ta sama osoba, którą widzieli w serialu (a później nawet przerósł oczekiwania).
Przeciwwagą dla niego jest pan premier grany przez Krzysztofa Dracza, który doradza mu i pomaga w byciu prezydentem, ale nie ma w tym już tak czystych zamiarów. On jest już typowym politykiem w tym najgorszym wydaniu: przyjemniaczek, który czuje się ponad innymi i nadużywa swojej władzy. I to też jest świetna rola. Tych dwóch panów jest najwięcej w serialu, a że widziałem dopiero cztery odcinki, to jeszcze nie mam innych faworytów, choć ojciec Ignacego (Sławomir Orzechowski) też jest super, bo jest do bólu "polski".
Nowy serial Polsatu nie jest arcydziełem, ale i tak obejrzę cały pierwszy sezon
"Sługa Narodu" to prosta produkcja, ale jej siła drzemie w głównym bohaterze (w dodatku doskonale zagranym), jego perypetiach i opowiadanej historii, która jest bliska większości z nas. Zwłaszcza tym, którzy mają dość rządowych afer i... generalnie rządu, czy to tego, czy poprzedniego. Serial nie staje po stronie żadnej partii, ale krytykuje ogólnie system, brudną politykę i mechanizmy, z których korzysta władza.
Też liczymy na rewolucję, ale nie widzimy, kto by mógł ją przeprowadzić. I już naprawdę niektórzy woleliby zagłosować na ogarniętego nauczyciela niż kolejnego umoczonego polityka. Serial w prześmiewczy sposób (choć życie udowodniło, że nie takie rzeczy są możliwe) daje namiastkę tego, jakby to mogło wyglądać w praktyce. Dlatego też będę go oglądać dalej, bo sam jestem ciekaw.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.