Lance Armstrong był inny. Spięty, zdenerwowany. W programie "Next Chapter" przyznał się. Wreszcie. "Brałem doping. Stosowałem EPO. Dokonywałem transfuzji krwi. Były też inne środki. Tak, za każdym razem Tour de France wygrywałem dzięki dopingowi". Taką wyliczankę zafundował widzom już na samym początku. Armstrong – człowiek, któremu kiedyś w Pirenejach krzyknąłem do ucha, że jest "the best". Dla wielu będzie już zawsze największym sportowym oszustem. Dla mnie pozostanie postacią, którą bardzo ciężko jest jednoznacznie ocenić. Skomplikowaną, w której miesza się dobro i zło.
Jednego jestem pewien. Obejrzeliśmy wywiad, który przejdzie do historii telewizji. Bez dwóch zdań. Z jednej strony Oprah Winfrey – znakomicie przygotowana, zadające odważne i ciekawe pytania. A z drugiej ten, którego do niedawna uważano za jednego z największych sportowców wszech czasów. I który teraz wyznaje swoje grzechy. Ciężkie grzechy. Grzechy, z którymi ciężko będzie pogodzić się wielu jego fanom.
Dobra rozmowa powinna zacząć się z przytupem. Mocno, kontrowersyjnie, tak, żeby pytania i odpowiedzi pozostały w głowie. Może też zacząć się spokojnie, stopniując napięcie i najlepsze zachowując na koniec - tak, jak było w przypadku rozmowy Davida Frosta z Richardem Nixonem o aferze Watergate, którą świetnie oddał niedawno w filmie Ron Howard. Oprah Winfrey, w rozmowie zkolarzem wybrała pierwszą opcję. – Ustaliliśmy, że mogę pytać o wszystko. Dlatego już na samym początku muszę zadać pytania, które od pewnego czasu chce ci zadać wielu ludzi na świecie – powiedziała Oprah na wstępie. Potem dowiadujemy się, że będzie krótka piłka. Lance powie po prostu "tak" albo "nie". I mamy następujący fragment:
– Czy kiedykolwiek brałeś niedozwolone substancje, by poprawić swoje wyniki?
– Tak.
– Czy wśród tych substancji było EPO?
– Tak.
– Czy kiedykolwiek dokonywałeś transfuzji krwi?
– Tak.
– Czy stosowałeś kiedykolwiek inne niedozwolone substancje, jak testosteron, kortyzon czy hormon wzrostu?
– Tak.
– Podczas wszystkich swoich siedmiu wygranych w Tour de France stosowałeś niedozwolone substancje albo wpływałeś na swoją krew?
– Tak.
– Czy według ciebie było w ogóle możliwe, by wygrać Tour de France bez dopingu? Siedem razy z rządu?
– Według mnie nie.
Tu zobaczysz niezwykły początek wywiadu:
Mówi to człowiek, który dla wielu był wzorem. Przykładem, że można dokonać niemożliwego. Był zaawansowany nowotwór, rak jądra, był nawet moment, że dawano mu nikłe szanse na przeżycie. A on nie tylko przeżył, to jeszcze wrócił do sportu. I to jak wrócił. Wygrał siedem razy Tour de France. Siedem razy z rzędu. Zresztą o niemożliwości jego osiągnięć przekonałem się sam.
You're the best!
To było dobrych kilkanaście lat temu. Byłem z rodzicami we Francji w Grenoble, mieliśmy przejechać w dwa dni do Hiszpanii. Akurat kupiłem "L’Equipe" i zobaczyłem, że następnego dnia jest etap w Pirenejach, blisko naszej trasy. Pojechaliśmy. Byliśmy kilka godzin przed kolarzami, ustawiliśmy się tuż przy trasie, na ostatnim podjeździe, jakieś osiem kilometrów przed metą. Pamiętam, że najpierw minął nas uciekający Francuz, Laurent Jalabert. Potem przerwa. Długa. Minuta, dwie, nie - więcej, chyba ze cztery. Pomyślałem, że zostaje już tylko walka o drugie miejsce. W końcu grupa. Od razu go wypatrzyłem. Gdy mijali nas, ludzie zaczęli się drzeć. Też krzyknąłem: "Go, go, go Lance, you’re the Best!”. Wszyscy krzyczeli coś podobnego.
Jak schodziliśmy do auta, nie znaliśmy wyników. Ale pamiętam, że jakiś Hiszpan krzyczał do drugiego, że na mecie pierwszy był Armstrong, a drugi Beloki (Bask, wtedy największy rywal Lance’a – red.). Nie mogłem uwierzyć. Jak to? Przecież mieli taką stratę. Parę minut. A jednak.
Dziś, gdy myślę, o tym moim "jesteś najlepszy", trochę mi głupio. Myślę sobie, że byłem trochę naiwny, podobnie jak wielu, którzy dali się omamić skali, rozmachowi jego sukcesów, nie zastanawiając się nad tym, czy sportowiec, nie biorąc, byłby w stanie coś takiego osiągnąć. Byłby w stanie tak szybko wspinać się na Alpe D’Huez. Bo okazuje się, że Lance rzeczywiście był the best, ale w innej konkurencji. W ściganiu na wspomaganiu. W oszukiwaniu ludzi, których zresztą w rozmowie z Winfrey przeprosił. Stwierdził, że mają prawo czuć się zdradzeni. Powiedział też, że stał się tyranem, że jak patrzy na siebie sprzed lat, to widzi sukinsyna.
Armstrong wygrywa na L'Alpe d'Huez:
To jest jeden Lance Armstrong. Taki, którego wielu z was nazwie oszustem. Wielkim oszustem. Ale jest też Armstrong – człowiek, którego motywacje jestem w stanie zrozumieć. Ofiara? Nie, to niewłaściwe słowo. Raczej człowiek, który zna realia, zna system i wybiera określoną drogę. Błądzi. Ale też człowiek, który w całym tym morzu zła uczynił dużo dobra.
Pomógł wielu ludziom
Rozmawiałem w grudniu z Grzegorzem Proksą, bokserem, miłośnikiem kolarstwa. Człowiekiem, dla którego to, czego dokonał Armstrong jest bardzo ważne. Proksa jednoznacznie go nie krytykuje, nie nazywa oszustem. Ba – sugeruje, że swoim życiem mógł odmienić życie wielu ludzi na lepsze. Życie ludzi schorowanych, nie widzących dla siebie nadziei. Przecież założył fundację, zbierającą pieniądze na walkę z rakiem. O książce Armstronga ("Liczy się każda sekunda") Proksa mówi tak: "To niesamowita rzecz, o pokonywaniu barier, o walce z ludźmi, którzy są wszyscy przeciwko. A to, że brał doping? To na pewno przykre i oburzające". I potem, nieco dalej w rozmowie o górskich etapach: "Widzisz ten niezbędny wysiłek i znasz się trochę na rzeczy, więc widzisz, że na samym makaronie się tego nie wyjedzie. Trzeba brać jakieś środki dożylne, jakieś kroplówki, bo to jest mordęga".
Michał Kwiatkowski to młody polski kolarz, rewelacja ostatniego Tour de Pologne. On z kolei mówił mi parę miesięcy temu, że paradoksalnie kolarstwo jest jedną z najczystszych dyscyplin. Bo kontrole są permanentne i nawet po wykryciu śladowych ilości jakiejś substancji, bez dowodów, kolarz jest wycofywany z wyścigu. A taki piłkarz, w tej samej sytuacji grał by dalej. Sorry Michał, ale nie kupuję tych słów.
To straszne liczby, przerażające
Bardziej do mnie przemawia to, co powiedział mi w trakcie wywiadu Krzysztof Wyrzykowski. Komentator Eurosportu, relacjonujący od lat największe Toury, zapytany przeze mnie o to, czy jest w ogóle jakiś kolarz, za którego mógłby zaręczyć, stwierdził: – Dzisiaj nie mogę tak powiedzieć o żadnym. W przeszłości mogłem tak powiedzieć dwa albo trzy razy i nie pomyliłem się mam nadzieję. Dotarliśmy niedawno z Tomaszem (Jarońskim – red.) do listy kolarzy, którzy sięgali po doping. Ci, którzy brali, do tego ci, którym udowodniono kontakty z podejrzanymi lekarzami. I ich są straszne liczby. Przerażające.
Armstrong w wywiadzie użył terminu "generation". Mówił o pokoleniu, które musiało to robić. Gdzie drużyny miały specjalne kody, którymi się posługiwały. Wiecie, jak w US Postal mówili na EPO? Edgar Allan Poe. Poeta musi się teraz w grobie przewracać.
Wywiad z Lancem Armstrongiem na Discovery Channel
Wywiad Oprah Winfrey z Lancem Armstrongiem będzie emitowany na kanale Discovery Channel:
Część pierwsza w piątek 18 stycznia o godz. 23.
Część druga w sobotę 19 stycznia o godz. 23
Wspomniany Wyrzykowski to zresztą w tym kontekście bardzo ciekawa postać. Gdy pracował we francuskim "L’Equipe" poznał Armstronga. Panowie nawiązali znajomość, a Armstrong zapraszał Wyrzykowskiego do swojej rezydencji nad pięknym, włoskim jeziorem. Dzwonił do niego sam z siebie. Gdy w Oslo w 1993 roku został mistrzem świata zawodowców i pojawił się na konferencji prasowej, od razu zauważył Wyrzykowskiego, podniósł ręce do góry i krzyknął: "Chris k… mać!". Armstrong, jeszcze przed chorobą, miał inne myśli. Mówił, że nie podoba mu się to, co dzieje się w kolarstwie. Że myśli o zakończeniu kariery. Po wyleczeniu nowotworu kontakt z Wyrzykowskim się urwał. Nagle. Lance się zmienił. Dziś Wyrzykowski mówi, że Armstrong to jego największa porażka w dziennikarskiej karierze.
Człowiek, który pobłądził
– Wszyscy popełniamy błędy. Ludzie nie są potworami – mówi w wywiadzie Armstrong o sobie i swoich znajomych, w tym podejrzanym lekarzu, z którym pracował. Dodaje, że zaczął się dopingować w połowie lat 90., a od 2005 roku nic nie brał. Przypomnijmy, potem startował jeszcze w Tourze dwa razy. Najpierw był trzeci, potem dwudziesty trzeci.
Armstrong zostaje mistrzem świata:
Ciekawe, jak za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będzie się o nim mówić. Jaka będzie pierwsza myśl, pierwsze skojarzenie z Lancem Armstrongiem. Dziś jest dla mnie sportowcem, który stanął przed trudnym wyborem. Albo kolarski niebyt, albo wspomaganie i być może sukcesy. Duże sukcesy. Wybrał to drugie. Jest też Armstrong – człowiek, który pobłądził, który potem brnął w całe to zło, ale też, co cenię, potrafił za to przeprosić. Potrafił stanąć przed setkami milionów widzów i powiedzieć: "Tak, brałem. Tak, zdradziłem was. Tak, oszukiwałem". To ważne.
Wręczyłbym taką łapówkę
Mam wrażenie, że nam – Polakom – bardzo łatwo jest oceniać innych ludzi. Stawiać od razu tezy. Ten dobry, ten zły. Ten jest oszustem, ten jest ofiarą systemu. O wiele trudniej jest nam się postawić w położeniu takiej osoby. Zrozumieć komplikacje, pojąć realia świata, w którym funkcjonuje taka osoba. Mówimy, że ktoś jest świnią, bo współpracował z SB, bo na kogoś doniósł. Krytykujemy posłankę Sawicką, którą niektórzy ukazywali jako kryminalistkę.
Podobnie jest z Armstrongiem, który w wywiadzie wypowiedział takie zdanie: "Nie robiłem niczego, czego nie robili inni". Albo inna wypowiedź Lance’a, z początku rozmowy: "Byłem w tej kulturze, ale nie potrafiłem jej zmienić". I jeszcze jedna, która dobitnie pokazuje, jak odbierał to wtedy, ze swojej perspektywy: "Nie czuję, że oszukiwałem".
Jakiś czas temu rozmawiałem, właśnie o Armstrongu, ze znajomym wykładowcą akademickim, mającym stopień doktora. Fragment tej rozmowy:
– Załóżmy, że chce pan się habilitować. I dowiaduje się pan, że każdy, by to osiągnąć, musi wręczyć łapówkę. Daje pan?
– A czy w sytuacji, którą pan tworzy, wypełniłem pozostałe kryteria? Mam określoną ilość publikacji i tym podobne?
– Ma pan.
– To oczywiście, że taką łapówkę bym wręczył.