Wezwanie przez polskie MSZ ambasadora USA Marka Brzezińskiego wywołało polityczną burzę. Nieprzemyślany ruch polskiej dyplomacji zauważono już nawet na Kremlu. Nie trzeba dodawać, że w putinowskiej Rosji "zarzuty" o rzekomej wojnie hybrydowej, jaką ma prowadzić amerykańska stacja, wywołują zainteresowanie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polskie MSZ wezwało ambasadora USA w związku z reportażem TVN24 pt. "Franciszkańska 3" dotyczącym roli Jana Pawła II w ukrywaniu pedofilii wśród księży
Sprawę zauważyła rosyjska agencja TASS, informując o tym, że nasza dyplomacja zarzuca amerykańskiej firmie... prowadzenie wojny hybrydowej
Jak już informowaliśmy, dość kuriozalny ruch PiS nastąpił po reportażu TVN24 pt. "Franciszkańska 3" na temat tego, co przyszły papież Jan Paweł II robił z wiedzą o pedofilii w Kościele. Ambasador USA Mark Brzeziński został wezwany w związku z działalnością "jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku.
Screen z artykułem agencji TASS o wezwaniu przez MSZ ambasadora USA i zarzucie, że amerykańska stacja telewizyjna prowadzi w Polsce wojnę hybrydową, udostępnił na Twitterze dziennikarz "Gazety Wyborczej" Bartosz T. Wieliński.
"Muszą mieć ubaw na Kremlu z działalności naszych dyplomatołków i ich mocodawców" – ocenił na Twitterze Wieliński. Jak można przeczytać w rosyjskim artykule, i co zauważyli też inni internauci, szczególne zainteresowanie wzbudził na Kremlu zarzut polskiego MSZ, jakoby Amerykanie prowadzili w Polsce wojnę hybrydową.
W czwartek pojawiła się informacja o wezwaniu przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ambasadora USA Marka Brzezińskiego.
"W związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku, MSZ zaprosiło ambasadora Stanów Zjednoczonych. MSZ uznaje, że potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie" – czytamy w komunikacie polskiego MSZ. W pierwszej wersji komunikatu była informacja " o wezwaniu ambasadora Stanów Zjednoczonych", a nie zaproszeniu.
Całą dość bulwersującą sprawę komentował w naTemat znawca protokołu dyplomatycznego dr Janusz Sibora. – Pierwsze pytanie: kto podjął decyzję? Nawet obserwując w Sejmie, jestem przekonany, że to decyzja polityczna, podjęta na Nowogrodzkiej – zastanawiał się Sibora, dodając, że możliwe, iż tę decyzję podjął prezes PiS lub ktoś z jego bliskich współpracowników.
– Kontekst tej decyzji jest polityczny, a my ryzykujemy stosunki z naszym najważniejszym partnerem politycznym. Były miesiące odbudowywania stosunków dyplomatycznych z zapaści. I w momencie, kiedy mamy tak dobre relacje z Waszyngtonem, podejmujemy
ostentacyjną grę polityczną. Decyzja została podjęta na Nowogrodzkiej, następnie przekazana "kanałami" do premiera i MSZ – dodał nasz rozmówca.
Zdaniem Sibory, PiS liczył na to, że pokaże swojemu elektoratowi, iż potrafi postawić się Stanom Zjednoczonym, ale przy okazji, nie zdaje sobie sprawy czym dla Amerykanów jest wolność mediów.
– Jakimi kanałami ma oddziaływać rząd USA na prywatną firmę (TVN - red.). W PiS nie mogą oczekiwać, że rząd USA będzie cenzorem, bo tak jest u nas, bo my żyjemy z cenzurą, bo tylu osobom zamknięto usta. Amerykanie na pewno tak nie myślą – pytał nasz rozmówca.