Wołodymyr Zełenski stanął po stronie protestujących Gruzinów. Teraz doczekał się riposty ze strony tamtejszego premiera Irakliego Garibaszwila. – Kliczko przemówił, jacyś dziwacy, ukraińscy politycy i jeszcze kilku innych żałosnych nieudaczników, którzy mówią, że zmiana, przewrót są potrzebne – skomentował.
Reklama.
Reklama.
Seria manifestacji w Tbilisi doprowadziła do zablokowania ustawy o "zagranicznych agentach". To zwycięstwo tamtejszych ruchów demokratycznych
Protestujących wsparła nie tylko prezydentka Gruzji, ale także przywódca Ukrainy. Wołodymyr Zełenski zapewnił, że Gruzini także będą członkami Unii Europejskiej
Polityk doczekał się riposty. Premier Garibaszwili zarzucił mu ingerowanie w sprawy suwerennego państwa
– Nie ma takiego Ukraińca, który nie życzyłby pomyślności naszej zaprzyjaźnionej Gruzji. Chcemy być w Unii Europejskiej - i będziemy. Chcemy, aby Gruzja była w Unii Europejskiej i jestem pewien, że tak będzie – powiedział Wołodymyr Zełenski.
W ten sposób prezydent Ukrainyodniósł się do ostatnich wielkich manifestacji, które przetoczyły się między innymi przez Tbilisi. Przywódca doczekał się riposty ze strony premiera Irakliego Garibaszwila. Ten zaapelował do Zełenskiego o niemieszanie się w sprawy innego kraju.
– Kiedy człowiek, który jest na wojnie, znajduje czas i odpowiada na destrukcyjną akcję, którą prowadzi tu w Gruzji kilka tysięcy osób, to jest to bezpośredni dowód, że ta osoba jest zaangażowana, zmotywowana, żeby coś się tutaj działo, żeby coś się zmieniło – powiedział na antenie TV Imedi.
– Kliczko przemówił, jacyś dziwacy, inni też wyszli, ukraińscy politycy i jeszcze kilku innych żałosnych nieudaczników, którzy mówią, że zmiana, jakieś scenariusze i przewrót są potrzebne... to bezpośrednia ingerencja – zarzucił.
– Teraz (Ukraińcy - red.) są w stanie wojny. Chcę wszystkim życzyć pokoju i ponownego zjednoczenia kraju, ale niech ci ludzie najpierw zatroszczą się o siebie i swój kraj, a my będziemy dbać o nasz kraj – podsumował.
Projekt został złożony przez partię Gruzińskie Marzenie, która obecnie pełni władzę w kraju. Zaproponowane przepisy zobowiązują do rejestrowania w charakterze "zagranicznych agentów" wszystkie organizacje, które 20 proc. funduszy otrzymują z zagranicy.
Dokument został ostro skrytykowany nie tylko przez opozycję, ale i samą prezydentkę Salome Zurabiszwilę. Ta już zapewniła, że zawetuje projekt, wskazując, że przepisy są pisane "pod dyktando Rosji".
Deklaracja przywódczyni nie ostudziła emocji społecznych. W kraju wybuchły poważne zamieszki. W ostatnich dniach na ulicach Tbilisi mogliśmy zaobserwować wielotysięczne manifestacje.
Zgromadzeni mieli oni ze sobą flagi Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Tłum krzyczał "Nie dla rosyjskiej ustawy" i śpiewał hymn państwowy. Niektórzy próbowali nawet wedrzeć się do parlamentu.
Protestujący niezmiennie mierzyli się z drastycznymi działaniami policji, która nie tylko dokonywała zatrzymań, ale także używała armatek wodnych i gazu łzawiącego.
– Apeluję do was, do tych, którzy stoją dziś na Alei Rustawelego - podobnie jak ja sama wiele razy tam stałam. Jestem z wami, ponieważ reprezentujecie wolną Gruzję. Kraj, który należy do wolnej Europy i nikt nie zdoła go zawłaszczyć – oświadczyła w minionym tygodniu Zurabiszwila.
Siła protestów ostatecznie zmusiła polityków z Gruzińskiego Marzenia do ustąpienia. Ci, choć przepchnęli ustawę przez parlament, nagle wycofali się z własnego projektu.
W oświadczeniu, cytowanym przez Reutersa, czytamy, że ugrupowanie "bezwarunkowo wycofuje się z ustawy, którą poparto bez żadnych zastrzeżeń". Jak wskazano, konieczne jest ograniczenie "konfrontacji" w społeczeństwie.