Kościoły św. Mikołaja w Gdańsku, czy św. Dominika w Warszawie co niedziela przyciągają tłumy. Aby uczestniczyć w wieczornych mszach, wiele osób przyjeżdża nawet z najbardziej odległych dzielnic. Coniedzielne migracje to nowy problem Kościoła? – Po frekwencji widać, czy eucharystia jest w porządku – komentuje ks. Leszek Slipek.
Najbardziej popularną mszą w Polsce w ubiegłym tygodniu była z pewnością ta, którą w gdańskiej parafii prowadził Jacek Krzysztofowicz. Jego wystąpienie z zakonu było ciosem dla wielu parafian. Część z nich przyjeżdżała do kościoła im. św. Mikołaja dlatego, że to właśnie on prowadził wieczorne eucharystie. Zachwalano jego kazania, kontakt z wiernymi i atmosferę, która panowała w kościele.
Msze takie, jak prowadzone przez Krzysztofowicza zdarzają się w każdym większym mieście. Parafianie wybierają je, bo są krótsze, mają lepszą oprawę i ciekawsze kazania. Churching to nowy problem Kościoła? A może okaże się dla niego remedium na problemy?
Odpływają młodzi
Jest nudno? Sztywno? Ksiądz podczas kazania nie spełnia oczekiwań? Nic prostszego. Po prostu zmieniam kościół. Tak myśli coraz więcej parafian. Wolny rynek sprzyja migracjom szczególnie w dużych miastach, gdzie – według badań przeprowadzonych przez ks. Sławomira Ziębę z UKSW – churching uprawia już większość młodych, wykształconych wiernych.
– W Warszawie, Poznaniu, Krakowie – wylicza ks. Kazimierz Sowa. – Wierni po prostu szukają miejsca które im odpowiada. Oceniają liturgię, jakość kazania, powierzchowność księdza. Ci wierni są bardziej widoczni, bo są ludźmi aktywnymi, udzielają się w portalach społecznościowych, dzielą się swoimi opiniami – mówi dyrektor Religia.tv.
Kościoły, do których wierni przenoszą się najchętniej to parafie prowadzone przez dominikanów, jezuitów, czy pallotynów, należą do nich także kościoły duszpasterstw akademickich.
– Taką jakością jest na przykład kościół na warszawskich Bielanach, gdzie pasterzuje ksiądz Wojciech Drozdowicz – dodaje ks. Sowa.
Wygoda
Na frekwencję w swojej parafii nie narzeka ks. Leszek Slipek. Do zmian parafii podchodzi jednak z pewnym dystansem. – Należy zapytać takie osoby, czego poszukują. Czy to pomaga im lepiej przeżywać eucharystię? To jest dla wiernego sprawdzian, bo ona nie jest sprawą estetyki. Łatwiej jest oczywiście przeżywać, kiedy to jest piękne, ale jednocześnie trzeba pamiętać, że nawet proste, nieodpowiadające oczekiwaniom ma prowadzić do głębszego zjednoczenia z Chrystusem – mówi ks. Slipek.
Ksiądz ma argument także dla tych, którzy zmieniają parafię ze względu na kazania. Jego zdaniem często chodzi po prostu o ich wygodę. – Jeśli wiernemu nie pasuje to, co podczas mszy mówił pasterz, jeśli czuje, że to nic nie wnosi, to wróciwszy do domu powinien w pierwszej kolejności wziąć do ręki Pismo Święte i rozważyć czytania na głębszym poziomie. Jeżeli on powiada, że to co słyszy jest marne, ale sam nie zobowiązuje się do lektury, to zmiana parafii jest negatywna – mówi ks. Slipek.
Zdaniem księdza Sowy, przenosiny z parafii do parafii mogą zaszkodzić samym wiernym. – Paradoksalnie churching może być zagrożeniem dla człowieka, który uczyni z niego sztukę samą w sobie. Bo po tych wszystkich zmianach może okazać się, że przez cały czas ta osoba po prostu szukała wymówki – mówi.
– To nie jest kwestia estetyki, tylko odpowiedzialności za Kościół – dodaje ks. Slipek. – Jeśli ktoś już decyduje się na zmianę parafii, powinien się z nią związać. To nie musi być kwestia miejsca zamieszkania.
Mniej na tacy
Mniej wiernych w kościele, to dla parafii jednak poważny problem. – Mniej wiernych związanych z kościołem to mniej pieniędzy na tacy, rzadsze przyjęcia kapłanów po kolędzie, mniej udzielanych sakramentów – mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Ks. Kazimierz Sowa widzi jednak pozytywy – skoro wierni głosują nogami, to proboszczowie parafii powinni postarać się, by w jakiś sposób ich u siebie zatrzymać. – To jest dla kościoła pozytywne. Jeśli ja bym widział odpływ ludzi w mojej parafii, musiałbym się zastanowić co się dzieje – mówi ks. Sowa. – To zjawisko pokazuje, że ludzie są też podmiotem. Że nie chodzi tylko o spełnienie obowiązków, ale także zrobienie czegoś dla ludzi.
– Po frekwencji, po obecności ludzi widać, czy eucharystia jest Ok – dodaje ks. Slipek.
Niektóre diecezje zdają się to już dostrzegać. Papieski Wydział Teologiczny organizuje kursy dla proboszczów. Dla młodych kapłanów organizowane są kursy wygłaszania kazań, a kleryków w seminariach uczy się tworzenia parafialnych wspólnot. Ale do wzorca amerykańskiego, w którym duchowni zatrudniają profesjonalnych muzyków i chóry, by przykuć uwagę parafian, jeszcze daleko.